Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
poniedziałek, 21 kwietnia 2025 21:38
Reklama dotacje dla firm

Opowieść na wodzie pisana. Salon optyczny

Opowieść na wodzie pisana. Salon optyczny

Co można robić przy takiej pogodzie, kiedy na termometrze, w cieniu, jest trzydzieści dwa? Rychu Rzeszotara nie musiał długo myśleć. Wszak ma pod nosem jezioro z Wyspą Skarbów na dodatek, a także z pomostem, który miał być zbliżony do litery T jak Teodor, ale wodni stolarze przekonali go do kwadratowej podkowy. Mocno przekonujący argument dali: na każdym weselu są stoły w podkowę. 


Zjechali ci, którzy chcieli, 

nikt nikogo nie zmuszał. Program spotkania nie zawierał szczególnych tematów obciążających intelektualnie umysł ludzi zgromadzonych wokół Rycha Rzeszotary. Zadanie było proste: przyjechać, przyjść, żeby wymoczyć nogi w jeziorze. Posłuchać opowieści z pól i lasów, miast i miasteczek, żeby zagłuszyć to telewizyjne gadanie, jednego na drugich napuszczanie, kłamstwa, oszustwa, złodziejstwa, chamstwa słuchanie. 

Zanurzenie w dwóch kategoriach uznano za kompromis: nogawki do kolan i w wodzie na tym poziomie jeziora, z Wyspą Skarbów. Kategoria druga: stanie po szyję, zakaz pływania. Niemal wszyscy wybrali kategorie po szyję lustra wody. Tylko nie aż taki stary Egon Hertzlich siadł na pomoście, zamoczył nogi, bo pod pachą miał „Czarodziejską górę” Tomasza Manna, z którą nigdy się nie rozstawał. Nie chciał, żeby się zamoczyła. Jednak i kategoria po szyję została ulepszona, jako że stanie po szyję wymagało wielkiej siły i odpowiedzialności. Co więcej, groziło podtopieniem, zatem Rychu Rzeszotara zgłosił kategorię mieszaną – trochę po szyje, trochę na pomoście z nogami w wodzie. Koniecznie.

- Woda wyciąga wszystko co złe w człowieku – zarekomendował jezioro z Wyspą Skarbów Maryjan z Łąk, odkrywca drogi na Biegun Północny. - Wczorajszego wyciągnie i przedwczorajszego też. A w ogóle to z wodą nie ma żartów.

Nie zamoczyła się, na początku, Rychowa Weronka, chociaż chciała, ale Rychu skierował ją do ucierania kartofli i smażenia placków ziemniaczanych. Do pomocy jej poszły, jedna za drugą, sklepowa wdowa - zastanawiano się w męskim gronie kto ją depcze, kto ją teraz kryje? Padło na Janka Wałacha, który znikł na trójkę bez zawiasów. Za sklepową tradycyjnie Bernasia Kleinowa, gotująca i sprzątająca u księdza proboszcza, Gruba Józka z Garbatki, dzielna Viola Pasterska z Małej Dziury, trzymająca na krótkiej smyczy swojego Henia i Hania Białka z Białego Błota. Wszystkie działały w kołach gospodyń wiejskich. 


 

Głównym wydarzeniem 

letniego spotkania Wspólnoty Leśnych Ludzi była letnia opowieść, stanowiąca część konkursu na niezapisany zbiór opowiadań – jeden z ciekawszych pomysłów Pana Pachy, miłośnika literatury czeskiej i czeskich scenariuszy filmowych. Swoją drogą Pan Pacha pisze swoje pierwsze opowiadanie już od kilkunastu lat.

Zastanawiano się, kto wystartuje tego lata z nowym tematem. Mógł to być 

nie taki stary Egon Hertzlich, Polak w piątym pokoleniu, którego dziadek, Johan Hertzlich, zamiatał szkołę w Obórkach, parafialną szkółkę dla niemieckich ewangelików, do której powstania dołożył się Tomasz Mann, albo Walek Bleja z tartaku; dwumetrowy, klata szeroka jak u Witalija Kliczki, pilarz Gustaw O'Chadly, Wenek Chcica – stolarz o siedmiu palcach, prezes lokalnego LZS Mirosław Chyba – Bocian, kłamczuch i oszust, emerytowany sędzia piłki nożnej Otto Majewski, kłusujący w pobliskich lasach, mgr Maksymilian O’Ruda, właściciel wytwórni farb do damskich włosów łonowych, Zygmunt Lał, uzębienie NHL, twórca domowych kominków, Erazm z Rottatorów, zwany filozofem. Ale, ale...

Przyszli, przyjechali i nowi, dowiedziawszy się o konkursie „Opowieści na wodzie pisane”. Przyjechali z daleka, zastrzegając od razu, że nie przyjeżdżają na darmo. Teodor Piec, przykładowo, reprezentował, jako znany zdun, cech rzemiosł wyjątkowych i wymierających. Zapowiedział, że ma w głowie tekst niezapisany, ale przekazany do przechowania. Jeszcze z czasów gdy była NRD (dla młodszego pokolenia Niemiecka Republika Demokratyczna, komunistyczna Enerde – przyp. B.D). Zaczął Piec tak:

- Longin, warszawiak z urodzenia. Piękny życiorys, w czasie wojny w Armii Krajowej, Powstanie Warszawskie, po wojnie na marginesie. Praca na głębokim zadupiu, byle daleko od komuchów. Spółdzielczość, rzemiosło, usługi, zaopatrzenie. W każdym razie z wiedzy i doświadczenia Longina państwo polskie nie zamierzało korzystać. Nie tylko jego dopadło, ale to już inna historia.

Czas mijał, życie w klinczu, bez możliwości konfrontacji w świecie. Udało się raz załapać na wycieczkę niby zagraniczną. „Batorym” po Bałtyku. Bez zawijania do portu. Żeby nikomu nie przyszło do głowy zostać w Szwecji albo Finlandii. Na pokładzie spółdzielczość z całego kraju – duże picie. Koniec lat pięćdziesiątych. Z tego rejsu przywiózł spis treści, na kredowym papierze: śniadania, obiady, kolacje, napoje. Co się jadło, co się piło. Pamiątka z rejsu. Wnuki do dziś mają to menu w domowym archiwum.

Znajomi gdzieś tam jeździli, on nie

A już do Enerde? Szkoda gadać. NRD recenzował jako land komunistycznych faszystów, przechowalnię hitlerowców. Za Gierka załatwiono, że do NRD bez paszportu, wystarczy tylko dowód osobisty. 

- Pojedziesz? Masz człowieku, żyłkę handlową, zachęcali znajomi.

- W życiu! W życiu tam mnie nie zobaczą. Nigdy! Do dziś mi się śnią. Rozwalili mi Warszawę, mój dom, moje życie. 

Po zakończeniu wojny nie było do czego wracać. W Toruniu na moście spotkał kolegów z Powstania. Zastanawiali się gdzie teraz? Gdańsk? Szczecin? Bydgoszcz? Tam właśnie, w Bydgoszczy, Longin założył rodzinę... 

- Wracam do głównego wątku mojej opowieści – Teodor Piec, reprezentant wymierającego zawodu, porzucił, może i szkoda, wiele szczegółów, dygresji. - Jest więc ten okres Gierka i do NRD na dowód osobisty można. Córka Longina zachęca. Raz, drugi, piąty, dziesiąty. I zawsze ta sama odpowiedź: w życiu! Ale przyszedł czas, lat przybywało, Longin odszedł na emeryturę. Zdrowotnie nie był w najlepszej formie. 

Okulary miał już nie tylko do czytania

Okulary!? Okazało się, że był to punkt zwrotny. Longin doskonale wiedział, kto to był Carl Zeiss i tę okoliczność wyłapała córka. Podpuściła radę zakładową w swoim przedsiębiorstwie, związki zawodowe, podziemną „Solidarność”, a pretekstem znakomitym były jakieś Targi Lipskie, czołowe wydarzenie w tej części Europy, nie tylko w demoludach. Trzy dni w Lipsku – taka była propozycja dla blisko 50 osób. Autobus jelcz. Emeryt Longin dał się przekonać. Lipsk, Zeiss, optyk – zadziałało. Do tego córka, znająca język niemiecki.

Targi były tylko tłem dla duetu Longin i jego córka. Okulary, oprawki, wybór, dobra niemiecka robota (to Longinowi nie chciało przejść przez gardło), dwie pary. Koniecznie. 


 

Idą

Niewielki salonik. Witryna nie kłamie. Wejście z wiszącym dzwonkiem. Dzyń, dzyń...Podnosi się zza lady człowiek kuternoga, drewniany kikut, bucior prymitywny, utrzymują go w pionie, kołysze się, zaprasza gestem dłoni. Longin ocenia, że jest w jego wieku, że mógł być po drugiej stronie barykady w Longinowej Warszawie, że ta odrąbana noga, to skutek granatu powstańców. Kto dziś jest górą? 

Longin przymierza, wybiera oprawki, Enerdowiec człapie na zaplecze i przedstawia lekarza okulistę, bez lewej ręki, rękaw przypięty agrafką. Lekarz robi dokładne badania, niemiecka, precyzyjna robota, coś pisze, zaleca, córka Longina tłumaczy. Longin kiwa głową, udaje, że rozumie, ale do córki mówi: idźmy stąd, to jakiś koszmarny sen...

Po drugiej stronie ulicy, po skosie, drugi optyk. Uprzejmość przyklejona do twarzy wraz z miłym uśmiechem. Longin bada wzrokiem szefa (właściciela, kierownika) tego sklepiku. I pyta córki, czy ona widzi to samo co on? Przed nimi fachowiec ze szklanym okiem, co robi wrażenie, że to normalne oko jest zezowate. Jakieś deja vu? Ten też dostał od naszych w Powstaniu? Co to za zgrupowanie? Jacyś kombatanci?Stowarzyszenie byłych hitlerowców?

Ostatecznie okulary – dwie pary – zakupiono w tym pierwszym sklepie, gdzie dzwonek, gdzie kuternoga z bezrękim, gdzie biorą spore odszkodowanie za utratę zdrowia...

Teodor Piec skończył 

Zapadło milczenie. Niektórzy zanurzyli się w wodzie, temperatura rosła. Po chwili odezwał się Pan Pacha, rzucając ogólną uwagę, że życie toczy się dalej, jak fortuna, czasami kołem zębatym, a fakty – także z odległej przeszłości – mogą się nam podobać albo nie.

Na pomost weszła Weronka Rychowa. Wraz z paniami z KGW wniosła na tacy placki ziemniaczane. Z cukrem, cukrem pudrem, konfiturami, kto chciał dostał śmietankę. Wenek Chcica, stolarz o siedmiu palcach, wyciągnął z kieszeni wymiętoszoną chusteczkę, przetarł okulary, włożył na nos, sięgnął po ekologiczną tackę i włożył po jednym, z każdej kategorii. Tak zaczęła się część konsumpcyjna.

Tekst i fot. Bogumił Drogorób


 


 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Ostatnie komentarze
Autor komentarza: LupusTreść komentarza: Narazie zabawa. Oglądaliśmy rzuty. Grzmi tylko oszczepniczka małolatka U-14. Za rok prawda o potędze wyjdzie albo nie. Kto wejdzie na bieżnię, ten jest lekkoatletą, a ten kto z nimi jest na bieżni jest trener z nazwy. Data dodania komentarza: 16.05.2023, 20:44Źródło komentarza: Lekkoatletyka. Sukcesy brodnickich biegaczyAutor komentarza: KuracjuszkaTreść komentarza: Ale NUMER opisał super Redaktor Bogumił! A tak naprawdę - to z czekaniem do sanatorium - to też numer i to w kolejce długiej! A tyle dajemy na NFZ, by zdrowym być i marzyć, by mieć wciąż te dzieścia lat.. kuracjuszka, ale jeszcze bez numeru.....Data dodania komentarza: 11.05.2023, 20:13Źródło komentarza: Sanatoryjny numer 4457Autor komentarza: joko Treść komentarza: Niech się wasz trener nie chwali . Słyszałem ze dawniej jemu wszystkie plany przysyłał i był na obozach jakiś trener z Iławy. Dlatego w mukli miał nawet mistrzów Polski na 400m i w sztafetach. Teraz leci na jego planach, ale wyników medalowych to oni od 6 lat nie mają, bo z tego trenera zrezygnował. Mukla ma nawet dobry do LA stadion a lepiej żeby miała dobrego trenera do medali. Chyba że wpadnie mu jakiś zawodnik co był już mistrzem Polski, to może zrobi z niego mistrza województwa. Data dodania komentarza: 9.04.2023, 09:00Źródło komentarza: Lekkoatletyka. Pot i ciężka pracaAutor komentarza: lolek Treść komentarza: Mierne ta wyniki latem mieliścieData dodania komentarza: 8.04.2023, 20:30Źródło komentarza: Lekkoatletyka. Pot i ciężka pracaAutor komentarza: WiKTreść komentarza: Życzę powodzenia i zachwyconych gości. Oczywiście ciekawa jestem jak kaczka się udała?Data dodania komentarza: 7.04.2023, 23:17Źródło komentarza: Kaczka faszerowana kasząAutor komentarza: CzesiaTreść komentarza: Super Wiesiu! Takie danie po nowemu zrobię na te Święta, bo do tej pory głównym dodatkiem był ogrom jabłek... Dzięki za przepis.. Dam znać, jak smakowała gościom... pozdrawiam już z apetytem! CzesiaData dodania komentarza: 7.04.2023, 17:17Źródło komentarza: Kaczka faszerowana kaszą
Reklama
Reklama