Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
sobota, 26 kwietnia 2025 09:18
Reklama dotacje dla firm

Reportaż. Pan Wariat w podróży po kraju

Reportaż. Pan Wariat w podróży po kraju

Wieść o tym, że pan Wariat wyrusza w podróż po kraju, rozeszła się – jak powiadają trolle – lotem błyskawicy. Nic dziwnego, że dotarła także do Rycha Rzeszotary, który z podróżami niewiele ma wspólnego, jest przywiązany do swego siedliska. Mówiąc inaczej – do ojcowizny.

Świat zaczyna się tu, gdzie ja jestem


W podróż po kraju, wiedzieć trzeba, nie wybiera się Pierwszy Lepszy. Pierwszy Lepszy wybiera się najwyżej nad Morze Śródziemne albo nad Adriatyk. Raz jest po stronie Splitu, a następnego dnia po stronie Bari. I tak przez cały miesiąc, raz tu, raz tam. W Italii kończy na wyspie Capri, w Chorwacji na wyspie Brać. Pan Wariat uważa, że to bez sensu. 

- Świat, powiada Pan Wariat w kontrze na europejską przestrzeń, zaczyna się i kończy tu, w tym miejscu, gdzie ja stoję, a zatrzymał się za znakiem postoju i zatrzymywania, gdzie zatrzymała się także świta towarzysząca, orszak wielopokoleniowy, złożony z zaufanych. Najstarszym jest Teodor Wazonik, siwy hippis, lat 71, nieustannie na haju, utrzymujący się z posiadania małżonki i jej emerytury.

Czterech osiłków reprezentuje ekipę młodych, którym przewodzi plujący przed siebie i na boki Johannes Schmidt, Polak po matce, której raz kiedyś się trafiło z Niemcem. 

Czterech osiłków niesie lektykę, gdzie miejsce na krześle zajmuje pan Wariat, podróżujący w ten sposób po kraju. Plan jest taki, żeby odwiedzić wszystkie miasta duże, które pojawiły się na mapie w czasach demokracji ludowej, zwanej też socjalistyczną, a także wszystkie miasta mniejsze, o gminach nie wspominając. Jest tylko jedna, czerwona kropka na mapie i odsyłacz: siedlisko Rycha Rzeszotary, omijać szerokim łukiem. 

Cel jest jeden: pokazać wszystkim, że jest, że rządzi, tylko propaganda fałszywie podaje, że nie rządzi. 


 

Wśród ludzi

Orszak pana Wariata witany bywał różnie. Gdzieś go witają nisko, na klęczkach, po rękach całują, gdzieś na odwrót. Na przykład w miasteczku, przez które pociąg już nie jedzie, nie było zachwytu, a na trasie pojawiają się młodzi ludzie bez spodni i bielizny, pokazując tylną część ciała. Byli to chłopcy z zawodówki. Wyszli ze szkoły na dużej przerwie. Jeden z nich za mocno się skłonił i pierdnął koncertowo, wzbudzając entuzjazm przypadkowych przechodniów idących na targowisko. Ktoś nawet zagwizdał z podziwem. Był to kolejarz, konduktor z pociągu z ostatniego kursu, sprzed ośmiu lat. Do tej pory chodzi w mundurze. 

Pan Wariat, niesiony w lektyce, spoglądał z góry na miasteczko, które już w myślach skreślił z listy przyjaznych. Coś marudził pod nosem. Nosicielom zwracał uwagę, że idą nie tak, że mieszają krok, że kołyszą.

- Dziury są w asfalcie – odburknął szef lektykarzy, Johannes Schmidt, Polak po matce, z niemieckim nazwiskiem po ojcu. - Ale jeżeli panowi Wariatowi nie pasuje możem stanąć. I już zbierał ślinę, żeby splunąć.

- Ludzie, z kim ja muszę pracować – powiedział ten z góry niby do siebie.

Nosiciele przystanęli. Postawili lektykę na asfalcie i zapalili papierosy. Po chwili unieśli sprzęt podróżny z pasażerem i ruszyli równo, z lewej. Dym z papierosów owiewał majestat.

Jak u Szekspira

Nie udało się ominąć wielkim łukiem siedliska Rycha Rzeszotary. Pan Wariat, znając samorządową dyscyplinę Wspólnoty Leśnych Ludzi, bo o tej wyjątkowej enklawie od lat dudnił cały kraj, postanowił jezioro zostawić po lewej, a potem las gęsty wystarczająco daleko. Miał pewność, że odgrodzi każdego, kto chciałby wejść na trasę podróżującego lektyką. Nie przewidział, bo marny z niego wizjoner, czytający jedynie ulotki i sondaże swojej partii, że - jak to u Szekspira w Makbecie – las wraz z jeziorem i ludźmi Rzeszotary, podejdzie tak blisko, że już tylko na wyciągnięcie ręki. Nie żeby krzywdę jakąś zrobić, ale dać możliwość ludziom powiedzieć wszystko co myślą o panu Wariacie, żeby zobaczyli z bliska jak wygląda ponury władca skrawka ulicy w stolicy, którego w lektyce niosą.

Leśni byli dobrze przygotowani, zgrani w każdym detalu zgromadzenia. I tak, Viola Pasterska z Małej Dziury zgłosiła się sama do niesienia tuby, głośnego megafonu, w wyłącznej dyspozycji Rycha Rzeszotary. Bernasia Kleinowa, co u księdza z parafii gotowała i sprzątała, niosła na wiklinowej tacy chleb i sól, by zwyczaju dochować. Pan Wariat tradycji nie znał, chleba nie przyjął, a sól kazał wysypać na drogę. Mróz nadejdzie to się przyda. Od gniewu ludu uratowali go nosiciele. Podzielili chleb pachnący jeszcze piekarnią na cztery, zrobili znak krzyża i zjedli. Niesmak jednak pozostał. 

Wtedy Rychu Rzeszotara uznał, że nadszedł czas na kolejny etap powitania podróżnego. Ze szpaleru po obu stronach drogi zrobił się coraz mocniej zamknięty krąg. Na gest Rycha Viola Pastrerska z Małej Dziury uniosła wysoko tubę, a ponad głowami potoczyła się melodia z dawno zapomnianym tekstem Tadeusza Chyły:

Grają trąby i werble warczą Idzie Dreptak na rentę starczą Idzie Dreptak z bladym obliczem Tylko oczy mu płoną jak znicze (..) Idzie Dreptak korytarzem jak szosą Trochę idzie, a trochę go niosą... Itd...

Od strony wsi szli orkiestranci z OSP. Płynnie weszli w temat. Pieśń ową, na pamięć, zwaną balladą, znał bardzo dobrze Pankrac Paha, miłośnik literatury czeskiej i filmu. Złapał mikrofon a Viola Pasterska z ręką w górze, dzierżąca tubę, pokazała prawie wszystkie swoje zalety. Guziki jej bluzki nie wytrzymały napięcia. Piersi uwolniły się. Oczy wielu zgromadzonych, z panem Wariatem na czele, zwróciły się w jej stronę. Także orkiestranci trzymali wysoki poziom. Gdy Pankrac Paha zaczął kolejną zwrotkę po czesku, a następną po słowacku, a jeszcze kolejną po austro-węgiersku, pan Wariat zamachał rękami i krzyknął: ja już wiem!

To sami agenci!

Przywołany przez niego niejaki Mariaszek, przyboczny a także podnóżek, pochylony, przybiegł z walizeczką, w której miał wszystkie akta i aktualności, także skradzione z archiwum NATO. Nosiciele unieśli lektykę, ale nie dało rady ujść chociaż krok. I wtedy pan Wariat zaczął czytać:

Walek Pachciara, tokarz precyzyjny, agent Korei Ludowej Północnej Stefan Stój, rekordzista promili alkoholu we krwi, agent Bośni Łysy w berecie koloru rio, agent Hercegowiny, Maryjan z Łąk, odkrywca drogi na północ, agent węgiersko-rosyjski Johan Hertzlich, kotłowy i zamiatacz szkoły w Obórkach, agent serbsko-niemiecki oczywiście Rychu Rzeszotara, agent specjalny rosyjsko-niemiecki 

- Chyba wariat – zauważył sołtys wsi, przez którą postanowił przejść podróżujący lektyką. - Wystarczy na niego spojrzeć. Wariat i tyle. Nie zawracajcie sobie nim głowy.

Pan Wariat z wysokości lektyki czytał dalej... mimo że zgromadzeni rozstąpili się, dając przepustkę na odejście.

- Na pewno wariat. Od takich chroń nasz kraj Panie Boże – zakończył uroczyście Rychu Rzeszotara.

Na końcu orszaku podróżującego po kraju szedł kulawy działacz ruchu pana Wariata z gęsią na łańcuchu, a całość zamykał politolog, znawca spraw europejskich, który darł pyska o wolnych sądach, konstytucji, wolnych mediach i bohaterach narodowych. Oczy przesłonił okularami do pływania, a przepasany był wstęgą z napisem „Orzeł Biały”. 

Opuszczając wieś nosiciele wraz z noszonym, podróżującym po kraju, zaintonowali „Boże coś Polskę”, pieśń której rodowód sięga początków XIX w., a wyrosła z hymnu na cześć cara Rosji Aleksandra I, przy okazji króla Polski, na zamówienie wielkiego księcia Konstantego. Jako hołd dla cara! Tej frazy historycznej noszowi mogą nie znać, podobnie jak noszony, który ma do dziś kłopoty z opanowaniem hymnu polskiego... 


 

Bogumił Drogorób

Rys. Angelika Nagórska


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Ostatnie komentarze
Autor komentarza: LupusTreść komentarza: Narazie zabawa. Oglądaliśmy rzuty. Grzmi tylko oszczepniczka małolatka U-14. Za rok prawda o potędze wyjdzie albo nie. Kto wejdzie na bieżnię, ten jest lekkoatletą, a ten kto z nimi jest na bieżni jest trener z nazwy. Data dodania komentarza: 16.05.2023, 20:44Źródło komentarza: Lekkoatletyka. Sukcesy brodnickich biegaczyAutor komentarza: KuracjuszkaTreść komentarza: Ale NUMER opisał super Redaktor Bogumił! A tak naprawdę - to z czekaniem do sanatorium - to też numer i to w kolejce długiej! A tyle dajemy na NFZ, by zdrowym być i marzyć, by mieć wciąż te dzieścia lat.. kuracjuszka, ale jeszcze bez numeru.....Data dodania komentarza: 11.05.2023, 20:13Źródło komentarza: Sanatoryjny numer 4457Autor komentarza: joko Treść komentarza: Niech się wasz trener nie chwali . Słyszałem ze dawniej jemu wszystkie plany przysyłał i był na obozach jakiś trener z Iławy. Dlatego w mukli miał nawet mistrzów Polski na 400m i w sztafetach. Teraz leci na jego planach, ale wyników medalowych to oni od 6 lat nie mają, bo z tego trenera zrezygnował. Mukla ma nawet dobry do LA stadion a lepiej żeby miała dobrego trenera do medali. Chyba że wpadnie mu jakiś zawodnik co był już mistrzem Polski, to może zrobi z niego mistrza województwa. Data dodania komentarza: 9.04.2023, 09:00Źródło komentarza: Lekkoatletyka. Pot i ciężka pracaAutor komentarza: lolek Treść komentarza: Mierne ta wyniki latem mieliścieData dodania komentarza: 8.04.2023, 20:30Źródło komentarza: Lekkoatletyka. Pot i ciężka pracaAutor komentarza: WiKTreść komentarza: Życzę powodzenia i zachwyconych gości. Oczywiście ciekawa jestem jak kaczka się udała?Data dodania komentarza: 7.04.2023, 23:17Źródło komentarza: Kaczka faszerowana kasząAutor komentarza: CzesiaTreść komentarza: Super Wiesiu! Takie danie po nowemu zrobię na te Święta, bo do tej pory głównym dodatkiem był ogrom jabłek... Dzięki za przepis.. Dam znać, jak smakowała gościom... pozdrawiam już z apetytem! CzesiaData dodania komentarza: 7.04.2023, 17:17Źródło komentarza: Kaczka faszerowana kaszą
Reklama
Reklama