Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
poniedziałek, 21 kwietnia 2025 17:40
Reklama

Naprawia świat dla swojego dziecka

Naprawia świat dla swojego dziecka

Z Piotrem Jaconiem, tatą, dziennikarzem i działaczem o transpłciowym dziecku - rozmawia Wiesława Kusztal

- Co dla Państwa było najtrudniejsze, gdy dowiedzieliście się o transpłciowości swojego dziecka?

- Z jednej strony to było zaskoczenie, bo się tego nie spodziewaliśmy. Transpłciowość nie była wcześniej tematem, który się u nas pojawiał. Natomiast, gdy pojawiło się to hasło o którym nie za wiele wiedzieliśmy, czuliśmy że będzie trudno, że dostaliśmy komunikat dużego kalibru. Ponieważ nie wiele o tym wiedzieliśmy, to chyba po prostu baliśmy się tego jak bardzo zmieni się życie naszego dziecka i jak również zmieni się życie naszej rodziny. I wtedy wydawało nam się, że całe życie będziemy zajmować się transpłciowością, że to będzie temat, który zawsze będzie w centrum, że wszystko będzie się kręciło wokół tego. Dodatkowo mieliśmy takie poczucie, że jesteśmy z tym kompletnie sami i że nikt nie ma tak jak my. W związku z tym nie wiemy co robić, jak reagować, jak żyć? Jak iść do świata i opowiedzieć o swoim dziecku? Tego nie wiedzieliśmy. Jest kilka wątków wszystkie ze znakami zapytania i to z tego, z tej niewiedzy, brały się nasze pierwsze łzy.

- Czego baliście się najbardziej, rodzinnych relacji, czy reakcji otoczenia?

- Myślę, że baliśmy się otoczenia. Tak jak mówiłem, byliśmy w tym sami, ale był w tym pewien rodzaj przekonania, że o ile my to jakoś zrozumiemy, to wszyscy wokół tego nie będą rozumieli. I jeżeli czegoś się baliśmy to takiego realnego zagrożenia z którym mogła spotkać się córka. Baliśmy się o jej bezpieczeństwo i o to, że coś jej może grozić ze strony społeczeństwa, tego które o transpłciowości nie za wiele wie. 

- Czy te obawy były uzasadnione?

- To jest złożona kwestia, bo generalnie spotykaliśmy się z dużym wsparciem. Choć myślę, że to wynikało też z tego, że my jako rodzina, stosunkowo szybko wyautowaliśmy się publicznie. Ja wcześnie na forum publicznym powiedziałem o tym, że jestem ojcem transpłciowej córki i to zostało dość powszechnie przyjęte z dużym wsparciem i pewnego rodzaju uznaniem, że jako rodzina z jednej strony jesteśmy otwarci, a z drugiej tak mocno stoimy przy Wiktorii. Pozwoliliśmy, żeby ta osobista historia stała się publiczna i wydaje mi się, że to przynajmniej przez jakiś czas, chroniło nas przed potencjalnymi atakami. Pokazaliśmy wszystkim, że jako rodzina jesteśmy mocni i to nas trochę chroniło, co jednak nie oznacza, że Wiktoria w swoim życiu nie miała do czynienia z przejawami agresji. Już od roku procesuje się z człowiekiem, który anonimowo prześladował ją w Internecie. Zgłosiła to na Policję i udało się go namierzyć i już wiadomo kto to. Ten człowiek stanął przed sądem. On pisał do niej regularnie i namawiał żeby ze sobą skończyła, bo tacy ludzie, jak ona nie powinni żyć. Paradoks polskiej rzeczywistości prawnej polega na tym, że tego człowieka nie można ścigać za to, że zamieszczał w Internecie transfobiczne treści, bo tożsamość płciowa, czy orientacja seksualna nie są w karanym katalogu mowy nienawiści, ale udało się go ścigać za namawianie jej do śmierci, a to już podlega karze. To nie jest jedyna osoba, która jej dokuczała, ale Wiktoria nie ma siły ze wszystkimi walczyć. Z kolei my jako rodzina jesteśmy dość silni i nie czujemy się zastraszani polską rzeczywistością, która nas otacza. Co nie oznacza, że w tej rzeczywistości nie ma takich przejawów aktywności, które ranią i są nie fair.

- Od coming out`u Wiktorii minęło kilka lat. Jaki to był czas dla Państwa?

- Tak jakieś trzy, cztery lata później żyjemy, a to nasze życie nie kręci się wokół transpłciowości. Chociaż dzisiaj jestem na spotkaniu, które jest wynikiem mojego aktywizmu, ale ten aktywizm w moim życiu jest tylko jakąś częścią. To nie jestem cały ja. 

- Dlaczego wszem i wobec ogłosiliście, że jesteście rodzicami transpłciowej córki? Czy z perspektywy czasu uważa Pan, że warto było to zrobić? 

- Czy warto było, my tego ciągle nie wiemy, bo to jest proces. To jest historia która się nie skończyła. I nie mogę tego podsumować. Natomiast da się odpowiedzieć na pytanie dlaczego? Jak Wiktoria wyautowała się to jednocześnie dała nam namiary na zamkniętą grupę rodziców transpłciowych dzieci na Facebooku. Tam mieliśmy znaleźć pewien rodzaj wsparcia. I znaleźliśmy. Przede wszystkim zobaczyliśmy, że nie jesteśmy sami. Wtedy objawił mi się taki kawałek świata o którym nawet nie wiedziałem, że jest. Sam powinienem na to wpaść, że obok transpłciowych dzieci zawsze są rodzice i tam też się coś dzieje i oni też mają jakąś historię do opowiedzenia. Ja jako ojciec dostawałem od grupy wsparcie, ale jako dziennikarz wiedziałem, że ten kawałek świata jest do opisania. I wtedy wpadłem na pomysł zrobienia reportażu pt. „Wszystko o moim dziecku”. Z tym przyjechałem do Brodnicy, aby go tu pokazać. To jest opowieść rodziców, głównie matek, o transpłciowości dzieci. Ja nie zapomnę jak zacząłem jeździć do nich i słuchałem obcych mi osób jak opowiadają o swoim dziecku i o swoim życiu. Wtedy miałem wrażenie, że one opowiadają trochę o moim dziecku i o moim życiu. Widziałem w nich odwagę i determinację, swoistego poczucia sensu, że opowiedzenie komukolwiek tej historii może pomóc. Ja się od nich tego nauczyłem. Ja dla nich byłem obcym człowiekiem. Wiedziały, że jestem dziennikarzem, ojcem transpłciowego dziecka, ale one nie wiedziały co ja zrobię z ich historiami. Ale dla nich najważniejsze było to, aby jak najwięcej ludzi usłyszało o ich przeżyciach, bo wierzyły, że jak ktoś usłyszy ich historię, to gdzieś na końcu zacznie rozumieć ich dzieci. A jak zacznie rozumieć te dzieci, to one będą bezpieczniejsze. Ja się tego od tych matek nauczyłem. 

- Co było dalej?

- Jak już zrobiłem ten reportaż i go wyemitowałem, to ciągle miałem w sobie pamięć tej odwagi i świadomość tego, że jestem taki sam jak one. Takim samym rodzicem. Tylko w odróżnieniu od nich ja mam inne możliwości, inne narzędzia i pewnie też inny rodzaj odpowiedzialności, mówię przecież do większej liczby osób, ale mogę zrobić dokładnie to, co one, tylko w większej skali. Dlatego udzieliłem tego pierwszego wywiadu w Replice, gdzie powiedziałem, że jestem ojcem transpłciowej córki. Ale ja wtedy nie wiedziałem, że ogłaszam to wszem i wobec. Uważałem, że Replika to takie pisemko branżowe, że to taka bezpieczna przestrzeń, że mówię to w zamkniętym gronie. To było z mojej strony naiwne, że to zostanie na poziomie tej niszy, bo to jednak poszło w świat. I tak stałem się publicznym ojcem transpłciowej Wiktorii. Ale ja ciągle o tym pamiętam dlaczego to zrobiłem. Ja wciąż jestem w roli tych matek z mojego reportażu, które pójdą do każdego kto będzie chciał ich wysłuchać, licząc na to, że może to będzie osoba, która spotka ich dziecko na swojej drodze i tylko przez oddanie tej historii to dziecko będzie bezpieczne, a przynajmniej będzie miało szanse na bezpieczeństwo. Do ludzi docieram przez telewizję. To jest ten zasięg, który wykorzystuję. Czuję, że jest to pewien rodzaj przywileju, że ja mogę to robić w takiej skali. Każde z rodziców robi w swojej skali i taka robota u podstaw też jest arcyważna. Mogę zrobić to samo, tylko w innym zasięgu. Robię to dopóki mogę, a mogę, bo to też nie było takie oczywiste, że moja stacja pójdzie za tym. A one w reportażach zajmują miejsce i dzięki temu mają swoją moc.

- W rozmowie kilkukrotnie wymienia pan matki, nie wspominając o ojcach. Gdzie oni są w tym wszystkim?

- Ojców owszem spotykałem, ale później. Matki w tych grupach były bardziej aktywne, pewnie też trochę odważniejsze. Później w reportażu szukałem ojców. W drugiej książce „Wiktoria”- specjalnie rozmawiałem już głównie z ojcami. W tej drodze aktywistycznej, która już parę lat trwa, spotykałem ojców. Ale nie ma ich bardzo widocznych na grupach. Oni są w domach, do których wracają matki i przekazują im wszystkie wiadomości, jakie zdobyły na spotkaniu. Mam w pamięci taką symboliczną scenę, która rozegrała się w jednej z rodzin, gdzie robiłem reportaż. W mieszkaniu była Ania i jej mąż Daniel, który otworzył nam drzwi, pomagał też w rozmieszczeniu sprzętów w salonie. Po pewnym czasie Daniel zniknął. Poszedł do kuchni. Zapraszałem go, żeby do nas dołączył i zabrał głos. Odmówił. Wtedy nie był jeszcze gotów. Ale po dwóch, trzech latach jest jednym z bohaterów mojej książki. Jest już także aktywistą. Daniel przeszedł swoją drogę, ale ona wymagała więcej czasu. Widać, nie jestem jedynym ojcem transpłciowego dziecka.

Z Piotrem Jaconiem, tatą, dziennikarzem i działaczem o transpłciowym dziecku - rozmawia Wiesława Kusztal

- W wywiadzie z grudnia 2021 roku powiedział pan: „Zrobię wszystko, aby naprawić świat dla swojego dziecka”. Jak wiele trzeba naprawiać ? Co Panu udało się naprawić, co wspólnie osiągnęliście? 

- Tak. Na pewno wspólnie, bo to, że mnie widać, jak choćby tutaj w Brodnicy, to oznacza, że zostałem tu wysłany przez Wiktorię, która nie ma przestrzeni ani siły na swój aktywizm i ona właściwie tę swoją aktywistyczną chęć przekazała na mnie i to jest rodzaj mojej misji. Co mi się udało zmienić? Trudno policzyć te historie, ale właściwie na każdym spotkaniu słyszę od kogoś, że mój reportaż, albo książka uratowała mu rodzinę. Ktoś mógł wyautować się moją książką, biorąc ją do ręki i przekazując rodzicowi, czy babci, mówi: przeczytaj ją, bo to jest książka o mnie. Już to powodowało, że było łatwiej. Było czego się chwycić, o czym porozmawiać. Tak samo było z reportażem. On miał taką samą funkcję. Ja to wiem od ludzi, których przez tych kilka lat spotykałem w Polsce. Ale chciałbym więcej. Ciągle chciałbym innej Polski. Chciałbym Polski, w której nie muszę przyjeżdżać do Brodnicy i w której nie musimy pokazywać tego reportażu, chyba żeby potraktować go jako rodzaj archiwaliów, jakie to kiedyś ludzie mieli dylematy i problemy, o których musieli opowiadać w telewizji. Chciałbym więcej. Chciałbym ustawy, która osobom transpłciowym gwarantuje godność i nie odbiera tej godności także rodzicom transpłciowych osób, kiedy obie strony muszą spotkać się w sądzie po to żeby uzgodnić płeć. Chciałbym szerszej równości małżeńskiej, bo to rozwiązałoby naprawdę wiele życiowych problemów ludzi, ale też problemów wielu polskich rodzin. Byłoby tam łatwiej, bezpieczniej, przyjaźniej. 

- Co jeszcze udało się naprawić?

- Z takich drobnych rzeczy, ale w sumie ważnych, udało się trochę zmienić podejście sądów do kwestii uzgodnienia płci. W tym roku Rzecznik Praw Obywatelskich wydał nowy przewodnik w procesach o ustalenie płci. Przewodnik ten jest adresowany do wszystkich stron procesu po to żeby w ramach tej procedury ona odbywała się z godnością. Żeby osoby transpłciowe miały na co się powołać, kiedy ktoś zwraca się do takiej osoby starym imieniem, kiedy na sali sądowej rozsadza się rodziców z dziećmi, twierdząc, że tak trzeba. Nie trzeba. To są drobne rzeczy, ale one potrafią zaboleć, kiedy nie są załatwione, a pojawiają się w procesie. To mi się trochę udało zmienić. 

- Jeździ Pan na spotkania, mówi o swoich książkach, reportażach, rozmawia z ludźmi o transpłciowości. Dla kogo są te spotkania?

- Chciałbym żeby przyszedł każdy, kto jest ciekaw drugiego człowieka. I chciałbym żebyśmy w ogóle byli ciekawi drugiego człowieka. Żebyśmy, zanim wyrobimy o kimś swój pogląd, chociaż chwilę z nim porozmawiali. Żebyśmy nie tworzyli opinii o kimś tylko na podstawie jakichś informacji od osób trzecich, czy ze zasłyszanych skrawków informacji. Zresztą tę drugą książkę o Wiktorii, kiedy już ją napisałem i przeczytałem, to zorientowałem się, że nie napisałem książki o transpłciowości, ale napisałem o relacjach między ludźmi. Także o relacjach w rodzinach. Tę transpłciowość można sobie odstawić na bok. Ona nie jest najważniejsza. Transpłciowość to nie wszystko, jak głosi podtytuł tej książki. Wszystko się zaczyna i sprowadza do tego, czy my mamy słuch na siebie. I to jest o tym. Po to jest to spotkanie w Brodnicy i wielu innych miejscach w Polsce, żebyśmy siebie posłuchali. Właściwie nic więcej nie chcę. A kto tu mógłby przyjść? Właściwie każdy. To nie jest tak, że ja robię spotkania, czy szkolenia dla rodziców dzieci transpłciowych. Nawet wolę jak ich nie ma. Wolę żeby przyszedł ktoś, kto w swoim życiu nigdy się z tym tematem nie zetknął, bo to jest być może osoba, z którą spotka się moja córka, jak pójdzie do warzywniaka, czy na pocztę. To może być konduktorka w pociągu, policjant - ktokolwiek. Przyjdźcie i posłuchajcie, a wtedy jak spotkacie transpłciową osobę nie będzie ona dla was hasłem, będzie po prostu człowiekiem. 

- Czy Wiktoria dała Panu wyraźne wskazówki, czego oczekuje?

- Ona oczekuje poczucia godności. To jest taka konkretna, ale i niekonkretna wskazówka. O to nam obojgu chodzi. My ciągle robimy update (aktualizacja) mojego aktywizmu. Przecież ja ciągle jestem ojcem mojej córki, mamy stały kontakt ze sobą. Ta moja aktywność trwająca od kilku lat, ona jest ciągle weryfikowana przez nasze rozmowy. Czy ja coś robię dobrze, czy źle, w którym kierunku bardziej naciskać? Wciąż to sobie sprawdzamy. To mi też daje takie poczucie bezpieczeństwa, czy ja się w tym temacie nie czuję za dobrze. To się zmienia. Paradoksalnie transpłciowe osoby potrzebują mniej już takich ludzi jak ja. One potrzebują swojego głosu w przestrzeni publicznej. Nie pośredników dla tego głosu. Liczę na to, że niedługo w ogóle nie będę potrzebny. Swoją robotę wykonam. Ale coraz częściej ze środowiska osób transpłciowych słyszę, że owszem ta narracja rodzicielska jest potrzebna, ona robi dużo dobrego, ale żeby nie była głównym głosem na temat transpłciowości.

Warto pamiętać o tym, że każdej grupie społecznie wykluczanej należy zostawić głos. Bo opowiadając o ich życiu za nie, powinna zapalać się nam czerwona lampka. To one są w tym najważniejsze i to na końcu powinien być ich głos. Ja wykonuję tylko pewną misję.

- Proszę podsumować tę rozmowę.

- Jak byłem początkującym rodzicem Wiktorii niewiele wiedziałem, sporo się bałem, trochę się buntowałem na rzeczywistość. Pytałem dlaczego my, dlaczego tak? Mogłem na tych trzech elementach się zatrzymać. Poszedłem dalej. Zacząłem zdobywać wiedzę, zacząłem bardzo dużo rozmawiać z moją córką, tym samym bardziej ją rozumieć i dzięki temu mogłem stać się jej sojusznikiem. Chciałbym jak ktoś nas czyta i jak jest częścią społeczeństwa, która z transpłciowością nie wiele ma wspólnego, żeby dać sobie przestrzeń na to, że nie wiemy, nie rozumiemy. Nawet może was to wkurzać i nawet boicie się tego, czego nie rozumiecie, ale najważniejsze, żebyście nie zatrzymali się na tym etapie. Idźcie kawałek dalej. Bo tam za rogiem jest jakaś wiedza, jeszcze dalej jest empatia, a potem to już jest sojusznictwo. Wejdźcie w to razem. Chciałbym, żeby taką drogę jaką ja przeszedłem, jako rodzić wobec mojej córki, przeszło polskie społeczeństwo. To się da i bardzo to polecam.

- Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała Wiesława Kusztal



 



 



 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Ostatnie komentarze
Autor komentarza: LupusTreść komentarza: Narazie zabawa. Oglądaliśmy rzuty. Grzmi tylko oszczepniczka małolatka U-14. Za rok prawda o potędze wyjdzie albo nie. Kto wejdzie na bieżnię, ten jest lekkoatletą, a ten kto z nimi jest na bieżni jest trener z nazwy. Data dodania komentarza: 16.05.2023, 20:44Źródło komentarza: Lekkoatletyka. Sukcesy brodnickich biegaczyAutor komentarza: KuracjuszkaTreść komentarza: Ale NUMER opisał super Redaktor Bogumił! A tak naprawdę - to z czekaniem do sanatorium - to też numer i to w kolejce długiej! A tyle dajemy na NFZ, by zdrowym być i marzyć, by mieć wciąż te dzieścia lat.. kuracjuszka, ale jeszcze bez numeru.....Data dodania komentarza: 11.05.2023, 20:13Źródło komentarza: Sanatoryjny numer 4457Autor komentarza: joko Treść komentarza: Niech się wasz trener nie chwali . Słyszałem ze dawniej jemu wszystkie plany przysyłał i był na obozach jakiś trener z Iławy. Dlatego w mukli miał nawet mistrzów Polski na 400m i w sztafetach. Teraz leci na jego planach, ale wyników medalowych to oni od 6 lat nie mają, bo z tego trenera zrezygnował. Mukla ma nawet dobry do LA stadion a lepiej żeby miała dobrego trenera do medali. Chyba że wpadnie mu jakiś zawodnik co był już mistrzem Polski, to może zrobi z niego mistrza województwa. Data dodania komentarza: 9.04.2023, 09:00Źródło komentarza: Lekkoatletyka. Pot i ciężka pracaAutor komentarza: lolek Treść komentarza: Mierne ta wyniki latem mieliścieData dodania komentarza: 8.04.2023, 20:30Źródło komentarza: Lekkoatletyka. Pot i ciężka pracaAutor komentarza: WiKTreść komentarza: Życzę powodzenia i zachwyconych gości. Oczywiście ciekawa jestem jak kaczka się udała?Data dodania komentarza: 7.04.2023, 23:17Źródło komentarza: Kaczka faszerowana kasząAutor komentarza: CzesiaTreść komentarza: Super Wiesiu! Takie danie po nowemu zrobię na te Święta, bo do tej pory głównym dodatkiem był ogrom jabłek... Dzięki za przepis.. Dam znać, jak smakowała gościom... pozdrawiam już z apetytem! CzesiaData dodania komentarza: 7.04.2023, 17:17Źródło komentarza: Kaczka faszerowana kaszą
Reklama
Reklama