W podróż na tzw. ścianę wschodnią wybraliśmy się w ostatni przedświąteczny weekend. W przydomowych ogródkach, zarówno w miastach, jak i na wioskach widać porządek. Wszystko wygrabione i posprzątane po zimie.
Do Białegostoku, stolicy Podlasia przyjechaliśmy w niedzielę Palmową. Kościoły pełne ludzi, z palemkami gotowymi na prysznic ze święconej wody. Te zrobione w domu, albo kupione od ulicznego handlarza także.
Kolorowe plakaty i banery, których pełno nie tylko w całym mieście, ale też na drogach wiodących do Białegostoku informują o odbywającym się wielkanocnym jarmarku. Gdy dochodziliśmy do Placu Kościuszki, już z daleka czuć było zapach wędzonych w prawdziwy dymie, nie farbowanych w aromatyzowanej kąpieli, wędlin. Tuż za Muzeum rozstawiono stragany z wielkanocnymi przysmakami, przygotowanymi przez lokalne gospodynie i gospodarzy.
Ludzie serdeczni i rozmowni. Zachęcają do próbowania potraw, chętnie dzielą się przepisami, opowiadając przy tym o różnych tradycjach rodzinnych.
Współistnienie wielu kultur w Białymstoku od wieków przyczyniało się do rozkwitu miasta i regionu. Tuż obok siebie żyli Polacy, Rosjanie, Białorusini, Tatarzy, Żydzi, Litwini i Ukraińcy. Każdy naród do tej wspólnoty wnosił coś odrębnego, swojego. Z jednej strony staranno się zachować własną tożsamość, z drugiej zwyczaje i tradycje wzajemnie się przenikały.
- Na Podlasiu, przygotowania do Wielkanocy zaczynają się już kilka tygodni wcześniej – mówi pani Helena, właścicielka ogromnego stoiska z wypiekami. - Najpierw trzeba wysprzątać dom i wstawić gałązki wierzbowe do wody, aby później mogły być wykorzystane do palemki i zdobienia koszyka wielkanocnego. Na Podlasiu jak święconka, to koniecznie musi być biała kiełbasa, szynka, chleb, sól i jajka. Dawniej święcono także sery, ciasta, masło oraz chrzan, no i baranek, wykonany z masła albo ciasta.
Wielkanoc w rodzinie Heleny, to czas wyjątkowo uroczysty i pełen smakołyków. Po długim i solidnym poście, wszyscy czekają na bogaty stół. Specjałów, które oferują podlaskie gospodynie jest mnóstwo. Takiego bogactwa potraw i smaków nie ma chyba w żadnym zakątku Polski. Oprócz przeróżnych domowych marmolad, wędzonych wędlin z pyszną wędzoną, czy bejcowaną w ziołach słoniną, można również kupić domowy chrzan, babki, kiszki ziemniaczane, kartacze, dorodne sękacze i np. wybornego makowca tatarskiego. Nie mówiąc o wspaniałym, prawdziwym chlebie. Mając tak wielki wybór pyszności aż chce się urządzać święta.
Ale, aby skosztować wszystkich, lokalnie wyprodukowanych specjałów trzeba by przygotować się na całodzienny spacer i prawdziwą ucztę, gdyż mieszkańcy Podlasia okazali się niezwykle serdeczni i gościnni. Przekonałam się o tym osobiście, spacerując między straganami. Co ciekawe, nie spotkałam żadnego stoiska z tzw. chińszczyzną. Podobno handlarze azjatyckimi wyrobami nie dostają od włodarzy miast zgody na stoiska na jarmarkach. Lokalne produkty górą.
Tekst i fot. Wiesława Kusztal
Napisz komentarz
Komentarze