Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
poniedziałek, 28 kwietnia 2025 09:03
Reklama dotacje unijne dla firm

Czułam się jak wyrzutek

Czułam się jak wyrzutek

Rodzice Tomka nie akceptowali mnie od samego początku. Myślałam, że te czasy, gdy ludzie zwracają uwagę na pochodzenie, na status społeczny, dawno minęły.

Tomek, już w kolejnym pokoleniu dorastał w inteligenckiej rodzinie. Ojciec był znanym lekarzem, a matka wykładała na uczelni. Swojego jedynaka rozpieszczali na wiele sposobów, okazując mu, jak bardzo go kochają. Cały swój wolny czas poświęcali na rozwój jego zainteresowań. Tomek uczęszczał na różnego rodzaju zajęcia, zarówno dokształcające, jak i rozwijające jego talenty. Zadowalał też rodziców dobrymi ocenami i pochwałami w szkole. Jedynym problemem, jaki im stwarzał była jego przyjaźń ze mną. Dziewczyną, która pochodziła z ubogiej rodziny, której matka była bezrobotna, a ojciec to zwykły robotnik w fabryce, do tego wielbiciel alkoholu.

Tomek, to mój jedyny przyjaciel. Przyjaźniliśmy się od dziecka. On był moim rycerzem, zawsze mnie bronił, częstował kanapkami, pomagał w lekcjach. Byliśmy nierozłączni. Ale los nigdy szczodrze nie obdarzał mnie czymś dobrym. Szybko zostałam sierotą i w wieku 13 lat umieszczono mnie w sierocińcu. Nasz kontakt się urwał. 

Mimo, że Tomek starał się mnie odnaleźć, dowiedział się nawet gdzie przebywam, nie nawiązaliśmy kontaktu. Czasami zastanawiałam się dlaczego nagle przestał do mnie pisać i dlaczego porzucił próby kontaktowania się ze mną. 

Przypadek

Tomek wyrósł na przystojnego, eleganckiego mężczyznę z manierami księcia. Przez te lata ja też się zmieniłam. Wszyscy mówili, że wyładniałam. To pierwsze, po latach przypadkowe spotkanie, gdy ja przyszłam na „różyczkowanie” koleżanki, a on do brata swojej ówczesnej dziewczyny, miało ciąg dalszy. Znów zaczęliśmy się spotykać i rozmawiać. Tak, jak byśmy chcieli nadrobić stracony czas. Nawet nie zauważyliśmy kiedy nasza przyjaźń przerodziła się w piękne uczucie. Podjęliśmy te same studia. Szans na spotkania było coraz więcej. Korzystaliśmy z tego jak tylko się dało. Pewnego dnia powiedziałam mu, że nadal trzymam wszystkie jego listy. Zdziwił się, gdy powiedziałam, że zawsze mu odpisywałam. W domu od rodziców usłyszał, że specjalnie ukrywali je przed nim.

Rodzice Tomka

Nawet jak dowiedzieli się, że studiuję razem z ich synem nie akceptowali mnie. Wybrali dla niego, według nich, lepszą dziewczynę. Tyle że Tomek kategorycznie powiedział im, że nie będzie spotykał się z innymi dziewczynami i zaraz po skończeniu nauki ożeni się ze mną.

Mimo wielu gróźb i sprzeciwów ze strony jego rodziców zamieszkaliśmy razem. Po kilku miesiącach naszego cudownego życia okazało się, że jestem w ciąży. Oczywiście ani chwili tego przed Tomkiem nie ukrywałam. On z kolei podzielił się tą nowiną z matką. Po jakimś czasie, pod nieobecność Tomka przyszła jego matka. Zostawiła kopertę z pieniędzmi i właściwie zażądała, abym zniknęła z życia jej syna i ich rodziny - raz na zawsze. Pieniędzy oczywiście nie przyjęłam. Zignorowałam tę wizytę, nie mówiąc nic Tomkowi. Po narodzinach dziecka przyszli w odwiedziny rodzice Tomka. Było ciasno. Mieszkanie małe i ciasne, łóżeczko, wózek, my i goście, ale byłam szczęśliwa, że przyszli. Miałam nadzieję, że zaakceptują nas jako rodzinę. Ale nic nie było tak, jak się spodziewałam. Matka Tomka stwierdziła, że dziecko nie jest do niego, ani do nikogo z ich rodziny podobne. Nie minęło wiele czasu, gdy przyniosła jakieś zdjęcia, dowód mojej zdrady i wręczyła mu wynik z badania DNA - rzekomo on nie jest ojcem naszego dziecka.Tomek w to uwierzył. Spakował swoje rzeczy i odszedł od nas.

Ale ja wiedziałam, że to jakaś pomyłka. On był jedynym mężczyzną w moim życiu i tylko on mógł być ojcem. Na początku błagałam, płakałam, tłumaczyłam, że z tym testem jest coś nie tak. Ale on mi nie wierzył. Gdy straciłam nadzieję, że wróci wyprowadziłam się do innego miasta, żeby zacząć wszystko od nowa. 

Ja i mój syn

Upłynęło wiele lat, gdy znów przez przypadek spotkałam Tomka w jednym ze szpitali. Byłam tam z Adasiem w odwiedzinach u jego kolegi. Tomek też coś załatwiał. Rozmawialiśmy. Ożenił się z kobietą, którą przyprowadzili mu jego rodzice. Dzieci nie miał. Patrzyłam na uderzające podobieństwo między nimi. Te same oczy, kolor włosów, uśmiech, mimika. Chyba on też to dostrzegł, bo zapytał, czy to jest jego syn? Zaprzeczyłam. Ale Tomek w to nie uwierzył. Mimo próśb nie dałam mu ani adresu, ani numeru telefonu.

Szukał nas i znalazł. To nie było trudne. Jestem lekarzem. Odnalazł też szkołę Adasia. Często go odwiedzał. Zaprzyjaźnił się z nim. Opowiadał, że jest moim znajomym ze studiów. Któregoś dnia nauczycielka, gdy ich razem zobaczyła, spytała Adasia, czy ten pan, to jest twój tata, bo jesteście tak bardzo do siebie podobni?

Od tej pory moje dziecko, zaczęło dopytywać o ojca. Odpowiadałam coś lakonicznie, w nadziei, że w końcu przestanie się tym interesować. A tymczasem, któregoś dnia Tomek i Adaś wrócili ze szkoły, razem. Musiałam synowi powiedzieć prawdę. Tak, to twój tata. Odwiedziny i spotkania z różnych okazji były coraz częstsze. Któregoś dnia Tomek przywiózł mi dokument potwierdzający, że się rozwiódł. Błagał o wybaczenie, tłumaczył, że intrygę z DNA i z moimi romansami matka knuła przez długi czas. Dzisiaj wiem, że miała fałszywe dowody. Wtedy jej uwierzyłem. Ufałem rodzicom.

Adaś świetnie dogadywał się ze swoim ojcem. Był dumny i szczęśliwy, że może pochwalić się nim przed kolegami. W lecie Tomek i Adaś wybrali się na żagle. Po kilku dniach musiałam pojechać do szpitala, była potrzebna moja zgoda na leczenie. Adaś miał wysoką temperaturę i bóle brzucha. Wspólne siedzenie na korytarzu, strach o zdrowie syna w oczach Tomka, pozwoliły mi inaczej na niego spojrzeć. Adaś miał zapalenie wyrostka. Tomek asystował przy operacji. Jest chirurgiem. Gdy wyszedł z sali operacyjnej, podszedł do mnie i mocno mnie przytulił. Wtedy poczułam coś dziwnego. Tak, to znów jest mój Tomek. Dopiero po wielu latach, w dużej mierze dzięki naszemu synowi, byłam w stanie mu wybaczyć. 

Powoli budowaliśmy naszą rodzinę

Tomek podjął pracę w moim szpitalu. Początkowo wynajmował mieszkanie, ale w końcu przeprowadził się do nas. Zaczynałam czuć się coraz bezpieczniej w jego obecności, ale najważniejsze było szczęście mojego syna. W bloku, w którym mieliśmy z Adasiem dość ładne mieszkanie, obok zwolniła się kawalerka. Dokupiliśmy ją i połączyliśmy w jeden, sporej wielkości, apartament. Wyszłam za mąż, wraz z mężem, i z naszym synem stanowimy radosną, zżytą rodzinę. Nie wracamy do przeszłości, aby nie rozdrapywać ran, które z takim trudem się zabliźniały. Matka Tomka owdowiała i została sama jak palec. Jej przyjaciółki nie miały dla niej zbyt wiele czasu, bo albo wciąż pracowały, albo czas spędzały ze swoimi wnukami. Tomek zerwał z nią wszelkie kontakty. Powiedział, że za to co zrobiła jemu, ale przede wszystkim jak okrutnie potraktowała mnie, nie chce jej znać.

Jego matka nie dawała za wygraną

Odnalazła go tak samo, jak wcześniej Tomek mnie. Czekała aż wyjdzie z pracy, żeby go śledzić i pojechać za nim. Do drzwi zadzwoniła po tym jak i ja już wróciłam do domu i właśnie siadaliśmy do popołudniowej herbaty. Obiady jadamy w szpitalu, a Adaś w szkole. Tylko w weekendy staramy się, przygotowywać posiłki w domu. Tomek świetnie gotuje i coraz bardziej w różne kulinarne triki wciąga Adasia. 

Drzwi otworzyłam ja. Byłam w szoku i w pierwszym odruchu z hukiem je zatrzasnęłam. Tomek wbiegł do przedpokoju. Gdy zobaczył, że stoję blada jak ściana i trzęsę się jak osika, spytał kto to był. Otworzył drzwi i zobaczył swoją matkę. Też zatrzasnął jej przed nosem. Po chwili otworzył i spytał czego chce. Chciałabym wejść. Czy mogę?- spytała. - Nie! Odejdź stąd. Nikt cię tu nie zaprasza. - Proszę wybaczcie mi chcę tylko porozmawiać - prosiła. Nie! Krzyczał Tomek.

Ja stałam jak wryta, po policzkach na wspomnienie tamtego upokorzenia i tego co zrobiła mnie i mojemu synowi, łzy spływały mi jak grochy. Tomek mnie przytulił. - Nie płacz, matka tu nie wejdzie, przysięgam ci - mówił. Nie wejdzie do tego mieszkania i już nigdy nie wejdzie między nas. Ze swojego pokoju wyszedł Adaś, którego zaniepokoiły głośne rozmowy. Tatusiu, kim jest ta pani. Ta pani, to nikt. Pomyliła piętra - powiedział Tomek. I zamknął drzwi. Po godzinie chłopaki pojechali na basen, a ja zabrałam się za kolejny artykuł do mojego doktoratu. Nie mogłam się za bardzo skupić, bo traumatyczne przeżycie wciąż zaprzątało mi głowę. Gdy wstałam od biurka, żeby zrobić sobie herbatę, przy wejściu zobaczyłam matkę Tomka. Weszła, bo drzwi nie były zamknięte na klucz. Błagała mnie o wybaczenie, tłumaczyła, że była przekonana, że to co nam zrobiła, robi z miłości do swojego syna. Swój wielki błąd chce naprawić. Zrobi wszystko, ale tylko prosi o zgodę, aby mogła nas odwiedzać. Stałam jak wryta, nie mogłam wydobyć z siebie głosu. Nagle pojawił się Tomek, na szczęście bez Adasia, który został u kolegi. - Dlaczego nas nachodzisz? Odejdź z naszego życia raz na zawsze - mówił wzburzony. Ale pozwólcie mi tylko was odwiedzić - upierała się jego matka. - Powiedziałem nie! Jak nie chcesz iść siedzieć, to nie zmuszaj mnie do wyciągnięcia sprawy testu na DNA - krzyczał Tomek. To nią potrząsnęło. Odeszła. A my powoli dochodziliśmy do siebie. Oboje byliśmy pewni, że nikomu nie pozwolimy burzyć naszego spokoju. A ja myślałam też o tym, czy potrafię jej wybaczyć.

Wiesława Kusztal

Fot. Pixabay


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Ostatnie komentarze
Autor komentarza: LupusTreść komentarza: Narazie zabawa. Oglądaliśmy rzuty. Grzmi tylko oszczepniczka małolatka U-14. Za rok prawda o potędze wyjdzie albo nie. Kto wejdzie na bieżnię, ten jest lekkoatletą, a ten kto z nimi jest na bieżni jest trener z nazwy. Data dodania komentarza: 16.05.2023, 20:44Źródło komentarza: Lekkoatletyka. Sukcesy brodnickich biegaczyAutor komentarza: KuracjuszkaTreść komentarza: Ale NUMER opisał super Redaktor Bogumił! A tak naprawdę - to z czekaniem do sanatorium - to też numer i to w kolejce długiej! A tyle dajemy na NFZ, by zdrowym być i marzyć, by mieć wciąż te dzieścia lat.. kuracjuszka, ale jeszcze bez numeru.....Data dodania komentarza: 11.05.2023, 20:13Źródło komentarza: Sanatoryjny numer 4457Autor komentarza: joko Treść komentarza: Niech się wasz trener nie chwali . Słyszałem ze dawniej jemu wszystkie plany przysyłał i był na obozach jakiś trener z Iławy. Dlatego w mukli miał nawet mistrzów Polski na 400m i w sztafetach. Teraz leci na jego planach, ale wyników medalowych to oni od 6 lat nie mają, bo z tego trenera zrezygnował. Mukla ma nawet dobry do LA stadion a lepiej żeby miała dobrego trenera do medali. Chyba że wpadnie mu jakiś zawodnik co był już mistrzem Polski, to może zrobi z niego mistrza województwa. Data dodania komentarza: 9.04.2023, 09:00Źródło komentarza: Lekkoatletyka. Pot i ciężka pracaAutor komentarza: lolek Treść komentarza: Mierne ta wyniki latem mieliścieData dodania komentarza: 8.04.2023, 20:30Źródło komentarza: Lekkoatletyka. Pot i ciężka pracaAutor komentarza: WiKTreść komentarza: Życzę powodzenia i zachwyconych gości. Oczywiście ciekawa jestem jak kaczka się udała?Data dodania komentarza: 7.04.2023, 23:17Źródło komentarza: Kaczka faszerowana kasząAutor komentarza: CzesiaTreść komentarza: Super Wiesiu! Takie danie po nowemu zrobię na te Święta, bo do tej pory głównym dodatkiem był ogrom jabłek... Dzięki za przepis.. Dam znać, jak smakowała gościom... pozdrawiam już z apetytem! CzesiaData dodania komentarza: 7.04.2023, 17:17Źródło komentarza: Kaczka faszerowana kaszą
Reklama
Reklama