Jadą stępa, nigdzie im się nie spieszy. Bocznym traktem, bo to lepiej i dla koni, i dla nich. W tej właśnie kolejności, bo najważniejsze są konie. Kilka dni temu ich trakt przecinał Brodnicę.
Konni pielgrzymi, tak też się nazywają, choć ważniejsze dla nich jest zaszeregowanie, przynależność. I tak Jacek Żywiec, pod nim koń siwy, jest porucznikiem Pułku 4 Ułanów Zaniemeńskich, Stadnina Koni Kalinówka. Zwraca szczególną uwagę na zapis: Zaniemeńskich. - Ponieważ mylą niektórzy nazwę pułku mówiąc Zaniemieckich, Zaziemiańskich. Geneza jest taka, jest rzeka Niemen, a ułani pochodzący zza Niemna, to właśnie Ułani Zaniemeńscy. Żeby jeszcze bardziej sprawę skomplikować Jacek Żywiec dodaje do przynależności chorągwi: mąż właścicielki stajni Tarpan, towarzysz husarii kujawsko-pomorskiej.
Drugi konny, na kasztanie, to Czesław Badzionny, rotmistrz Pułku 4 Ułanów Zaniemeńskich, w mundurze Wojska Polskiego II Rzeczypospolitej. Są jeszcze inni, którzy dołączą. Jak choćby mości Andrzej Podolski ze Sztumu, który zapisuje się zawsze na każdą, najdziwniejszą eskapadę, na przykład rowerem na Biegun Północny. Ma lat 75 i uważa, że siedzenie w domu nie jest zdrowe, pozbawia człowieka możliwości poznania świata. Ten z kolei przedstawia się jako Andrzej Józef Podolski, syn Modesta i Urszuli ze Sztumu, rycerz Bractwa Rycerskiego Zamku Bratian, uczestnik bitwy pod Grunwaldem po stronie krzyżackiej, aktualnie uczestnik rekonstrukcji bitwy pod Krajantami. Tego trzeba wysłuchać, inaczej nie powie ani jednego słowa.
Wśród towarzyszy podróży będzie też Zbyszek z Wałbrzycha przypisany do 14 Pułku Ułanów Matki Boskiej Jazłowieckiej.
Na szlak św. Jakuba, który wiedzie przez Europę do Santiago de Compostela, wyruszyli w zeszłym roku w pierwszych dniach kwietnia w Tallinie i po miesiącu zakończyli wędrówkę w Olsztynie. - Konie zapoznały się z morzem poprzez Zatokę Fińską, musiały zamoczyć nogi – opowiada Czesław Badzionny. - I dalej, już wedle szlaku. Ale zanim doszliśmy do Tallina byliśmy po drodze w Trokach, Wilnie, w Ostrej Bramie, na cmentarzu Na Rossie. Zrobiliśmy 1475 kilometrów.
Mości panowie nie jadą kupą. Uzgodnili system sztafetowy. Konie jadą samochodem dla koni, jeden pielgrzym na koniu. A potem zmiana. I tak do końca.
W Brodnicy pożegnałem się z rotmistrzem Czesławem Badziannym, który stępa zmierzał do Radzik Dużych. W Radzikach Dużych, przed kościołem pw. św. Katarzyny Aleksandryjskiej czekał już towarzysz husarii Jacek Żywiec, któremu towarzyszył mości Andrzej Szalkowski na koniu, w cywilu dyrektor Muzeum Ziemi Dobrzyńskiej w Rypinie, w ubraniu pielgrzyma. Obaj jeźdźcy udali się następnie w kierunku Golubia – Dobrzynia, gdzie na zamku popas, odpoczynek.
W tym roku konni zamierzają dotrzeć do Słubic, przekroczyć tam granicę i dalej w stronę granicy niemiecko-francuskiej. W przyszłym będzie ostatni etap – do Santiago de Compostela.
- Są trzy powody, dla których wędrujemy konno: duchowy, to oczywiste, poznawczy – świat poza autostradami jest niezwykle ciekawy i trzeci; robimy to co chcemy, to właśnie nasza pasja – wyjaśnia Jacek Żywiec, porucznik Pułku 4 Ułanów Zaniemeńskich, mąż właścicielki stajni Tarpan, towarzysz husarii kujawsko-pomorskiej.
Tekst i fot. Bogumił Drogorób
Napisz komentarz
Komentarze