Bywał bohaterem powieści, śpiewano o nim piosenki, kręcono filmy. Był mówiącą encyklopedią wiedzy o mieście. Warszawski taksówkarz. Dawniej woził „zagraniczniaków”, gwiazdy estrady i kina, polityków i dziennikarzy, z rzadka artystów pędzla, czy dłuta, których czasami ponosiła ułańska fantazja. Warszawski taksówkarz, to był gość… Mówi się, że złote lata dla taksówkarzy definitywnie skończyły się wraz z nastaniem nowej epoki. Podobno to wzrost gospodarczy sprawił, że chętniej jeździmy swoimi autami albo metrem. Taksówkami zaczęliśmy jeździć coraz rzadziej, a taksówkarzom skończyło się El Dorado. Powstał nawet związek zawodowy pn. „Warszawski Taksówkarz”, którego celem jest poprawa bytu taksówkarzy i ich rodzin oraz dbałość o godne wykonywanie zawodu taksówkarza.
Dlaczego o tym piszę. No właśnie, dlaczego? Chodzi o godne wykonywanie zawodu. Większość z nas, potencjalnych klientów pana taksówkarza uważa, że usługa powinna być szybka, bezpieczna i za uczciwą cenę. Wymagania, nic takiego. Zwyczajne. A tymczasem z jakością usług, a już na pewno z ceną bywa różnie, albo wcale nie bywa.
Ale do rzeczy. Ciepły wieczór w stolicy. Pod kolumną Zygmunta stoi kilka korporacyjnych taksówek. Zmęczeni spacerem po starówce, myślimy sobie - jest dobrze, chwila i będziemy w hotelu. Niestety ze stojących kilku taksówek, każda zajęta. Czekamy więc cierpliwie aż nadjedzie, wolna, która zawiezie nas pod wskazany adres. Nic z tego, co któraś podjedzie, to na pytanie czy nas podwiezie, kierowca odpowiada, że zajęta. Czekamy i przyglądamy się, bo na razie na sto procent nie wiemy, ale domyślamy się o co chodzi. Co jakiś czas do taksówek podchodzą ludzie o wyraźnie niesłowiańskim typie urody wsiadają i po chwili rozmowy z taksówkarzem odjeżdżają. Po jakimś czasie do taksówki wsiada para młodych, o śniadych twarzach i czarnych jak węgle oczach. Po krótkiej rozmowie z właścicielem taxi wysiadają i stają obok nas. Podchodzę i pytam dlaczego nie odjechali? Za dojazd do hotelu Radisson Blue na Sobieskiego, trasa około 4 km, kierowca życzył sobie 250 zł. Dużo. Ale już przynajmniej wiem dlaczego żaden taksówkarz nie chciał nas podwieźć.
Nadjeżdża kolejna korporacyjna taksówka. Wsiadam i po angielsku zamawiam kurs do hotelu, podaję nazwę. Uprzejmy kierowca zaprasza do wygodnego zajęcia miejsca. Zanim to zrobię pytam o cenę. Jest dziesięciokrotnie wyższa od tej, którą zapłaciliśmy taksówkarzowi zamówionemu w hotelowej recepcji, jadąc w tę stronę. Gdy po polsku wyraziłam zdziwienie, że to bardzo drogo, taksówkarz już nie tak uprzejmie wyprosił mnie z taksówki.
Historia lubi się powtarzać, a taksówkarze lubią wozić „zagraniczniaków”- pomyślałam.
Może teza, że Polacy nie lubią obcokrajowców i boją się uchodźców jest tak samo mocno przesadzona, jak to, że dla warszawskich taksówkarzy skończyły się czasy prosperity. W swoich rozmyślaniach pójdę dalej. Może ci których tak chętnie wożą warszawscy taksówkarze, to nie turyści, a uchodźcy, tyle, że lepiej sytuowani od tych uciekających przed skutkami wojny.
Wiesława Kusztal
Napisz komentarz
Komentarze