Powiedział prezes PiS Jarosław Kaczyński, w imieniu tych, do których mówił, że „Idziemy tam, żeby powiedzieć temu wszystkiemu nie, ale nie mówimy nie, bo dziś jesteśmy na tak...”. Wszyscy zebrani klaskali, a wątpliwości – o co temu gościowi chodzi – przełknęli, bo najgorsze są wątpliwości ujawnione, niejako w formie głupiego pytania czy głupiej refleksji typu: o co, tak naprawdę, temu gościowi chodzi? (Tu mała dygresja – w tym zdaniu fraza „tak naprawdę” spełnia rolę przecinka, ale przez fakt użycia tworzy zdanie rozbudowane, co już dla niektórych geniuszy jest trudne do uchwycenia)
Studiując filologię polską wśród wielu przedmiotów, których liczba wzrastała z semestru na semestr, miałem – już na wstępie – logikę i semantykę. Semantyka interesowała mnie tylko z jednej strony: wykłady prowadziła piękna kobieta z tytułem doktorskim, w którą wpatrywałem się wybierając miejsca w sali wykładowej raz bliżej katedry, raz w środku, raz na końcu. Z każdej odległości poznawałem jej walory. Doznania estetyczne przeważyły, więc gdy wszedłem na egzamin z semantyki po prostu byłem wniebowzięty. Na pytania odpowiadałem zdawkowo, wpatrując się w jej oczy. Ona instynktownie czuła, że ja coś wiem, że moja wiedza o problemach wykorzystania abstrakcyjnego systemu znaków – zdań, słów, symboli, gestów jakim jest język do opisywania przedmiotów jak również abstrakcyjnych idei - jest głęboko schowana we mnie, po prostu uwierzyła, że wiem. Otrzymałem oceną pozytywną, którą mógłbym zakwalifikować do grupy ocen pesymistycznych: ledwo, ledwo, lub grupy ocen optymistycznych: od biedy dobrze. Dziś uważam, że nauka nie poszła w las, to znaczy rozumiem, niekiedy, czym mówi prezes PiS, a częściej nie bardzo rozumiem, albo wcale (to zapewne wynik mojego emocjonalnego zaangażowania w wykłady młodej pani doktor, czego nie żałuję).
Była też logika, prowadzona przez dwa semestry przez doświadczonego, starszego pana, miłego człowieczka niskiego wzrostu, łysego w okularach, w stopniu doktora habilitowanego. Tu już nie było egzaminu, wystarczyło zaliczenie. Kilka definicji znałem nie było więc zaskoczenia, gdy trzeba było napisać coś ciekawego na temat sylogizmu hipotetycznego.
Otóż sylogizm hipotetyczny jest to, w pewnym sensie, w prostszej wersji zapisuje się to rozumowanie jako: Jeżeli p, to q. Jeżeli q, to r. Zatem jeżeli p to r. Rozumowanie to jest sylogizmem, bo w przesłankach powtarza się jeden element, mianowicie stwierdzenie q. Natomiast w myśli prezesa PiS przelanej na papier powtarza się słowo nie. Trzykrotnie, niwelując tym samym raz występujące tak.
Co to ma wspólnego ze zdaniem prezesa PiS, cytowanym na wstępie? Nie wiem, nie znam się, nie orientuję się, zarobiony jestem...
W literaturze przedmiotu pojawia się także „Sylogizm prostacki”. Jest to dzieło poetyckie, tytuł wiersza Andrzeja Bursy (1932 – 1957), jednego z kaskaderów polskiej literatury, z kręgu poetów wyklętych. A idzie to tak:
Andrzej Bursa, „Sylogizm prostacki”
Za darmo nie dostaniesz nic ładnego
zachód słońca jest za darmo
a więc nie jest piękny
ale żeby rzygać w klozecie lokalu prima sorta
trzeba zapłacić za wódkę
ergo
klozet w tancbudzie jest piękny
a zachód słońca nie
a ja wam powiem że bujda
widziałem zachód słońca
i wychodek w nocnym lokalu
nie znajduję specjalnej różnicy
Bogumił Drogorób
Napisz komentarz
Komentarze