Jezioro Wądzyńskie – jedno z ponad 100 jezior stanowiących obszar Pojezierza Brodnickiego. Opisuje się je, przede wszystkim, jako wspaniały akwen do wędkowania. Wędkuje się wszędzie, natomiast jeziora z ośrodkiem rekreacyjno-sportowym, hotelem, miejscami noclegowymi w turystycznych domkach, to już inna kategoria.
Półwysep Wądzyński to właśnie inna kategoria. Przyjeżdżasz z daleka, rezerwując noclegi i jesteś tak długo na ile cię stać. Przyjeżdżasz z Brodnicy i okolicy na jeden dzień, na plażę, na pomost, na trawiastą skarpę, aby tam, korzystając z leżaków, dobrze nasmarowany kremem (50 proc.) korzystać ze słonecznej pogody. Wracasz do domu, jutro też jesteś.
Kąpielisko jest dla wszystkich, a więc przede wszystkim dla najmłodszych, młodzieży, która gości w Wądzyniu na obozach sportowych. Dla adeptów żeglowania jest całe jezioro – zapewne w ramach turnusu szkoleniowego – są najmniejsze żaglówki, klasy Opty. Na amatorów windsurfingu czekają deski, otaklowane żagle. Tam też obóz szkoleniowy – deski standardowe natomiast wielkość żagli przystosowana do wieku i umiejętności, od 2,5 do 3,5 m powierzchni. Kilkuletni deskarze i optymiści pod czujnym okiem instruktorów. Optymiści radzą sobie lepiej z wiatrem, wiedzą jak odpłynąć, jak wrócić. Halsowanie nie jest dla nich tajemnicą. Deskarze łapią wiatr tylko w jedną stronę, więc wracają na holu, spływają „na sznurku”, z pomocą motorówki i instruktora. Ale – od czegoś trzeba zacząć.
Na kortach trawiastych Wimbledonu już po finałach, na czerwonej mączce w Wądzyniu trwa kolejny trening. Skończy się, na kort wejdą koledzy, którzy chcą zagrać o dużą porcję lodów. Na innych boiskach też ruch.
W wodzie trenują uczestnicy obozu tanecznego z Warszawy. Instruktorka na pomoście pokazuje poszczególne figury, dzieciarnia powtarza je w wodnych okolicznościach. Delikatna muzyka do rytmu, ciekawa zabawa, wodne akrobacje. Ta muzyka nikomu nie przeszkadza.
Ale jest coś, co denerwuje przybyłych nad jezioro, żeby wypocząć. Także od muzyki.
- Jestem w tym roku z rodziną po raz pierwszy i ostatni zarazem – mówi mieszkanka Brodnicy. - Nie mam nic przeciw ćwiczeniom, wodnym tańcom, nie rozumiem tylko dlaczego człowiek odpowiedzialny za sprzęt wodny, kajaki, kapoki itp. wystawia dodatkowo, drugą kolumnę i daje „po garach”. Mam gdzieś taki relaks, więcej już tu nie przyjadę. Szkoda, bo można tu spędzić cały dzień: popływać, wykąpać się, zjeść obiad. Jakoś w ostatnich latach można się było obejść bez krzykliwej, skrzeczącej muzyki. A więc skoro można, to wystarczy jedno słowo: dość.
Siedzimy ze znajomymi aż do zachodu słońca. Warto było, dla ciekawych ujęć fotoreporterskich.
Tekst i fot. Bogumił Drogorób
Napisz komentarz
Komentarze