Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
czwartek, 21 listopada 2024 07:40
Reklama dotacje rpo

Sanatoryjny numer 4457

Sanatoryjny numer 4457

Edi Edson, bo tak go nazywają, wychodzi z cienia. Na emeryturze trudno złapać jakieś zajęcie. Oczywiście, oprócz dziadkowania. Pomyślał, że mógłby się nauczyć języka angielskiego, bo w życiu może się przydać. Poszedł w tym kierunku.

 

Czasu nie zmarnował. Znalazł w Trójmieście odpowiedni kurs i jest bardzo zadowolony. Tamże poznał kilku ludzi, w podobnym wieku, emerytalno-refleksyjnym. A jedna z pań,

pani Zyta, świeża emerytka

choć z żółtymi zębami, zapytała go jak sobie radzi, bo już zdążyła się dowiedzieć, że Edi to wdowiec. Rozmowa potoczyła się w takim kierunku:

- Jakoś sobie radzę.

- Ale jak? - była ciekawska.

- Normalnie – Edi Edson próbował ją skasować.

- Jak, normalnie???

- Śpię, budzę się, myję się, golę się, ubieram się, robię sobie śniadanie, idę na spacer, albo jadę do centrum Gdyni, do syna, do synowej, do wnuczek, albo jadę do Gdańska, do drugiego syna, do drugiej synowej, do wnuczki i dwóch wnuków.

- To dobrze, jest do kogo dziób otworzyć, porozmawiać, podziadkować, przyjemnie z rodziną – babsko rozgadało się. - A leki jakie pan bierze?

- Jakie leki?

- Leki od lekarza! Co się pan dziwi?

- Dziwię się, bo po co mi leki, skoro nic mi nie jest...

- Tak się tylko panu wydaje. Na pewno coś panu dolega. Już ja wiem coś o tym, że wspomnę tylko o prostacie...

- Co mi pani wciska jakąś chorobę jak nic mi nie dolega...

- Tak tylko się mówi....

Na szczęście mocno spóźniony lektor języka angielskiego przerwał ten dialog o zdrowiu bliźnich. Jak się później okazało, nie tyle przerwał, co zawiesił, na czas godziny lekcyjnej.

Zamknął zeszyt, sięgnął po palto, ale wszystko w biegu, żeby pani Zycie zejść z oczu, sięgnął lewą reką do rękawa i już był na korytarzu. Otworzył drzwi, a za drzwiami, już na chodniku oczekiwała na niego pani Zyta.

- A co się pan tak spieszy? Dzieci płaczą, żona czeka?

- Żona zmarła dwanaście lat temu...

- Przepraszam... - zasłoniła ręką usta, sygnalizując bolesną powagę, niezręczność.

- Do zobaczenia w piątek – usłyszała. - O której to będzie?

- O siedemnastej, w tym samym miejscu! - powiedziała z wdzięcznością.

- No to, do zobaczenia – Edi Edson sam się zdziwił swoją grzecznością. Nie wypadało inaczej, powiedział do siebie. Spojrzał na zegarek i poszedł na dworzec w Sopocie, wsiadł w eskaemkę i pojechał do siebie, na Grabówek. W kolejce, przy migających światłach trójmiejskiej aglomeracji,

w zapadającym wiosennym zmroku,

zastanawiał się, o co tej kobiecie tak naprawdę chodziło. A najbardziej o jej uwagi na temat leków, stanu zdrowia. Nic mu nie pasowało.

Dni stawały się coraz dłuższe. Znów nadszedł termin konwersacji językowej, zasób słów się powiększał. W kolejce przypomniał sobie melodię z lat młodości when I was young. Uśmiechnął się mrucząc pod nosem. Eskaemka przyhamowała przy peronie w Sopocie. Szedł Monciakiem na lekcje, when I was young. Ale kto to śpiewał? Chwila namysłu nie trwała dlugo, Eric Burdon and The Animals, ci goście od domu wschodzącego słońca. Ha, ha, pamięta się te czasy. Skręcił w uliczkę gdzie był ośrodek nauki języka angielskiego.

 

Tym razem było inaczej niż poprzednio. To nie pani Zyta zaczepiła Ediego Edsona, to on był ciekaw dlaczego zapytała o jego zdrowie, samopoczucie i te duperały o braniu leków... Podszedł do niej, jeszcze był prawie kwadrans do rozpoczęcia lektoratu....

- Wie pani – skierował się do Zyty z żółtymi zębami – wczoraj długo nie mogłem zasnąć, bo zostało mi w głowie to, co pani mówiła o zdrowiu...

- I co? Opadł pan na siłach, może coś się panu przyśniło?

- Nie, ale pomyślałem, że może warto by jednak pójść do lekarza, zrobić sobie przegląd techniczny i, wie pani, zapytać o sanatorium.

- A widzi pan! - z dumą i uśmiechem niemal wykrzyknęła. - Już myślałam, że pan taki jakiś mało domyślny. Gratuluję, niech pan działa. Ja już od roku jestem na liście...

- Niemożliwe??? - autentycznie zdziwił się Edi Edson.

- Mam numer 2899! Nie wierzy pan?

- Nie o to chodzi... Wiem już teraz, że to trudny problem.

- It's very big problem, I know something.

- Yes, of course – Edson błyskawicznie podjął konwencję obcojęzyczną.

Od tego dnia Edward Edi Edson miał w głowie już tylko jedno: sanatorium. Jak to w ogóle mogło się zdarzyć, zastanawiał się, że nigdy mi nie przyszło na myśl, żeby skorzystać z takich możliwości. Ilu to emerytów jeździ tu i tam, z różnych stron się słyszy. Nawet Bodek był, synowej ojciec. No tak, ale on miał zawał. Ciekawe co mnie lekarz wynajdzie, z czym pójść do niego.

Mijały dni, tygodnie,

miesiące, minął rok. Skończył się lektorat z angielskiego, zaczęły się nudy, czasami dziadkowanie, wnicząt pilnowanie. Przypadek sprawił, że medycyna wkroczyła w jego życie wyciągając pomocną dłoń. Otóż Edi złamał rękę. Przy tej okazji, nasłuchał się w poczekalniach, w szpitalnych korytarzach bardzo dużo o wszystkich chorobach. Wybrał z tego chaosu zdań, opinii i prawdopodobieństw coś dla siebie. Postawił na nadciśnienie tętnicze i arytmię serca. I z tym poszedł do swojej przychodni, do lekarza rodzinnego. Ten, by uzyskać pełen obraz pacjenta Edsona, skierował go do pracowni diagnostycznej żeby zrobił sobie: morfologię, kreatyninę, GFR, elektrolity, lipidogram, THS, glukozę, HbA1c, ALT, kw. moczowy. Po lekturze wyników, gdy lekarz wydał dość optymistyczną ocenę stanu zdrowia Edi Edson odważył się zadać dość kręgujące – jak to określił pytanie: panie doktorze, czy może mnie pan skierować do sanatorium? Byłoby to, według mnie, jeszcze jakimś dodatkowym lekiem na moje przypadłości.

- Ależ pan jest zdrowy, panie Edsonie! A skierowanie do sanatorium? Proszę bardzo, należy się panu. W końcu osiągnął pan wiek senioralny, a my, służba zdrowia, mamy wielki szacunek dla takich jak pan! - lekarz wyciągnął formularz, po kilku minutach Edson był wniebowzięty! Od razu poszedł zarejestrować skierowanie, bo wiedział, nie tylko od pani Zyty, że jest kolejka i trochę czasu minie. Otrzymał numer 5487!

W tym momencie zaczął się

nowy rozdział w życiu Ediego Edsona polegający na oczekiwaniu, sprawdzaniu, codziennej niemal kontroli w internecie, rodzących się pytaniach i wątpliwościach. Czeka na swój termin, ale to nie wszystko. Nie wie, nawet nie domyśla się, gdzie trafi. W zakłopotanie wprowadził go Bodek, ojciec synowej.

- Pierwszy problem, to gdzie trafię. Prawdę mówiąc wolałbym gdzieś, na południe. Jest w czym wybierać. Polanica, Lądek, Świeradów, Krynica, Kudowa, wszystko Zdroje, Szczawnica... Daleko, ale inny kraj, góry – rozmarzył się Edi. - Wsiądę w samochód, pojadę sobie, wszedzie dojadę. Pozwiedzam....

- Drogi Edsonie – Bodek zaczął uroczyście – jeśli chodzi o jazdę samochodem odradzam. Osobiście odradzam. Auto masz już wiekowe...

- Gdzie tam! Dwa tysiące szósty rocznik!

- Więc mówię: wiekowe – Bodek wrócił do swojego trybu myślenia – rozkraczysz się na autostradzie, albo gdzieś tam pod Jelenią Górą i co wtedy? Będziesz dryndał do Gdyni, żeby cię ściągnąć?

- Nie strasz...

- Edi, posłuchaj. Ja nie straszę, ja pokazuję możliwości. Staniesz na amen, dajmy na to, w Szklarskiej. I będą cię ciągnęli do najbliższego mechanika w Jakuszycach, albo do Harrachova, tam gdzie ta mamucia skocznia, rozpadająca się ze starości. Tam jest warsztat samochodowy, prowadzi go Jan Rutka, w porządku gość. Owszem, będzie jakiś pożytek z tej kombinacji, bo przynajmniej napijesz się piwa, w tej Czechii.

- Jak mówisz?

- W Czechii, tak jest teraz poprawnie. Czeskiej Republiki już nie ma, mam na myśli nazwę.

- Aleś mnie zagadał!!! - Edi Edson złapał się za głowę. - To jak radzisz? - był już cały w nerwach.

- Spakujesz walizkę i na pociąg.

- Niby tak, ale nie mam walizki na kółkach!

- To sobie pożycz od dzieciaków. Oni jeżdzą na narty na Słowację czy do Austrii, to muszą mieć. Ostatecznie weźmiesz moją.

Edson już się zapędził

choć jego numer oczekiwania na wyjazd (dla przypomnienia 4457) jeszcze nie drgnął, do niczego jeszcze nie upoważniał. Ponieważ miał uporządkowany styl życia chciał być przygotowany na wszystko, niemal w każdej chwili. Synowie natychmiast skorzystali z okazji zbliżających się urodzin Ediego Edsona i uradzono rodzinnie, że trzeba tatę i teścia wyposażyć w tzw. pakiet sanatoryjny. Na niego złożyły się: sportowe obuwie firmy niemieckiej, 10 par skarpet, 10 par majtek, koszulki sportowe T-shirt (10 sztuk), góra od dresów z napisem POLSKA na plecach w kolorze czerwonym i granatowe spodnie z trzema paskami. Na niedzielę T-shirt z białym orłem. Do tego walizka na kółkach.

 

Z podziwem spoglądał na ów prezent Bobi Bobson, szwagier Ediego, który na urodziny przyniósł mu tort bezowy, częściowo zniszczony podczas wchodzenia po schodach i korkociąg. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie ciekawski charakter Bobsona i walizka, w której był pakiet sanatoryjny.

- A gdzież to się wybierasz? – zapytał Bobson.

- Pewnie jeszcze nie wiesz... Do sanatorium jadę, na pewno w góry, gdzieś do Szklarskiej, albo Kudowy.

- Skąd wiesz? - Bobson dociekał.

- Nie wiem, ale może tak być.... - już stracił koncept, wkurzony na Bobsona, który śmiał coś innego sugerować

- A jak dostaniesz skierowanie na Sopot??? - Bobson wystrzelił petardę, która mocno ugodziła jubilata. Ten rozłożył bezradnie ręce, spojrzał na walizkę, wyciągnął z niej górę od dresów z napisem POLSKA i odpalił równie sensownie:

- Będę wściekły... Morze widzę z okna.

- Będziesz u siebie, jak w domu – Bobson pognębił szwagra jeszcze bardziej.

- Górę od dresów raz prałem, napis nie schodzi. Polska zostaje. Nie ma lipy – przynajmniej z czegość był zadowolony.

*

Okazuje się, że pani Zyta, ta z żółtymi zębami, mieszkająca we Wrzeszczu, dostała Sopot. Wyjeżdża w maju. Zadowolona, bo jej celem było wyjechać byle gdzie, byle do sanatorium. Natomiast Edi Edson czeka. Śnią mu się góry. Nie brał pod uwagę, że mogą to być kaszubskie moreny...

Tekst i fot. Bogumił Drogorób

 

 

 

 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Kuracjuszka 11.05.2023 20:13
Ale NUMER opisał super Redaktor Bogumił! A tak naprawdę - to z czekaniem do sanatorium - to też numer i to w kolejce długiej! A tyle dajemy na NFZ, by zdrowym być i marzyć, by mieć wciąż te dzieścia lat.. kuracjuszka, ale jeszcze bez numeru.....

Reklama
Ostatnie komentarze
Autor komentarza: LupusTreść komentarza: Narazie zabawa. Oglądaliśmy rzuty. Grzmi tylko oszczepniczka małolatka U-14. Za rok prawda o potędze wyjdzie albo nie. Kto wejdzie na bieżnię, ten jest lekkoatletą, a ten kto z nimi jest na bieżni jest trener z nazwy. Data dodania komentarza: 16.05.2023, 20:44Źródło komentarza: Lekkoatletyka. Sukcesy brodnickich biegaczyAutor komentarza: KuracjuszkaTreść komentarza: Ale NUMER opisał super Redaktor Bogumił! A tak naprawdę - to z czekaniem do sanatorium - to też numer i to w kolejce długiej! A tyle dajemy na NFZ, by zdrowym być i marzyć, by mieć wciąż te dzieścia lat.. kuracjuszka, ale jeszcze bez numeru.....Data dodania komentarza: 11.05.2023, 20:13Źródło komentarza: Sanatoryjny numer 4457Autor komentarza: joko Treść komentarza: Niech się wasz trener nie chwali . Słyszałem ze dawniej jemu wszystkie plany przysyłał i był na obozach jakiś trener z Iławy. Dlatego w mukli miał nawet mistrzów Polski na 400m i w sztafetach. Teraz leci na jego planach, ale wyników medalowych to oni od 6 lat nie mają, bo z tego trenera zrezygnował. Mukla ma nawet dobry do LA stadion a lepiej żeby miała dobrego trenera do medali. Chyba że wpadnie mu jakiś zawodnik co był już mistrzem Polski, to może zrobi z niego mistrza województwa. Data dodania komentarza: 9.04.2023, 09:00Źródło komentarza: Lekkoatletyka. Pot i ciężka pracaAutor komentarza: lolek Treść komentarza: Mierne ta wyniki latem mieliścieData dodania komentarza: 8.04.2023, 20:30Źródło komentarza: Lekkoatletyka. Pot i ciężka pracaAutor komentarza: WiKTreść komentarza: Życzę powodzenia i zachwyconych gości. Oczywiście ciekawa jestem jak kaczka się udała?Data dodania komentarza: 7.04.2023, 23:17Źródło komentarza: Kaczka faszerowana kasząAutor komentarza: CzesiaTreść komentarza: Super Wiesiu! Takie danie po nowemu zrobię na te Święta, bo do tej pory głównym dodatkiem był ogrom jabłek... Dzięki za przepis.. Dam znać, jak smakowała gościom... pozdrawiam już z apetytem! CzesiaData dodania komentarza: 7.04.2023, 17:17Źródło komentarza: Kaczka faszerowana kaszą
Reklamadotacje rpo
Reklama