– Wielokrotnie mówiłem od bardzo długiego czasu, że PO to partia niemiecka, a szef tej partii jest w gruncie rzeczy na usługach Niemiec – powiedział niedawno prezes PiS Jarosław Kaczyński, a nazywając wcześniej premiera Donalda Tuska niemieckim agentem stworzył na własne potrzeby obraz człowieka, który jest szefem polskiego rządu.
W niemiecką agenturę niewielu wierzy, nawet w szeregach PiS powątpiewające miny zdradzają niepewność co do opinii wyrażanej przez prezesa, występującego w wyżej omawianej sprawie bez nakrycia głowy zwanego kaszkietem – konferencja prasowa odbywała się bowiem w sali konferencyjnej.
Już od samego mówienia, wielokrotnego, że Platforma Obywatelska to partia w gruncie rzeczy niemiecka – choć dowodów wspomniany wyżej prezes nie pokazał, bo po co – wielu zmroziło. Zmroziło i mnie, piszącego z reguły na tematy obojętne. Doszedłem do następującego wniosku: coś musi być na rzeczy!
Zrobiłem bardzo ważne, według mnie, badania i analizy. Ustaliłem co następuje: w Platformie Obywatelskiej jest ok. 25 tys. członków, mniej lub bardziej aktywnych (nie będę do nich mieszał sympatyków). Jeżeli przyjmiemy, że co drugi jest agentem niemieckim wyjdzie nam spora liczba – ponad 12 tys. zaangażowanych na rzecz obcego, sąsiedniego państwa. Jest to bardzo możliwe, a dowodem w sprawie – choć nie sprawdzałem – jest, ponoć, dobra znajomość języka niemieckiego.
Teraz mała dygresja, jakże pomocna w ustaleniu, kto jaki język niemiecki zna!!! Bo język niemiecki to nie tylko eins, zwei, drei... Ustaliłem, że tylko niemiecki agent może znać wszelkiego rodzaju imponderabilia. Zacznijmy więc od historii języka.
Otóż w skład języków zachodniogermańskich, które przede wszystkim ze względów politycznych, a nie lingwistycznych są powszechnie uważane za „jeden język niemiecki” wchodzą:
alemański – w którym dobrze się czują mieszkańcy Szwajcarii, Liechtensteinu, Alzacji, Szwabii, południowej części landu Badenia-Wirtembergia oraz Voralbergu
bawarski – tu oczywiście mamy Bawarię Górną i Dolną, Górny Palatynat, Południowy Vogtland i Austrię, ale też oprócz kraju związkowego Vorarlberg, Samnaun w Gryzonii, prowincję Bolzano, dawniej także część Szumawy i Lasu Czeskiego na terenie Czech i Moraw
górnofrankijski dla Frankonii,
środkowofrankijski, zwany też zachodniośrodkowoniemieckim, obejmujący mieszkańców Hesji, Palatynatu, okolic Kolonii i wschodniej Mozeli
wschodniośrodkowoniemiecki, do którego można zaliczyć tzw. Standardhochdeutsch oraz gwary z obszaru Górnej Saksonii, Turyngii, Anhaltu, południowej Brandenburgii oraz ze Śląska, dawniej również Prusy Górne, Sudety
dolnoniemiecki – dotyczy Dolnej Saksonii, Meklemburgii, północnej Brandenburgii, Pomorza, dawniej również Prusy Dolne, Pomorze,
historycznie również język niderlandzki (dolnofrankijski) i afrikaans.
Już sama lektura tych lingwistycznych kombinacji może przyprawić o ból głowy, jednak członkowie PO to ludzie – jak się okazuje – zdolni i większość tych języków opanowali bez pudla. Obojętnie, czy jadą do Berlina (plattdeutsch, dla platfusów), Hamburga, Monachium, czy Kaiserslautern, wszędzie znajdą, jak powiadają eksperci, wspólny język. Nadto – literaturę światową czytają wyłącznie w języku niemieckim. Podstawowe lektury to m.in. dzieła takich autorów jak: Max Frisch (Szwajcaria), Bettina Balaka (Austria), Daniel Czepko (Śląsk), Friedrich Dürrenmatt (Szwajcaria), Tomasz Mann (Niemcy), Walenty Krząszcz (Polska), Franz Kafka (Czechia).
W sumie bardzo interesujący społeczno-polityczno-literacki i językoznawczy krajobraz związany w gruncie rzeczy z niemiecką partią działającą w Polsce. Partią główną w koalicji rządzącej.
Bogumił Drogorób
Napisz komentarz
Komentarze