Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
czwartek, 24 kwietnia 2025 12:15
Reklama dotacje dla firm

Ksiądz żołnierz ps. „Bryler”. Historia z przyjaznego domu

Ksiądz żołnierz ps. „Bryler”. Historia z przyjaznego domu

Kamienica na Rynku w Nowym Mieście Lubawskim. W czasie II wojny światowej przebywa w niej uciekinier, ważna postać w konspiracji na Pomorzu - „Bryler”, żołnierz Armii Krajowej, do tego ksiądz katolicki.

 

Podobnie jak kamienica znana jest też rodzina właścicieli. Od pokoleń to rodzina rzemieślników. Julian i jego syn Stanisław Ulatowscy byli stolarzami. To oni, ich rodziny zapisali się na chwałę Nowego Miasta Lubawskiego. Dla historyków to możne tylko epizod jakich wiele w owych, trudnych czasach. Nawet jeśli tak jest waga ich dokonań jest bezsporna.

W historię rodziny Ulatowskich wpisuje się historia ks. Władysława Łaniewskiego, żołnierza wywiadu Obwodu AK Nowe Miasto Lubawskie. Ciekawy i interesujący nas epizod opisuje Anna Zakrzewska w „Słowniku biograficznym konspiracji pomorskiej 1939-1945”. Oto fragment jej publikacji:

„Urodzony w 1909 r. w Lubawie w rodzinie rzemieślniczej kształcił się w gimnazjum w Lubawie i Łublińcu Śląskim. W 1934 r. ukończył Seminarium Duchowne OO. Oblatów w Oborze k. Poznania, po którym do końca 1938 r. przebywał jako misjonarz na Cejlonie. Choroba tropikalna zmusiła go do powrotu do Polski. Po kilkumiesięcznym leczeniu w Poznaniu pełnił obowiązki wikariusza w Strzelnie w pobliżu Inowrocławia. W ostatnich miesiącach przed wybuchem wojny 1939 r. przebywał w Katowicach wypełniając różne powinności duszpasterskie. W sierpniu tegoż roku, z książeczką wojskową „pospolite ruszenie bez broni”, został zmobilizowany do wojskowej grupy PCK jako kapelan wojskowy. Grupę tę przeprowadził bezpiecznie przed pogonią Niemców do Ujejc koło Dąbrowy Górniczej, tu rozwiązał ją i wraz z młodzieżą dotarł do Katowic. Zagrożony aresztowaniem na skutek donosu Niemek z powodu antyhitlerowskiego kazania przedostał się na początku listopada 1939 r. do Lubawy, do ciężko chorego brata. Tu ukrywając się w mieszkaniu Kasprzyckiej posługiwał nocami w szpitalu jako spowiednik. Po śmierci brata w grudniu 1939 r. , na skutek zagrożenia aresztowaniem przeniósł się do wsi Cielęta pod Brodnicą, gdzie ukrywał się u kuzyna Ksawerego Majki. Dzięki pozytywnie nastawionemu do Polaków niemieckiemu policjantowi (pobierającemu żywność od K. Majki) nazwiskiem Zilberbauer udało się ks. Łaniewskiemu zameldować w Arbeitsamt i zatrudnić w biurze buchalteryjnym w Brodnicy. Ukrywał się tu w domu Makowskiej i Zielońskiej, a następnie u Wiktora Banasika, który zwerbował go w 1941 r. do AK i był świadkiem zaprzysiężenia przez Józefa Grussa ps. „Stanisław”, wówczas komendanta Podokręgu Południowego Okręg Pomorze AK. Wtedy to pod ps. „Bryler” w kontakcie z komendantem Północnego Podobwodu Obwodu Brodnica, Bolesławem Laskowskim ps. „Kessel”, „Jeleń”, objął funkcję szefa wywiadu Insp. Brodnica. Funkcję tę pełnił do końca wojny obejmując swoim działaniem Brodnicę i powiat, Lubawę i Nowe Miasto Lubawskie.

W związku z poszukiwaniem przez gestapo (nie został aresztowany dzięki odwadze ukrywającej go Zielińskiej) z początkiem 1942 r. uciekła do Nowego Miasta Lubawskiego. Tu zgłosił się do przebywającego wtedy niemieckiego katolickiego ks. bp. Spletta z prośbą o jurysdykcję w diecezji chełmińskiej, ale wobec postawionej mu propozycji przyjęcia Volkslisty zrezygnował ze współpracy z biskupem, co uniemożliwiło mu działalność duszpasterską jako polskiego księdza. 

Ukrywał się w domu Juliana i Stanisława Ulatowskich, skąd łącznikom z Grudziądza i Bydgoszczy przekazywał materiały wywiadowcze dotyczące nastroju wśród Polaków i Niemców, ilości policji i zachowania się jej w stosunku do Polaków, wiadomości z niemieckich kronik filmowych, a także działalności organizacji komunistycznych. Utrzymywał ścisły kontakt z miejscowymi akowcami B. Jentkiewiczem, D. Paterem (przybrane nazwisko Franciszek Panek), B. Piotrowskim ps. „Doktor”. J. Kujawskim ps. „Piórko”, S. Chylewskim, Tesznerem i innymi. Wykorzystując zdobyty radioodbiornik i bardzo dobrą znajomo języków angielskiego, niemieckiego i francuskiego prowadził i udostępniał podsłuch radiowy akowcom oraz innym zaufanym osobom, m.in. jeńcowi miejscowego niemieckiego obozu, oficerowi angielskiemu (pracującemu w stolarni J. Ulatowskiego, któremu przebywania na punkt umożliwiał przekupiony wartownik niemiecki... Czujką ubezpieczającą spotkania akowców od pocz. 1942 r. do końca lutego 1945 r. był wnuk Ulatowskich – Zbigniew Muchliński (internowany w stanie wojennym, w latach 90. wicewojewoda toruński, później krótko piastował funkcję starosty nowomiejskiego i ponownie wicewojewody – po reformie - kujawsko-pomorskiego).”


 

Do tych kart z historii, spisanych przez Annę Zakrzewską dodajmy jeszcze wspomnienie aktywnego uczestnika tych zdarzeń Jana Kujawskiego. Pisze on m.in.:

„W czasie nasłuchowej wizyty w maju 1942 r. wspomniałem D. Paterowi o odwiedzinach u ukrywającego się ks. Łaniewskiego, który wyraził chęć spotkania się ze swoim krajanem, kolegą z ławy szkolnej. Dom J.Ulatowskiego – po aresztowaniu jego zięcia, Jana Muchlińskiego (ojca Zbigniewa) za przynależność do tajnej organizacji „Rota” - był obiektem zainteresowania hitlerowskich władz policyjnych. Do księdza Łaniewskiego wchodziliśmy pojedynczo, nie od frontu (Rynek) lecz od ulicy Nad Drwęcą, przez podwórze i stolarnię. Ten wymóg bezpieczeństwa został złamany tylko raz – 9 czerwca 1944 r.. Chodziło o potwierdzenie wiadomości o rozpoczęciu inwazji i utworzeniu drugiego frontu przeciw Niemcom. W trakcie comiesięcznych spotkań informowaliśmy ks. Laniewskiego o konkretnych przejawach eksterminacyjnej polityki hitlerowskiej oraz nastrojach panujących wśród miejscowej ludności. Opracowane syntetycznie sprawozdanie odbierał w trzeci piątek lub w czwarty wtorek miesiąca (dni targowe) łącznik jakiejś komórki akowskiej z Bydgoszczy bądź Grudziądza. Trafiały one chyba do kpt. Józefa Grussa (…). Dopiero w grudniu 1942 r. kiedy D. Pater instalował radioodbiornik w kryjówce ks. Łaniewski oficjalnie oznajmił nam, że jest członkiem siatki wywiadowczej Inspektoratu Brodnica....”

Oprócz fragmentów publikacji przytoczonych wyżej jest także dokument z pieczątką: Archiwum Elżbiety Zawackiej (kurierka Komandy Głównej Armii Krajowej, uznana po wojnie za cichociemną, profesor nauk humanistycznych na UMK w Toruniu, generał brygady) oraz pieczątką toruńskiej Fundacji Archiwum i Muzeum Pomorskie Armii Krajowej oraz Wojskowej Służby Polsce. Co najważniejsze – jest to relacja „członka konspiracji ks. Władysława Łaniewskiego „Bryler” zam. 12 – 100 Szczytno, ul. Niepodległości 11, tel. 26-08”. Relacja nie jest pisana w pierwszej osobie, jest prawdopodobnie zapisem pracownika Fundacji. W istocie jest powtórzeniem znanych już faktów, przedstawionych w poprzednich relacjach. Ważne dla całokształtu opowieści o ks. W. Łaniewskim są następujące informacje:

- po wkroczeniu Armii Radzieckiej ks. Łaniewski był głównym organizatorem Komitetu Wyzwolenia Narodowego, który współpracował z komendanturą wojskową. W skład komitetu wchodzili również m.in. Jentkiewicz i Kujawski. Po kilku miesiącach działalności przyjechali przedstawiciele z Warszawy i komitet rozwiązali. Jentkiewicz został wybrany pierwszym starostą w Nowym Mieście.

- ks. Łaniewski od stycznia do czerwca 1945 r. objął parafię w Nowym Mieście. Kuria biskupia w Pelplinie nie zatwierdziła jednak jego jako proboszcza z uwagi na przynależność do Zgromadzenia Misyjnego Ojców Oblatów.

- W lipcu 1945 ks. Łaniewski przenosi się do Olsztyna, a następnie we wrześniu do Szczytna, gdzie rozpoczął naukę religii we wszystkich szkołach. Nauczał również łaciny i języka angielskiego. Współpracował z grupą Szwedów, którzy zajmowali się pomocą materialną w ramach unry, założył również punkt PCK.

- Od 1945 r. do 1985 r. tj. do czasu przejścia na emeryturę ks. Łaniewski był kapelanem szpitala, a następnie rektorem kaplicy św. Stanisława Kostki w Szczytnie, którą przekazał mu kapelan wojskowy z Olsztyna ks. płk. Kulej. W następstwie długotrwałej choroby cukrzycy stracił wzrok. Mieszkał w pokoju nad kaplicą. W czasie niniejszej relacji ks. Łaniewski był obłożnie chory, znajduje się pod stałą opieką lekarską.

- Ks. Łaniewski przekazuje do klubu (?) 3 fotografie z tego jedną wykonaną ze Stanisławem Ulatowskim (synem Juliana) w czasie okupacji. Relację spisano w Szczytnie 1988 r. …

I znów powracamy do publikacji Anny Zakrzewskiej zamieszczonej w „Słowniku biograficznym konspiracji pomorskiej 1939-1945” jako że istotne są tu uzupełniania, precyzujące szczegóły życiorysu ks. W. Łaniewskiego. 

W jednym ze spotkań akowców – dobywała się od początku 1942 r. do końca lutego 1945, gdy tzw. czujką był Zbigniew Muchliński, tematem głównym było ustalanie obsady personalnej we władzach miasta, jego sprawy gospodarcze i administracyjne. Ks. Łaniewski był wtedy głównym organizatorem Polskiego Komitetu Obywatelskiego, który współpracował z komendą wojskową miasta. Na jednej z narad z komendantem postulował zniesienie obowiązującego od 20 stycznia 1945 zakazu odprawiania nabożeństw. W nocy 22 stycznia tegoż roku brał udział w gaszeniu wznieconego przez żołnierzy radzieckich pożaru domów. Przez okres półrocza był radnym Powiatowej Rady Narodowej i pełnił obowiązki proboszcza w Kurzętniku i Nowym Mieście Lubawskim oraz katechety miejscowego gimnazjum. 

W po 1945 r. do połowy lat 50. był wielokrotnie wzywany do Urzędu Bezpieczeństwa i zmuszany do meldowania się w Komisariacie MO z powodu nieujawnienia swojej działalności konspiracyjnej. W 1953 r. był szykanowany przez władze szkolne za rzekomo zły wpływ ideologiczny na młodzież, wśród której cieszył się wielkim autorytetem i sympatią. Zmarł w Szczytnie w 1993 r. i tam pochowany na cmentarzu parafialnym. W 1987 r. odznaczony Krzyżem Armii Krajowej.


 

- Dla nas, myślę o całej mojej rodzinie, ksiądz Władysław Łaniewski to wyjątkowa postać, wyjątkowa historia – wspomina dziś Eugeniusz Ulatowski, jeden z trzech wnuków Juliana i Maksymiliany, syn Stanisława i Gertrudy, brat Mieczysława i Stanisława Ryszarda. - Wszyscy z braćmi jesteśmy już „powojenni” i nasza wiedza o tamtych wydarzeniach przetrwała tylko we wspomnieniach. Kamienica przy Rynku 24 była naszym domem rodzinnym, łączyła nas silna więź poprzez wychowanie, opiekę dziadka i babci, naszych rodziców. Doskonale ich pamiętamy. Ich troskę o bycie uczciwym, pomocnym. Pomoc dla innych, to była dla nich podstawa całego wychowania. Po latach człowiek sobie uświadamia ile dobra wyniósł z tego domu, ile troski o innych, w rozmaitych sytuacjach. Byliśmy dzieciakami, a jednocześnie chłopakami z temperamentem, a dziadkowie i rodzice traktowali nas z cała powagą. Gdy rozmowy schodziły na tematy minionej wojny, gdy padało nazwisko księdza Władysława Łaniewskiego, słuchaliśmy z zapartym tchem. Dziadek czy ojciec niczego przed nami nie ukrywali. Czasami tylko dziadek Julian kładł palec na ustach i myśmy już wiedzieli dlaczego. W końcu był to czas PRL-u, kwitnącej komuny, deprecjacji bohaterstwa żołnierzy Armii Krajowej. To była nasza, rodzinna tajemnica, wojenna historia, w którą wpisał się nasz dom, nasi dziadkowie, rodzice. Z upływem lat zaczęliśmy z braćmi zadawać więcej pytań, o takie pojęcia jak strach, obawa, zdrada, donos. Wtedy ojciec, już po śmierci dziadka, mówił to samo co później Władysław Bartoszewski, o byciu przyzwoitym. Bo jak dom jest przyzwoity, to jego mieszkańcy też, w sposób naturalny. Dziś, po latach, mogę w imieniu także braci, powiedzieć, że jesteśmy dumni, że lekcje przyzwoitości, patriotyzmu, odrobiliśmy w tak przyjaznym, żeby nie powiedzieć kultowym dla nas miejscu, mając w tle takich bohaterów jak ks. Władysław Łaniewski, czy nasz krewniak Zbyszek Muchliński.


 

Bogumił Drogorób

Fot. Archiwum/Nadesłane



Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Ostatnie komentarze
Autor komentarza: LupusTreść komentarza: Narazie zabawa. Oglądaliśmy rzuty. Grzmi tylko oszczepniczka małolatka U-14. Za rok prawda o potędze wyjdzie albo nie. Kto wejdzie na bieżnię, ten jest lekkoatletą, a ten kto z nimi jest na bieżni jest trener z nazwy. Data dodania komentarza: 16.05.2023, 20:44Źródło komentarza: Lekkoatletyka. Sukcesy brodnickich biegaczyAutor komentarza: KuracjuszkaTreść komentarza: Ale NUMER opisał super Redaktor Bogumił! A tak naprawdę - to z czekaniem do sanatorium - to też numer i to w kolejce długiej! A tyle dajemy na NFZ, by zdrowym być i marzyć, by mieć wciąż te dzieścia lat.. kuracjuszka, ale jeszcze bez numeru.....Data dodania komentarza: 11.05.2023, 20:13Źródło komentarza: Sanatoryjny numer 4457Autor komentarza: joko Treść komentarza: Niech się wasz trener nie chwali . Słyszałem ze dawniej jemu wszystkie plany przysyłał i był na obozach jakiś trener z Iławy. Dlatego w mukli miał nawet mistrzów Polski na 400m i w sztafetach. Teraz leci na jego planach, ale wyników medalowych to oni od 6 lat nie mają, bo z tego trenera zrezygnował. Mukla ma nawet dobry do LA stadion a lepiej żeby miała dobrego trenera do medali. Chyba że wpadnie mu jakiś zawodnik co był już mistrzem Polski, to może zrobi z niego mistrza województwa. Data dodania komentarza: 9.04.2023, 09:00Źródło komentarza: Lekkoatletyka. Pot i ciężka pracaAutor komentarza: lolek Treść komentarza: Mierne ta wyniki latem mieliścieData dodania komentarza: 8.04.2023, 20:30Źródło komentarza: Lekkoatletyka. Pot i ciężka pracaAutor komentarza: WiKTreść komentarza: Życzę powodzenia i zachwyconych gości. Oczywiście ciekawa jestem jak kaczka się udała?Data dodania komentarza: 7.04.2023, 23:17Źródło komentarza: Kaczka faszerowana kasząAutor komentarza: CzesiaTreść komentarza: Super Wiesiu! Takie danie po nowemu zrobię na te Święta, bo do tej pory głównym dodatkiem był ogrom jabłek... Dzięki za przepis.. Dam znać, jak smakowała gościom... pozdrawiam już z apetytem! CzesiaData dodania komentarza: 7.04.2023, 17:17Źródło komentarza: Kaczka faszerowana kaszą
Reklama
Reklama