Ze Zdzisławem Prędkim uczestnikiem Sierpnia 1980 roku o wydarzeniach, które odmieniły historię Polski i Europy, rozmawia Wiesława Kusztal
- Jak pan trafił do Trójmiasta?
- Zaraz po szkole, w poszukiwaniu lepszej pracy, wyjechałem z Brodnicy na Wybrzeże. Najpierw zatrudniłem się w gdyńskiej stoczni a potem, po różnych rodzinnych perturbacjach, po prawie dwóch latach pobytu nad morzem, trafiłem do Gdańska, do stoczni im. Lenina.
- Co utkwiło panu w pamięci z tamtych czasów?
- Pamiętam, że mimo iż to było Wybrzeże żyło się trudno i z tygodnia na tydzień coraz trudniej. Z pensji jaką dostawałem stać mnie było na opłacenie kawałka wynajmowanej kwatery i jakieś drobne wydatki na bardzo skromne życie. W robocie w stoczni też ledwo dawaliśmy radę. Ciągle pracowaliśmy pod presją czasu. Latem 1980 roku wyraźnie czuło się niepokój. Ludzie byli przygnębieni i zdenerwowani. Gdy w lipcu 1980 r. władze PRL ogłosiły kolejną podwyżkę cen żywności, w całym kraju wybuchały spontaniczne strajki, jako sprzeciw na trudne warunki życia. Coraz częściej w robocie o tym się rozmawiało. Mimo, że to Wybrzeże, to w sklepach brakowało wszystkiego co było niezbędne do życia. To wtedy w stoczni coraz częściej widywałem Lecha Wałęsę, który spotykał się i rozmawiał z ludźmi. Zawsze miał przy sobie jakieś książki. Wiele czytał i chętnie dzielił się z nami swoją wiedzą. Może to był prosty, bez wykształcenia chłopak, ale tego się nie wyczuwało. Wałęsa miał wizję wolnej Polski i umiał o tym rozmawiać z robotnikami. Swoimi wystąpieniami docierał do zwykłych ludzi. Wszyscy go naprawdę słuchali, a potem dyskutowali i analizowali jego słowa.
- Sierpień 1980 roku, jak to się zaczęło?
- W stoczni robiło się coraz goręcej. Punktem zapalnym u nas był strajk, a jego bezpośrednim powodem była nie tyle podwyżka cen, co żądania stoczniowców. Głównie chodziło o przywrócenie do pracy Anny Walentynowicz. Za działalność związkową dyscyplinarnie zwolnioną z pracy na początku sierpnia 1980 roku. Pamiętam ten dzień, jak by to było wczoraj. Był czwartek, 14 sierpnia. Robotnicy wcześnie rano wywołali akcję strajkową na terenie bodajże dwóch wydziałów Stoczni im. Lenina, a chwilę później przystąpiły tzw. wydziały silnikowe. Do południa strajkowała już prawie cała załoga. Stocznia powoli stawała, a robotnicy rozpoczęli okupację zakładu. Wtedy przybył do nas Lech Wałęsa, zwolniony z pracy w Stoczni Gdańskiej w 1976 roku i to on stanął na czele zawiązanego Komitetu Strajkowego zwanego Strajkową Robotniczą Komisją Stoczni Gdańskiej. To Lech Wałęsa, o czym wszyscy wiedzieliśmy, był przywódcą strajku. Do dzisiaj o tym pamiętamy mimo, że niektórzy robią wszystko, aby wymazać go z tej historii. Wtedy nie było nikogo, kto tak jak Wałęsa, stawał do walki z systemem. Na zorganizowanym na terenie stoczni wiecu do żądań przywrócenia do pracy Anny Walentynowicz i Lecha Wałęsy dodano jeszcze inne postulaty. To była m.in. budowa pomnika ofiar Grudnia 70 i gwarancja bezpieczeństwa strajkujących oraz podwyżka płac, a także przyznanie robotnikom dodatku drożyźnianego.
- Co było dalej?
- Następnego dnia Komitet Strajkowy te postulaty przedstawił dyrektorowi stoczni. W międzyczasie strajkujący zorganizowali straż robotniczą i wprowadzili na terenie zakładu prohibicję. Wszystko po to, aby uniknąć prowokacji ze strony władz i bezpieki. Nad wszystkim czuwał Wałęsa, który nie opuszczał stoczni. On chyba przez wiele nocy nie spał tylko pilnował i to wszystko trzymał w ryzach. Załatwiał żywność, wodę dla strajkujących i to co było niezbędne do życia podczas strajku.
- Następnego dnia, 15 sierpnia...
- ...listę strajkowych postulatów przekazano dyrektorowi stoczni, zapamiętałem dobrze to nazwisko, Klemensowi Gniechowi. Stocznia stała. A brama nr 2, ze względu na bliskość budynków dyrekcji zakładu oraz najlepsze połączenie ze śródmieściem Gdańska i dworcem kolejowym Gdańsk Główny, uznawana była za główne wejście na teren stoczni. To na tej bramie w czasie strajku umieszczano święte obrazy i portret Jana Pawła II, a nad bramą transparent z napisem Proletariusze wszystkich zakładów, łączcie się. Tu się także modlono i odprawiano nabożeństwa. To z Bramy nr 2, 31 sierpnia 1980 Lech Wałęsa ogłosił zakończenie strajku i podpisanie porozumień gdańskich.
- Historyczna Brama nr 2!
- Wcześniej, gdy strajkowaliśmy pod tę bramę zaczęli przychodzić mieszkańcy Trójmiasta, przynosili nam jedzenie, papierosy. Jeśli ktoś na Wybrzeżu miał rodzinę to dostawał też czyste ubrania. Ale dla nas strajkujących, poza darami jakie otrzymywaliśmy od ludzi, ważne były też informacje, jakich nam dostarczano. Przekazywano nam, że do strajku dołączają pracownicy pozostałych trójmiejskich stoczni i innych zakładów pracy. W tym samym czasie, prawie bez przerwy z samolotów władza na teren stoczni zrzucała ulotki, aby zaprzestać strajku. A w podawanych z miasta wiadomościach ludzie mówili też, że władza wszelkimi sposobami próbuje osłabić strajk. Chcieli nawet przekupić pracowników komunikacji i dać im aż pięćdziesiąt procent podwyżki i gwarancję bezpieczeństwa po zakończeniu strajku. Za to zakład miał natychmiast zacząć pracę. Równocześnie władza i dyrektor obiecywali stoczniowcom, że zrealizują wszystkie postulaty. Nie zgadzali się tylko na utworzenie niezależnych związków zawodowych. To wszystko trwało do soboty. Podpisano część porozumień. Niektórzy strajkujący uznali sprawę za załatwioną i w sobotę, po południu, 16 sierpnia Lech Wałęsa ogłosił zakończenie strajku. Ludzie zaczęli wychodzić z zakładu. Nic dziwnego, wszyscy byliśmy zmęczeni i każdy chciał jak najszybciej dotrzeć do domu.
- Ale wówczas strajk się nie skończył!
- Nie skończył, bo Wałęsa dostał informację, że w całej Polsce stają zakłady i stocznia nie powinna odpuszczać. Nie było zgody na zakończenie strajków. No i pod naciskiem stoczniowców i przedstawicieli innych zakładów, Wałęsa wznowił strajk. Jednak pojawiła się obawa, że to przegraliśmy, bo ludzi było już mało. Przywódcy strajku, Borusewicz z Wałęsą i innymi członkami komitetu strajkowego, zastanawiali co robić? Jak powstrzymać i zawrócić tych, którzy już wyszli? Nie można było nadać komunikatu, bo dyrekcja wyłączyła głośniki. Znów to Wałęsa zadziałał. Ten biedak zaczął wózkiem jeździć z bramy do bramy i przekonywać stoczniowców, żeby zawrócili. To wtedy dla Wałęsy było największą bolączką, czy uda się zatrzymać ludzi na stoczni. Wielu robotników udało mu się zawrócić, a ta część, która zdążyła już wyjść wróciła w poniedziałek i od wtedy siedzieliśmy już do samego końca.
- Jaki to był dla was czas?
- Były różne obawy, bo nikt nie wiedział, jak to się skończy, co zrobi władza. Ale Wałęsa nas uspokajał. On to wszystko trzymał w ryzach. Załatwiał żywność, wodę dla strajkujących i wszystko, to co było niezbędne do życia w tych warunkach. Z biegiem czasu dostawaliśmy coraz więcej pomocy z zewnątrz. Do akcji włączyli się też księża. Ale to Wałęsa, prawie bez przerwy stał na bramie i pilnował wszystkiego. Przemawiał do ludzi. Czasami już tracił głos. Ale wciąż trwał na posterunku i walczył o nasze sprawy. Nie było przy nim nikogo z tych, którzy później tak chętnie przypisywali sobie jego zasługi.
Gdy zaczęły się rozmowy z rządem to on prowadził negocjacje, był nieugięty w obronie naszych postulatów. Najlepszy dowód to rozmowy w Sali BHP, próbowali na różne sposoby, aby go podejść, przechytrzyć, ale on się nie dawał. W stoczni to dzięki Wałęsie udało nam się wygrać z władzą. Jak było gdzie indziej, to wiem tylko, że to stocznia była przykładem dla reszty Polski. Chociażby te postulaty spisane w stoczni. Do negocjacji z władzą spośród setek strajkujący wybrali 21. To dzięki Wałęsie, jego odwadze i wizji wolnej Polski udało się zebrać, spisać i przedstawić stronie rządowej najważniejsze postulaty. Mimo blokady informacyjnej w mediach publicznych, docierały do ludzi główne treści zapisane w postulatach, gdzie na pierwszym miejscu znajdowało się powołanie niezależnych od władz związków zawodowych.
Uważam, że to dzięki Wałęsie udało się przywrócić Polsce wolność bez rozlewu krwi. Bo przecież od początku wiedzieliśmy, że byli tacy, którzy chcieli bardziej radykalnych i ostrych posunięć, które mogły skończyć się krwawo. On tego nie chciał.
Dzisiaj, to jest wielu mądrali, którzy przedstawiają swoje racje, ale wtedy nikt nie wiedział, czym dla Polski i Polaków może zakończyć się ta sytuacja. Trzeba było naprawdę mądrze i rozsądnie negocjować.
Cały świat przyglądał się temu, co dzieje się w Gdańsku. Cały świat podziwiał Wałęsę i to on jest symbolem wolności Polski i innych krajów wschodniej Europy. I to on, Lech Wałęsa, ogłosił zakończenie strajku i podpisanie porozumień gdańskich.
- To był także czas powstania NSZZ – „Solidarność”
- Tak, zanim doszło do zakończenia strajku na fali sierpniowych wydarzeń doszło do utworzenia "Solidarności" - pierwszej w krajach komunistycznych, niezależnej od władzy legalnej organizacji związkowej. Do „Solidarności” zapisałem się niedługo po jej utworzeniu i byłem z tego bardzo dumny.
Niestety dzisiaj już nie należę do tej organizacji, która stała się jakimś dziwnym tworem. Uważam, że ta obecna Solidarność nie ma nic wspólnego z tą pierwszą, tą, której przywódcą był Lech Wałęsa. Uważam też, że „Solidarność” powinna być historyczną i zastrzeżoną nazwą dla tamtej „Solidarności”. Bo to, co obecnie dzieje się pod sztandarem „Solidarności” to profanacja, a obecny przewodniczący Duda, nigdy nie powinien stać na jej czele. On nie zasługuje na bycie przywódcą tej epokowej organizacji, o której mówił cały świat.
Dzisiaj po latach wiem, że uczestniczyłem w wielkim historycznym wydarzeniu, ale żałuję tego co PiS zrobił z „Solidarnością”. Mam nadzieję, że ludzie się obudzą i pogonią Dudę, tego szkodnika i cwaniaka, a wtedy „ Solidarność” odzyska swój dawny blask.
Rozmawiała: Wiesława Kusztal
Fot. - Zdzisław Prędki sierpień -'80
Napisz komentarz
Komentarze