Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
sobota, 5 kwietnia 2025 14:36
Reklama

Święta razem z ojcem

Święta razem z ojcem

To już drugą Wigilię i  święta  Bożego Narodzenia będziemy spędzać, tak jak zawsze chciałem, od kiedy zmarła moja mama. Świętować będziemy w naszym domu razem z moim tatą i oczywiście z moją ukochaną rodziną.

Wziąłem tatę do siebie by z nami  zamieszkał. Już na zawsze.  Nie uzgadniałem tego wcześniej z żoną, ani z dziećmi, ani tym bardziej z ojcem.  Nie planowałem tego. To była błyskawiczna decyzja, która zrodziła się z potrzeby serca. Po prostu pojechałem, jak  co roku tuż przed świętami, aby trochę z tatą posiedzieć. Razem napić się herbaty i zjeść pyszne makowe ciasto, jakie tradycyjnie dla dziadka upiekła moja starsza córka, Marysia. Tak było i tym razem. Piliśmy tę herbatę, właściwie w milczeniu. Rozglądałem się po ciemnych, pustych kątach, po mieszkaniu, w którym nie było czuć życia. Po mieszkaniu, w którym mimo, że było ciepło czuło się jak zimno chodzi po plecach. Patrzyłem na niegdyś silnego, dumnego mężczyznę, który na swoich barkach dźwigał los całej swojej rodziny oraz ludzi i ich rodzin, którzy byli jego podwładnymi. 

Nagle wstałem i powiedziałem, tato jedziesz ze mną. Nie protestował. Tak jakby był przygotowany na tę propozycję. Jakby na nią czekał. Spakował się sam tylko w jedną torbę. Zrobił to dość sprawnie. Zabrał trochę bielizny, ciepły sweter, kapcie i dwa oprawione w ramki zdjęcia. Jedno ślubne moich rodziców i to drugie z wnuczkami, z dedykacją „Najlepszemu na świecie Dziadkowi”.

Drugie święta razem

Teraz, już niedługo, zacznie się drugi rok, jak w naszym domu zamieszkał z nami staruszek. Mój ojciec. Chudziutki, z bialutkimi włosami na głowie, w grubych wełnianych skarpetach, zrolowanych, jak obwarzanki nad kostkami i w ciepłych, filcowych  kapciach. Spaceruje po mieszkaniu, cichutko szurając nieco za dużymi pantoflami. Ostrożnie zatrzymuje się przy każdym progu i z dumą pokonuje napotykane przeszkody. Półtora centymetrowej wysokości metalowe progi, maskujące połączenia paneli podłogowych. Przechodząc w pobliżu kanapy uśmiecha się do okupującego ją kota. Tak samo łagodnie uśmiecha się i cieszy jak odgadnie imię któregoś z dzieci moich braci, kiedy przychodzą w odwiedziny do dziadka. W dużym skupieniu słucha ich opowieści o szkolnych zajęciach, czy zabawach z kolegami. Odnosimy wrażenie, że tata nie bardzo rozumie  o czym oni mówią, ale serdeczny uśmiech nie znika z jego twarzy, do tego potakiwanie głową na znak, że się ze wszystkim zgadza. Dzieciaki szczęśliwe, że mają wiernego słuchacza, opowiadają dużo i coraz głośniej, przekrzykując się nawzajem. Najczęściej jednak, gdy jesteśmy tylko my, słucha opowieści niewidzialnych ludzi i każdego dnia coraz bardziej przejęty opowiada, ale tylko  mnie, różne  historie, które one, te duchy, mu przekazały.To jest jego tajemniczy świat z którego ani myślę go wyciągać. Niech sobie żyje wśród postaci z jego dzieciństwa i młodości, usadowionych w pomieszanej i nierealnej czasoprzestrzeni. Dla mnie liczy się tylko to, że jest spokojny i szczęśliwy.

Tata uwielbia landrynki

Odkąd wiele lat temu rzucił palenie, każdego dnia, kilka a może kilkanaście razy, długo i starannie ssie landrynki, od czasu do czasu popija je herbatą, trzymając filiżankę obiema rękami, gdyż jedna za bardzo się trzęsie. A przecież on nie chce rozlać ani jednej kropli. Tak bardzo się stara żeby nie narobić kłopotu. Zapewniam go, że to żaden problem gdyby nawet tak się stało, przecież to nic strasznego. Podłogę się wytrze i po wszystkim. - Ale po co to robić. Lepiej żeby nie trzeba było wycierać - mówi zatroskany. Lubię patrzeć na ten jego spokój i zadowolenie. Ale gdy tak go obserwuję to zauważam, że coraz częściej tata bierze do ręki zdjęcie ślubne na którym widać, że razem z mamą byli bardzo młodzi i szczęśliwi. Zdarza się, że coś mówi do tego zdjęcia. Lubi też wpatrywać się w Marysię, moją córkę, gdyż jak twierdzi, jest bardzo podobna do mojej mamy z tego zdjęcia. Mówi, że jest tak samo śliczna i podobnie się uśmiecha. Dzisiejszego przedpołudnia, zszedłem do pokoju, abyśmy razem wypili herbatę i zjedli po rogaliku, gdy spojrzałem na tatę zamyśliłem się i  przez dłuższą chwilę patrzyłem na niego. Nagle zdałem sobie sprawę jaki jest stareńki i bezradny. Dotarło do mnie, że nie zauważyłem tego momentu, kiedy przestał walczyć oraz udawać dorosłego i silnego. Całkowicie, w każdym calu, swoje życie powierzył mnie. Z moimi dziećmi i z żoną ma bardzo dobre i serdeczne relacje, ale  najważniejsze dla niego jest to, żebym ja był w domu. Oddycha wtedy z ulgą i uśmiecha się serdecznie gdy skądś wracam. Nie wychodzę na długo. Czasami tylko wpadam do pobliskiego sklepu po jakieś drobne zakupy. Najczęściej wychodzę wówczas, gdy tata się zdrzemnie. Robię tak, aby sam zostawał jak najkrócej. Niby nie ma pretensji gdy muszę wyjść, ale nie lubi tego. 

Najwięcej pracuję zdalnie 

w domowym gabinecie, na piętrze. Dlatego praktycznie gdyby była taka potrzeba, byłbym na każde jego zawołanie. Ale broń Boże nie mogę powiedzieć, że tata jest, choć w najdrobniejszy sposób męczący, że nadużywa naszego czasu. Raczej czeka aż ja, czy któryś z domowników do niego przyjdzie. Stara się być jak najmniej absorbujący. Nie zauważamy, żeby był czymś skrępowany, ale tak po prostu ma. My z kolei mamy nadzieję, że spełniamy jego oczekiwania. Codziennie gotuję mu zupę na obiad, tak, jak w dzieciństwie, mama gotowała dla mnie i dla moich braci. Robię też jego ulubione mięciutkie kluski leniwe z cukrem i cynamonem, gotuję budynie, które też uwielbia. Jednym słowem staram się dogadzać tacie i umilać mu pobyt u nas. 

Długi czas podziwiałem ojca

Tata zawsze był bardzo odpowiedzialny i dokładny w tym co robił. Dużo pracował aby utrzymać rodzinę i mama mogła zostać z nami w domu. Mimo, że często wracał po pracy zmęczony, zawsze znalazł czas, aby powygłupiać się z nami, czy pomóc przy lekcjach. Chętnie to robił. Zwłaszcza lubił pomagać nam z matematyki i innych przedmiotów ścisłych. Odkąd pamiętam ojciec był dla mnie wzorem i moim bohaterem. Z tego co pamiętam zacząłem go podziwiać od czasu, gdy wskoczył do wody ratować tonącego w jeziorze syna naszych sąsiadów. To były wakacje. Bawiliśmy się nad jeziorem. Mieliśmy po 9, może 10 lat. Jeden z chłopaków odpłynął na środek jeziora łódką, którą na brzegu zostawił wędkarz. Stanął w łódce i zaczął jakieś wygłupy. Po chwili wpadł do wody i nie mógł wdrapać się na łódkę. Mimo, że próbował wiele razy nie dał rady. Zostawił łódkę i zaczął płynąć do brzegu. W końcu opadł z sił. Wołał o ratunek. Mimo, że było trochę ludzi nikt nie ruszył mu na  pomoc. Podobno myśleli, że on dalej się wygłupia. Zaczął znikać pod wodą. Wtedy mój ojciec, który miał do pokonania całą skarpę, wskoczył do wody i w ostatniej chwili, już porządnie opitego wodą, wyciągnął niedoszłego topielca. Tata został bohaterem nie tylko dla mnie i moich braci. Cała okolica mówiła o jego wyczynie. 

Rodzice doskonale się uzupełniali 

i we wszystkim wspierali. Kochali się i mieli dla siebie ogrom, nie tylko miłości, ale i szacunku. To było widać po ich zachowaniu w codziennych sytuacjach. Pewnie dlatego ojciec, głęboko przeżył śmierć mamy. Mimo przytłaczającej go żałoby przez pierwsze lata po jej śmierci był bardzo samodzielny. Od początku, gdy zmarła zamierzał mieszkać sam w ich domu. Tu znał każdy kąt i tu miał swoje ulubione miejsca przepełnione wspomnieniami. Rozumiałem jego decyzję. Po raz pierwszy, jako dorosły człowiek mógł żyć tak jak chciał. Chodził na ryby i nie musiał spieszyć się z powrotem do domu, bo mama miała jakieś plany. Nocami czytał książki, bo jak go któraś wciągnęła, to zawsze brnął aż do końca. 

Ale po latach samotnego życia i z racji wieku, stał się zamkniętym w sobie, smutnym staruszkiem. Niestety, chce się tego czy nie, to starość rozdaje swoje atrybuty. Ja dzisiaj czuję ogromną troskę i współczucie dla jego kruchego życia, jakie mu zostało.

Przed nim coraz krótsza droga 

Bardzo chcę, aby ta droga była dla niego szczęśliwa - ze mną i z moją rodziną, w cieple i z codziennymi wspólnymi chwilami, przepełnionymi radością. Z domowym obiadem, z zapachem ciasta i razem wypitą herbatą. Reszta już się dla niego nie liczy. Cieszę się, że mogę jego zachód życia uczynić spokojnym i pogodnym, a moje dalsze życie, bez wyrzutów sumienia. Nieważne, że kolejny raz w tym tygodniu, kiedy kubek wypadł mu z drżącej ręki, rozlał herbatę. I nieważne, że po iluś razach zmoczenia pościeli muszę na noc zakładać mu pampersa. Robię to bo chcę i nie mam z tym problemu. I wciąż znajduję olbrzymie pokłady cierpliwości i słowa pocieszenia, gdy martwi się lub płacze, jak dziecko, gdy przydarzy mu się jakaś wpadka.   

Starość się Panu Bogu nie udała

Tak często mówią ludzie. A ja myślę, że jest bardzo dobrym sprawdzianem na miłość, to taki papierek lakmusowy. Mam świadomość, że pewnego dnia mój tata już nic nie rozleje i nie będę musiał go karmić jak niemowlaka. Pewnego dnia będę żałował, że nie żył dłużej, abym mógł nadal cieszyć się czasem z nim. Wiem, że któregoś dnia przestanie mi opowiadać o swoich spotkaniach z duchami z przeszłości. Wiem też, że pewnego dnia zastanę pusty korytarz, w którym przy drzwiach czekał na mój powrót. Pewnego dnia jego głos, choć teraz i tak już bardzo cichy, nie będzie słyszalny wcale. I wiem, że od  tego dnia pozostaną tylko wspomnienia. I co ważne, poczuję, że zrobiłem wszystko co mogłem zrobić dla mojego ojca, ale i dla siebie, a także i dla dzieci, które każdego dnia uczyły się miłości i odpowiedzialności za starych rodziców. Być może ja również szczęśliwie doczekam starości w domu z dziećmi i wnukami. Mam taką nadzieję, bo podobno  dobro wraca.

Notowała: Wiesława Kusztal

Fot. Pixabay


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Ostatnie komentarze
Autor komentarza: LupusTreść komentarza: Narazie zabawa. Oglądaliśmy rzuty. Grzmi tylko oszczepniczka małolatka U-14. Za rok prawda o potędze wyjdzie albo nie. Kto wejdzie na bieżnię, ten jest lekkoatletą, a ten kto z nimi jest na bieżni jest trener z nazwy. Data dodania komentarza: 16.05.2023, 20:44Źródło komentarza: Lekkoatletyka. Sukcesy brodnickich biegaczyAutor komentarza: KuracjuszkaTreść komentarza: Ale NUMER opisał super Redaktor Bogumił! A tak naprawdę - to z czekaniem do sanatorium - to też numer i to w kolejce długiej! A tyle dajemy na NFZ, by zdrowym być i marzyć, by mieć wciąż te dzieścia lat.. kuracjuszka, ale jeszcze bez numeru.....Data dodania komentarza: 11.05.2023, 20:13Źródło komentarza: Sanatoryjny numer 4457Autor komentarza: joko Treść komentarza: Niech się wasz trener nie chwali . Słyszałem ze dawniej jemu wszystkie plany przysyłał i był na obozach jakiś trener z Iławy. Dlatego w mukli miał nawet mistrzów Polski na 400m i w sztafetach. Teraz leci na jego planach, ale wyników medalowych to oni od 6 lat nie mają, bo z tego trenera zrezygnował. Mukla ma nawet dobry do LA stadion a lepiej żeby miała dobrego trenera do medali. Chyba że wpadnie mu jakiś zawodnik co był już mistrzem Polski, to może zrobi z niego mistrza województwa. Data dodania komentarza: 9.04.2023, 09:00Źródło komentarza: Lekkoatletyka. Pot i ciężka pracaAutor komentarza: lolek Treść komentarza: Mierne ta wyniki latem mieliścieData dodania komentarza: 8.04.2023, 20:30Źródło komentarza: Lekkoatletyka. Pot i ciężka pracaAutor komentarza: WiKTreść komentarza: Życzę powodzenia i zachwyconych gości. Oczywiście ciekawa jestem jak kaczka się udała?Data dodania komentarza: 7.04.2023, 23:17Źródło komentarza: Kaczka faszerowana kasząAutor komentarza: CzesiaTreść komentarza: Super Wiesiu! Takie danie po nowemu zrobię na te Święta, bo do tej pory głównym dodatkiem był ogrom jabłek... Dzięki za przepis.. Dam znać, jak smakowała gościom... pozdrawiam już z apetytem! CzesiaData dodania komentarza: 7.04.2023, 17:17Źródło komentarza: Kaczka faszerowana kaszą
Reklama
Reklama