Mam młodszą siostrę, Sylwię, przez rodziców wychowaną na pasożyta. Nie chce się jej iść do pracy, bo każda robota jest nudna i wszędzie płacą za mało.
Mimo ukończonych dwóch kierunków studiów, moja siostra nie zamierzała podjąć pracy. Ale ciągłe pożyczanie pieniędzy i nie oddawanie ich, stało się jej sposobem na wygodne życie. Aż do czasu, gdy wreszcie powiedziałam dość. Moja młodsza o 12 lat siostra od zawsze była pupilką i oczkiem w głowie taty i ukochaną księżniczką mamy. Ja też przyczyniałam się do jej rozpieszczania. Ale uważałam ją za rozsądną i odpowiedzialną dziewczynę, aż do ukończenia przez nią kolejnych studiów.
Z dyplomem w ręku oświadczyła, że nie zamierza szukać pracy, bo wyjeżdża w trasę i to w dodatku na ok. trzy miesiące. - Muszę odreagować, po trudach nauki. Mam jeszcze trochę kasy, zarobionej na projektach o fundusze unijne a resztę liczę, że mi dołożycie - tłumaczyła nam.
Rodzice zamartwiali się jak też ona sobie poradzi, samotnie podróżując po świecie. Mama rozpaczała, a tata był poirytowany. - Ludzie, którzy skończyli razem z nią szkoły, już zajmują co lepsze stanowiska. A co będzie gdy wreszcie wróci. Jak wytłumaczy na rozmowach o pracę to, że sobie wyjechała, bo jej się to należało? - wściekał się ojciec. Ale w jej obronie stawał mój mąż, Bartek, zawsze znajdzie się jakaś niezła oferta - mówił. Przyznawałam mu rację, ale jak kolejny raz przedłużyła sobie wojaże naprawdę się wystraszyłam.
Co ona kombinuje? Jak żyje?
Gdy ją o to zapytałam, powiedziała mi, że odpoczywa, a przy okazji robi zdjęcia do jakiegoś magazynu. Odpoczywa? Robi zdjęcia? W dodatku sama jak palec. Nie mogłam w to uwierzyć. Przychodziły mi do głowy różne dziwne myśli, np., że moja siostra wyjechała z jakimś partnerem, którego przed nami ukrywa i gdzieś w świecie się zadomowiła.
Już planowaliśmy, przy pomocy różnych znajomych, którzy mieli swoje kontakty na całym świecie, sprawdzić co tak naprawdę się z nią dzieje, gdy nagle Sylwia sama wróciła do domu. Zadowolona z życia, opalona, jeszcze piękniejsza niż przed wyjazdem. Rodzice z okazji jej powrotu zaprosili mnie i Bartka na kolację. Do późnej nocy słuchaliśmy opowieści Sylwii o jej niesamowitej przygodzie.
- Za co ty tam żyłaś, bo nie wierzę, że za te parę groszy od nas i z fotografii? - dopytywała mama.
- Jakoś dawałam radę, a w awaryjnych sytuacjach musiałam się zapożyczyć. Ale oddam co do grosza, jak tylko zaciągnę się do jakiejś roboty - mówiła Sylwia.
Popatrzyliśmy po sobie, jednak bez komentarza. Kilka dni później sms-em siostra poprosiła mnie o pożyczkę 2,5 tys. zł. Bez jakichkolwiek wyjaśnień na co potrzebuje tę kasę i kiedy odda. Przelałam jej dwa tysiące. Po dwóch dniach zadzwoniła do mnie na wstępie tłumacząc, że nie tak łatwo znaleźć dobrą pracę, bo albo szukają ludzi z dłuższym stażem, albo płacą głodowe stawki...
- Nie zniechęcaj się, daj sobie trochę czasu, powiedziałam jej dodając, że jak dostała od nas kasę i mieszka u rodziców, to nie musi brać byle czego. Z głodu nie umrzesz.
Przez następne tygodnie miałam sporo pracy w firmie, do tego wyjazdy służbowe i sprawy siostry nieco poszły w odstawkę. Bo, szczerze mówiąc, uważałam, że wszyscy za bardzo się nią przejmujemy. U rodziców ma całkiem wygodne życie. Mama ją doskonale karmi, a życie towarzyskie w najlepszych klubach utrzymuje za pożyczoną kasę. Nocami imprezuje, a w dzień podobno szuka pracy. Podobno... Po kilku miesiącach jej życia na bezrobociu i jak twierdzi intensywnym poszukiwaniu pracy, zaczęliśmy zastanawiać się, czy ona faktycznie chodzi na rozmowy kwalifikacyjne, czy zmyśla opowiadając o nich?
Którejś niedzieli, przed południem wpadła do nas jak gdyby nigdy nic, i od razu wypaliła z grubej rury: pomyślałam, że może pożyczycie mi parę groszy? – zaczęła bez wstępów. Myślę o czterech tysiącach. Co wy na to? Książka wypadła mi z rąk. - Ojej, nie mów, że nie macie takiej kasy. Bartek ma firmę, ty masz świetną pensję, uśmiechnęła się, pokazując te swoje białe jak śnieg, piękne zęby i dodała, że musi oddać kumpeli no i potrzebuje na życie. - Na życie? Chyba na picie w najlepszych knajpach. Tam nie martwisz się z czego będziesz żyła – warknęłam, bo nagle zdałam sobie sprawę, że mam siostrę pasożyta. Przez całe lata wykorzystywała naszą naiwność, pomyślałam.
- Dobrze się składa – powiedziałam. Bartek szuka kogoś do pracy w firmie. Jakaś biurowa robota. - Co o tym sądzisz? - zapytałam. Sylwia spojrzała na mnie z wyrzutem.- Nie po to kończyłam dwa kierunki studiów na prestiżowych uczelniach, żeby przewalać papiery w jakimś marnym biurze - wykrzyczała mi. - Nie przesadzaj dziewczyno - odezwał się Bartek, ale Sylwia była już na klatce schodowej. Wypadła z mieszkania jakby piorun ją strzelił. Ja razem z mężem całe dorosłe życie ciężko pracowaliśmy. Co myśmy jej zrobili złego - zapytałam męża, a on tylko się skrzywił i dodał, że rodzice za bardzo jej ze wszystkim odpuszczają. - Dlatego ona ani myśli o znalezieniu pracy - powiedział Bartek. - Pamiętam jak myśmy harowali żeby zaoszczędzić trochę grosza. Jeździliśmy do Szwecji na truskawki, albo do Niemiec na szparagi. Bartek pracował jako pomocnik murarza. Sprzątaliśmy też ogromne magazyny. Uzbieraliśmy na nasze pierwsze maleńkie mieszkanie - zamyśliłam się. - A Sylwia chce to wszystko dostać w prezencie.
Moja siostrunia
się do mnie nie odzywała. Ale zadzwoniła mama i przyznała się, że znów pożyczyła jej kilkaset złotych.- Bo tak mi się jej żal zrobiło- powiedziała. A mnie aż przytkało ze złości.
- Mamo, jeśli tak dalej będziesz robiła, ona nigdy nie zacznie pracować. Bartek proponował jej pracę u niego w firmie to się na niego obraziła, że śmie proponować jej taką robotę. Ale mama zaczęła jej bronić. - Wiesz ona ma swoje ambicje, po takich studiach, chce znaleźć coś ekstra - powiedziała. No nie! Nie mogę tego słuchać. Rozłączyłam się pod pretekstem, że ktoś przyszedł.
Sylwia została prawdziwą świętą krową
Kilka dni później Bartek zadzwonił do mojej siostry i powiedział jej, że jego znajomy szuka pracownicy biurowej do bardzo dużej firmy. Potrzebna jest znajomość angielskiego. Łatwa praca, świetny nowoczesny biurowiec, blisko domu rodziców. Sylwia od razu zapytała o zarobki a gdy usłyszała sumę, roześmiała się w słuchawkę mówiąc, że tyle to ona wydaje na dwa wyjścia do klubu. Po kilku dniach zadzwoniła roztrzęsiona mama.
- Wiem, że chyba nie powinnam ci tego mówić, ale dziś rano o mało nie zemdlałam… zaczęła płakać do słuchawki, jakaś para wytatuowanych osób przyszła do mnie po pieniądze. - Mówili że Sylwia pożyczyła od nich dwa tysiące a teraz ich unika i ani myśli oddać.
Zagrozili, że jak nie dostaną swojej forsy, to sprawę zgłoszą na Policji. I, że lepiej dla naszego spokoju oddać co ich. No to ze strachu dałam im wszystko co było w szufladzie, a po resztę mają przyjść za kilka dni. - Mamo, co ty zrobiłaś? - wrzeszczałam do słuchawki. Natychmiast zadzwoniłam do ojca, ale okazało się, że ostatnio on też dawał jej i to niemałe sumy. - Więcej ode mnie już nie dostanie, a tak w ogóle to nie spodziewałem się, że mam córkę darmozjada i lenia. A miało być tak pięknie. Dwa kierunki, dobre studia i to wszystko o kant stołu - dodał.
- Rozpuściliście ją jak żydowski procent - powiedziałam wściekła.
Kilka dni później wybraliśmy się z Bartkiem na Mazury, żeby trochę popływać. Nie zdążyliśmy się jeszcze rozpakować, gdy na pokładzie pojawiła się Sylwia.- Chyba nie gniewacie się, że tak bez zaproszenia, ale rodzice powiedzieli, że tu jesteście i oto jestem. Rozsiadła się. Poprosiła o coś zimnego do picia, a zaraz po chwili zapytała, czy pożyczymy jej trochę forsy na obiad. Bo ona ma pusty portfel. - Zaczęło się - pomyślałam. Kilka dni była na naszym utrzymaniu. Dodatkowo naciągała nas na wszystko na co się dało. Ale szczytem wszystkiego była prośba o pożyczenie jej kilku stów. Zwróciła się z tym do Bartka dodając, że już jest tak blisko do litewskiej granicy, to ona wyskoczyłaby sobie do Wilna. Mój mąż, już sięgał po torebkę z dokumentami i kasą, ale ja postawiłam się ostro. - Wybacz, ale od nas nie dostaniesz już ani centa. Nic. Rozumiesz to? O to samo poprosiłam już rodziców i babcię, oraz ciotkę Helenkę, od której podobno też napożyczałaś sporo pieniędzy. Ty nie masz skrupułów brać od staruszek pieniędzy, którym zresztą nie zamierzasz oddać?! - wydarłam się na nią ale ona wcale nie wyglądała na przygnębioną.
Wściekli spakowaliśmy się i odwieźliśmy ją do domu w środku nocy, przy okazji prosząc kolejny raz rodziców, żeby obiecali, że nie dadzą jej więcej ani grosza. Nie wierzyłam, że posłuchają i pewnie mama nie wytrzyma i po cichu ją wesprze. Okazało się jednak, że ona chyba miała już dość tej okropnej sytuacji, bo Sylwia z dnia na dzień została odcięta od gotówki.
Mama też dołożyła swoje i zapowiedziała, że z końcem miesiąca kończą się też darmowe obiadki i że będzie musiała dokładać się do utrzymania domu. Siostra wpadła w histerię, krzyczała, że ją zawiedliśmy. Nie odzywała się do nas wszystkich przez jakieś dwa tygodnie. A po tym czasie oznajmiła, że znalazła świetną pracę, zgodną z wykształceniem i że zarobi całkiem niezłe pieniądze.
Mimo, że Sylwia staje na własne nogi, to cały czas jest na nas obrażona. Ale mam nadzieję, że całkiem dorośnie i kiedyś nam podziękuje, że daliśmy jej tego przysłowiowego kopa do normalnego życia.
Notowała: Wiesława Kusztal
Fot. Pixabay
.
Napisz komentarz
Komentarze