Jako młoda dziewczyna zadecydowała, że będzie przedszkolanką, już nawet złożyła papiery do studium w Toruniu. Jednak za namową ojca rzemieślnika, Barbara Kamińska z Nowego Miasta Lubawskiego, rozpoczęła naukę zawodu w pracowni kuśnierskiej w Iławie. Ta profesja dawno nie ma racji bytu, ale umiejętności szycia przydają się do dziś.
Barbara Kamińska z domu Jankowska pochodzi ze znanej nowomiejskiej rodziny rzemieślniczej, związanej z szeroko pojętym oponiarstwem. Świadczenie usług dla mieszkańców było głęboko zakorzenione w tradycji rodzinnej. Barbara, jako młoda dziewczyna, sama zadecydowała, że rozpocznie naukę w Studium Wychowania Przedszkolnego w Toruniu. Była osobą umuzykalnioną, co miało ułatwić edukację w kierunku wychowania przedszkolnego.
Po naukę do zakładu kuśnierskiego
— W tym czasie do moich rodziców przyjechała nasza dobra znajoma pani Helena Balewska z Iławy, która prowadziła zakład kuśnierski. Zapytała mnie, gdzie będę kontynuowała dalszą naukę. Odpowiedziałam – wychowanie przedszkolne. Odparła, że wybrałam trudną profesję, argumentując, że praca z małymi dziećmi to ciężkie zajęcie. Zaproponowała przy tym rozpoczęcie nauki w jej firmie. Mówiła wtedy, że kuśnierstwo to atrakcyjny i dobrze płatny zawód. Nie do końca mnie to przekonywało — wspomina Barbara Kamińska.
Po kilku dniach ojciec Barbary, Edmund, ostatecznie przekonał córkę i rozpoczęła naukę w zakładzie rzemieślniczym pani Heleny. Podsumowaniem nauki w firmie kuśnierskiej, którą prowadził syn szefowej Krzysztof, był egzamin czeladniczy, który zdała celująco w Izbie Rzemieślniczej w Olsztynie.
Rozpoczęła pierwszą pracę w Domu Mody
W oddalonej o 25 kilometrów od Nowego Miasta Brodnicy funkcjonował znany Dom Mody, do którego ze świadectwem czeladniczym w ręku, udała się Barbara. Uznawana za ekskluzywną firma zajmowała kuśnierstwem i usługami krawieckimi. Po niedługim czasie szefowa zakładu, widząc umiejętności, podejście do pracy i zorganizowanie młodej nowomieszczanki, zaproponowała Barbarze objęcie stanowiska brygadzistki.
Dobre czasy kuśnierstwa się skończyły
— Z czasem dojazdy do Brodnicy stały się uciążliwe. Stwierdziłam także, że praca w obcym zakładzie ogranicza moje możliwości rozwoju. Zwolniłam się i po dwóch latach postanowiłam iść na swoje. Lokum pierwszego zakładu kuśnierskiego zorganizowałam nad budynkiem firmy oponiarskiej mojego taty. Działalność bardzo dobrze rozwijała się, bowiem w modzie były wszelkiego rodzaju damskie futra z naturalnych skór, panowie natomiast paradowali w kożuchach. Były to dobre czasy sprzyjające zawodowi kuśnierza. Potem kuśnierstwo umarło śmiercią naturalną. Rosła świadomość ekologiczna społeczeństwa, rozpoczęły się protesty w obronie zwierząt futerkowych. Taki był koniec mojej kuśnierskiej profesji. Jednak, to czego się nauczyłam, nie poszło na marne — opowiada Barbara.
Założyła szwalnię
Pani Barbara zaczęła się rozglądać na nową formą działalności. Dość szybko otrzymała ofertę zatrudnienia u swojego kolegi w zakładzie odzieżowym w Iławie. Nie skorzystała jednak z propozycji, ale nie tak do końca.
— Przyznam, że chęć działalności na własny rachunek okazała się mocniejsza i za namową znajomego z Iławy, otworzyłam w Nowym Mieście szwalnię, która weszła w kooperację z iławską firmą odzieżową. Trwało to całe piętnaście lat. Miałam zatrudnioną grupę szwaczek. Produkcja trafiała na kraj i do wielu zakątków Europy. Z mojej szwalni wychodziły kamizelki, spodnie garniturowe, kombinezony i wiele innych asortymentów odzieżowych. Produkcja była liczona w tysiącach sztuk — opowiada.
Wiele lat intensywnej produkcji zaczęło się odbijać negatywnie na psychice właścicielki i jej życiu rodzinnym. Barbara wspomina, że prawie nie było wolnych niedziel, a nawet niektórych świąt, bo najważniejsze były terminy. Szwalnia stawała się coraz bardziej jej kulą u nogi. W rezultacie, za namową męża Jarosława, szwalnia została zamknięta.
Pogotowie krawieckie i używana odzież
Kiedy nasza bohaterka ochłonęła, po kilkunastu latach produkcyjnej orki, uznała, że trzeba jednak coś robić. Postanowiła, że poprowadzi jednocześnie dwie działalności — Pogotowie krawieckie oraz sklep z sortowaną odzieżą używaną i nową. Maszyny miała po dawnej szwalni i na zapleczu sklepu zorganizowała zakład krawiecki, który świadczy drobne usługi przeróbek i napraw odzieży.
— Klientek nie brakuje, bowiem takich zakładów, jak pogotowie krawieckie jest jak na lekarstwo. Powiem, że teraz jestem bardzo zadowolona, a nawet szczęśliwa. Praca jest spokojna, znajduję czas na pogaduchy z klientkami. Pamiętam, jak znajome, przed otwarciem „pogotowia” mówiły: Basiu, ty chcesz w wieku kilkudziesięciu lat zmieniać swoje życie? Ja odpowiadałam, że każdy czas jest dobry na zmiany i dziś tego kroku nie żałuję.
Towarzyszą mi słowa mojego ojca
— Moim oczkiem w głowie jest również sklep z odzieżą używaną i nową. Są to ubrania wybrane. Nie kupuję tego w belach na kilogramy, ale korzystam z ofert wyspecjalizowanych firm, które przedstawiają towar przez internet. Potem dostarczane są rzeczy z metką fabryczną w bardzo dobrym stanie, z końcówek serii i kolekcji outletowych. Dość często trafiają się prawdziwe perełki z metkami znanych firm. Pomimo, że wszystkie koszty poszły w górę, mam stałą klientelę, która mi zaufała. Wiele zadowolonych klientek, które zrobiły u mnie zakupy, przyprowadza kolejne osoby — rodzinę i swoje znajome. Przez cały czas mam w pamięci słowa, które usłyszałam kiedyś od mojego nieżyjącego już ojca Edmunda. Mówił, że rzemieślnika powinna cechować sumienność, uczciwość i trzymanie się terminów, a zapłatę należy brać dopiero po wykonanej usłudze. To swoiste motto towarzyszy mi przez cały czas w życiu zawodowym — podsumowuje Barbara Kamińska.
Oprac. Bogumił Drogorób
Fot. Nadesłane
Napisz komentarz
Komentarze