Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
wtorek, 29 kwietnia 2025 16:13
Reklama dotacje dla firm

Z życia wzięte. To nie mogło się udać

Z życia wzięte. To nie mogło się udać

Po tragicznej śmierci mojego brata zostałam jedyną właścicielką dużego rodzinnego przedsiębiorstwa. W firmie wszystko chodziło jak w zegarku. Miałam pieniądze, szacunek u pracowników i poważanie w mieście. Do czasu. Zaprosiłam firmowego przystojniaka do łóżka, a potem do wspólnego życia. 

On rządzi  firmą i całym moim życiem

Od dość dawna, jak tylko zdobył dostęp do wrażliwych informacji, zaczął  mną manipulować,  aby to on miał coraz większe wpływy i władzę w mojej firmie. Udzielał nagan i ciągle zwracał uwagę moim wieloletnim pracownikom i traktował ich z wyraźną wyższością, a nawet pogardą. Coraz częściej przychodzili do mnie ze skargami. Ale co mogłam zrobić? Przecież to ja sama  na to pozwalałam. Po tym jak ojciec przepisał na nas; na mnie i na brata, swoją, świetnie prosperującą firmę, życie zawodowe i prywatne było dla mnie dwoma oddzielnymi bytami. Nigdy w żaden sposób tego nie łączyłam, tym bardziej, że mój mąż działał w zupełnie innej branży.  Ja w swojej firmie spełniałam się zawodowo i zarabiałam furę pieniędzy. Moim życiowym  celem  było utrzymanie jej na topie. Niewiele rzeczy mogło tak na mnie podziałać, żebym w pracy sobie pofolgowała. 

Mąż pomaszerował w siną dal

Moje małżeństwo rozpadło się po kilkunastu latach, gdy pewnego popołudnia mąż oznajmił mi, że odchodzi, bo nie zamierza żyć dłużej w trójkącie;  ze mną i moją firmą i nie zamierza ciągle wracać do pustego domu. Zabolało mnie to znacznie bardziej niż się spodziewałam. Bardzo kochałam Piotra, ale teraz, z perspektywy czasu, wiem, że przez wiele lat byłam tak pewna jego uczucia i przywiązania do mnie, że zaniedbywałam nasze relacje, najbardziej jak to było możliwe. Byłam pewna, że on jest i zawsze będzie i że nic tego nie zmieni. Nie pytając go o zdanie, w tej, ani innych małżeńskich sprawach, założyłam, że rozumie moje wielkie ambicje i nie będzie ode mnie oczekiwał  rezygnacji z któregoś celu, jaki przed sobą postawiłam. No cóż, zrozumiałam to za późno, bo Piotr nie chciał dać mi kolejnej szansy. Wyprowadził się, złożył pozew o rozwód i już kilka miesięcy później zaczął umawiać się z inną kobietą. Dowiedziałam się o tym od naszych przyjaciół.  Oczywiście, najłatwiej było mi rzucić się znowu w wir pracy, aby szybciej pogodzić się ze stratą ukochanego mężczyzny.

Ale okazało się, że rozwód nie jest końcem rozstań w moim życiu i parę tygodni później mój informatyk złożył wypowiedzenie. Musiałam więc szukać nowego. 

Zatrudniłam młodego przystojniaka

Nigdy wcześniej nie przeszło mi nawet przez myśl, żeby mieszać relacje służbowe z prywatnymi. Ale to wszystko zmieniło się w dniu, kiedy do mojego biura wszedł on. Apollo - pomyślałam zachwycona, gdy tylko stanął w drzwiach. Był wysoki, śniady, kruczoczarny i świetnie zbudowany. Piękny mężczyzna. Może taką reakcję spowodowała moja samotność, a może po prostu  do tej pory żaden mężczyzna tak mnie nie zauroczył. Od razu wiedziałam, że pozwolę mu na wiele więcej niż tylko praca informatyka w mojej firmie. Jak się okazało nieco później był nie tylko przystojny, ale również inteligentny i ambitny.

Od początku flirtował ze mną

Starałam się, przynajmniej na początku, trzymać go na dystans, ale szybko zauważyłam, że coś się we mnie zmienia. Serce zaczynało mi bić szybciej, gdy tylko był w pobliżu, robiłam się niezdarna i nieśmiała w jego obecności. A on chyba doskonale mnie rozszyfrował, bo coraz śmielej mnie kokietował. Powinnam była to uciąć już na  samym wstępie. Ale jakoś nie dawałam rady.

- Pani prezes, dziś zostanę z panią nieco dłużej, bo chcę omówić pewien projekt. - Powiedział jakby od niechcenia. I tak nie miałam żadnych planów na popołudnie, więc czym prędzej się zgodziłam. - Ja... No cóż, skoro tak, to popracujemy. - To bardzo miłe i cenne dla firmy, że chce pan poświęcić swój prywatny czas... - wydukałam jak zawstydzona  nastolatka. Tego wieczoru, kiedy zostaliśmy sami w biurze, napięcie między nami sięgnęło zenitu. Byłam pewna, że  Jakub, mój Apollo, doskonale wiedział  czym skończy się dla nas ten wieczór  i wszystko robił celowo, aby doprowadzić do tego co sobie zaplanował. Ale ja, jak pensjonariuszka byłam bezbronna  wobec jego zalotów i  zupełnie nie myślałam o konsekwencjach swojego zachowania. Spędziliśmy razem tamtą noc, a potem jeszcze następne i następne. 

Byłam w klinczu

W pracy, z oczywistych  względów, ukrywaliśmy nasz związek. Jakub był nie tylko bosko przystojny, ale przede wszystkim miał wrodzony spryt oraz inteligencję i dodatkowo wiedział, jak to wykorzystać. Zaczął mną manipulować, tak aby po kawałku przejmować i zapewniać sobie w firmie coraz większe wpływy i władzę. Podejmował na przykład samodzielne decyzje, na które, w normalnych warunkach, nigdy nie pozwoliłabym ani sobie, ani nikomu innemu. Pouczał i dyscyplinował wieloletnich pracowników i traktował ich z góry. Gdy przychodzili do mnie ze skargami, było mi wstyd, bo wiedziałam, że to ja mu na to pozwalałam.

- Oczywiście, obiecywałam im, że porozmawiam z Jakubem, i wyrażałam wdzięczność, że mi mówili o tym co w firmie dzieje się poza moimi  plecami. Mojemu  najlepszemu dyrektorowi działu, gdy wypunktował mi niewłaściwe zachowania mojego Apolla, też obiecałam, że zainterweniuję.

Gdy jednak podejmowałam próbę konfrontacji, Jakub od razu mnie udobruchał i finalnie wyszło tak, że to ja go przepraszałam, że podejrzewałam go o coś złego,  co zrobił przeciwko mnie i firmie.

- Rybko,  przecież wiesz, że ja nie robię tego dla własnych korzyści. Wiem ile ta firma dla ciebie znaczy i jak ciężko pracujesz, żeby utrzymać ją na najwyższym poziomie, ale sama widzisz, że coś jest nie tak. Nie zarabiasz już tyle co kiedyś. Spójrz na tabele z przychodami.  Pomyślałem, że muszę wprowadzić odrobinę dyscypliny, bo sama wiesz, że nad biznesem trzeba panować, bo on litościwy nie jest - mówił.  Dziś stoisz na szczycie, a jutro spadasz z wysoka - manipulował mną bez skrupułów.  Później... szliśmy do łóżka i już zapominałam o bożym świecie.

Dzień po dniu Jakub stawał się nierozerwalną częścią mojego życia zawodowego i prywatnego, a ja nie potrafiłam się temu  przeciwstawić. Każdą decyzję, którą podejmowałam, konsultowałam  z nim. Po pewnym czasie, zaczęło do mnie docierać, że to już nie ja kieruję firmą, a on. Ja zachowuję się jak pacynka w  jego rękach. Co gorsza, miałam przeczucie, że pracownicy, zwłaszcza kadra kierownicza, zaczynają domyślać się istoty naszego związku i tracą do mnie zaufanie. Przestają widzieć we mnie menedżera i profesjonalistkę. Nie mogłam nie przyznać im racji. 

Byłam załamana

Jednak zainteresowanie mną ze strony Jakuba tak bardzo mi schlebiało i rozgrzewało moje serce, że gdy już podjęłam decyzję, aby się mu postawić to szybko mi mijało  i po chwili wszystko pozostawało bez zmian. Za ten związek z pięknisiem płaciłam  bardzo wysoką cenę. Czułam, że coraz bardziej tracę kontrolę nad swoim życiem i, przede wszystkim, nad firmą, dla której poświęciłam nawet małżeństwo z ukochanym mężczyzną.

Pierwsze prawdziwe otrzeźwienie przyszło do mnie, kiedy masowo otrzymywałam wypowiedzenia od najbardziej lojalnych  pracowników, którzy w firmie  byli ze mną od początku i nigdy mnie nie zawiedli.

-Tak, oczywiście uszanuję waszą decyzję, ale powiedzcie mi  dlaczego? Nie ukrywam, że wasze rezygnacje, to dla mnie zaskoczenie. Myślałam, że dobrze nam się razem pracowało - mówiłam i pytałam załamana, podczas zwołanego przez pracowników spotkania.

To już poszło za daleko

Patrzyli po sobie znacząco, tak, jakbyśmy byli dla siebie całkiem obcy. Rozmawiali ze mną, jakbym zupełnie nie zdawała sobie sprawy z tego, co się dzieje w firmie.       - Szefowo, tu nie chodzi o żadne wielkie sprawy, po prostu zmienia się rynek pracy, można się doszkolić, a nie siedzieć ciągle w jednym miejscu... - mówił Robert, mój  najlepszy inżynier.

- Ale dlaczego? Źle wam w tej firmie? Jeśli myślicie o podwyżce, to możemy się porozumieć. Mnie  naprawdę zależy na tym, żebyście zostali - prosiłam.

- Nie, szefowo, nie o pieniądze chodzi. Podwyżki nie zmienią atmosfery i nie przywrócą kultury pracy w firmie. To już się posypało - wypalił Przemek.

Na chwilę zapadła niezręczna cisza.- Czy mógłbyś wyjaśnić? - poprosiłam spokojnie, choć  i tak przeczuwałem, co powie.

Najlepsi odeszli

Znów popatrzyli po sobie, a potem usłyszałam to, czego się spodziewałam. -  Chyba wszyscy wiemy o co, a raczej o kogo chodzi. Jakub traktuje nas w sposób absolutnie niedopuszczalny. To my stanowimy trzon tej firmy. Jesteśmy profesjonalistami z długim stażem, z doświadczeniem. A on? Oczywiście, też ma swój fach, ale bez nas w tej firmie nie ma czego szukać. On tu nie jest szefem a zachowuje się, jakby był - wyjaśnił Robert.

- No cóż, rozumiem, dziękuję, że mówicie mi o tym... To dla mnie istotna informacja - powiedziałam uprzejmie.

- Wiemy, mówiłaś to wielokrotnie wszystkim, którzy zgłaszali ci swoje zastrzeżenia co do jego pracy, ale ty nic z tym nie zrobiłaś.  Dlatego się zwalniamy. Przykro nam, szefowo. Gdybyś jednak coś zmieniła, możemy za jakiś czas pomyśleć o powrocie. Ale, dopóki w firmie pracuje Jakub, my tu nie zostaniemy. 

No i co ja mam teraz zrobić?, myślałam przerażona po tym spotkaniu. Chyba nadszedł czas na poważne decyzje, zanim stracę wszystko, na co mój ojciec i ja pracowaliśmy  przez wiele lat. Ale boję się jednego, czy zdobędę się na prawdziwą odwagę, czy znajdę w sobie siłę i będę potrafiła usunąć Jakuba z firmy i z mojego życia? 

Bo tak naprawdę, jeśli można by oddzielić służbowe życie od tego osobistego, to z moim Apollo  byłoby mi cudownie... 

Byłoby, ale widocznie związek pracy z życiem prywatnym, to niezbyt udana para!

Notowała: Wiesława Kusztal

Fot. Pixabay


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Ostatnie komentarze
Autor komentarza: LupusTreść komentarza: Narazie zabawa. Oglądaliśmy rzuty. Grzmi tylko oszczepniczka małolatka U-14. Za rok prawda o potędze wyjdzie albo nie. Kto wejdzie na bieżnię, ten jest lekkoatletą, a ten kto z nimi jest na bieżni jest trener z nazwy. Data dodania komentarza: 16.05.2023, 20:44Źródło komentarza: Lekkoatletyka. Sukcesy brodnickich biegaczyAutor komentarza: KuracjuszkaTreść komentarza: Ale NUMER opisał super Redaktor Bogumił! A tak naprawdę - to z czekaniem do sanatorium - to też numer i to w kolejce długiej! A tyle dajemy na NFZ, by zdrowym być i marzyć, by mieć wciąż te dzieścia lat.. kuracjuszka, ale jeszcze bez numeru.....Data dodania komentarza: 11.05.2023, 20:13Źródło komentarza: Sanatoryjny numer 4457Autor komentarza: joko Treść komentarza: Niech się wasz trener nie chwali . Słyszałem ze dawniej jemu wszystkie plany przysyłał i był na obozach jakiś trener z Iławy. Dlatego w mukli miał nawet mistrzów Polski na 400m i w sztafetach. Teraz leci na jego planach, ale wyników medalowych to oni od 6 lat nie mają, bo z tego trenera zrezygnował. Mukla ma nawet dobry do LA stadion a lepiej żeby miała dobrego trenera do medali. Chyba że wpadnie mu jakiś zawodnik co był już mistrzem Polski, to może zrobi z niego mistrza województwa. Data dodania komentarza: 9.04.2023, 09:00Źródło komentarza: Lekkoatletyka. Pot i ciężka pracaAutor komentarza: lolek Treść komentarza: Mierne ta wyniki latem mieliścieData dodania komentarza: 8.04.2023, 20:30Źródło komentarza: Lekkoatletyka. Pot i ciężka pracaAutor komentarza: WiKTreść komentarza: Życzę powodzenia i zachwyconych gości. Oczywiście ciekawa jestem jak kaczka się udała?Data dodania komentarza: 7.04.2023, 23:17Źródło komentarza: Kaczka faszerowana kasząAutor komentarza: CzesiaTreść komentarza: Super Wiesiu! Takie danie po nowemu zrobię na te Święta, bo do tej pory głównym dodatkiem był ogrom jabłek... Dzięki za przepis.. Dam znać, jak smakowała gościom... pozdrawiam już z apetytem! CzesiaData dodania komentarza: 7.04.2023, 17:17Źródło komentarza: Kaczka faszerowana kaszą
Reklama
Reklama