Rycha Rzeszotarę, człowieka znikąd, poznałem kiedyś na uroczystym spotkaniu jubileuszowym 150-lecia OSP w remizie. Znamy się lat kilkanaście, a spotkania z nim zawsze wnoszą coś nowego do moich notatek, reporterskich zapisków.
Wielokrotnie mnie zaskakiwał, także i tym razem mnie nie zawiódł. Po okresie absolutnego leniuchowania, a było to związane ze świętami Bożego Narodzenia, Turniejem Czterech Skoczni, Sylwestrem, Nowym Rokiem i znów Turniejem Czterech Skoczni Rychu Rzeszotara rozłożył się przed telewizorem i obsłużył dwie imprezy biathlonowe w Oberhoffie i Rupholding. Po czym udał się do Agencji Mienia Wojskowego, gdzie miał sfinalizować transakcję roku – miał to być stary star - a po niepowodzeniu skierował się we wschodnią stronę kraju i tam wstrzelił się w ofertę jakiegoś przedsiębiorstwa transportowego działającego na wiejskim terenie i kupił prawdziwe cacko – złom o nazwie osinobus.
- Polowałem na coś w ten deseń – zaczął swoją opowieść, a ja nastawiłem uszy i dyktafon, żeby nie uronić nic z cennych przemyśleń. – Miałem na uwadze wojskowego stara, rozumiesz? Wojskowy star, ładny kolor khaki, bardzo mnie się spodobał i już już byłem bliski wpłaty…
- I przyszedł biznesmen w białych skarpetkach, włoskim garniturze i podwoił stawkę?
- Coś mnie tknęło – Rychu Rzeszotara podrapał się po głowie i spłaszczył usta. – Przyszedł mi pomysł taki, że się sam wycofałem, rozumiesz? Nagłe olśnienie. Postanowiłem nie inwestować w ministerstwo obrony i w ten rząd. Żeby przypadkiem nikt za mną nie chodził, ani z ABW, ani z CBA, ani z CBŚ, ani z SKW, ani z IPN, rozumiesz? Po co się pakować w rządowe, karkołomne, pozwijane zależności? A mnie to na co? Na dodatek stary star rocznik jeden-dziewięć-osiem-osiem. Komuchowata produkcja, rozumiesz?
- Myślisz, że palcem by ciebie pokazywano?
- A jak? Dlatego poszedłem w innym kierunku, stąd osinobus.
- Na moje jeszcze starszy, jeszcze bardziej komuchowaty! A może się mylę?
- Oczywiście, że się mylisz – Rychu pojaśniał, wiedząc, że ma mnie w narożniku i może teraz za moją niewiedzę obijać ile wejdzie. – Otóż on tak tylko wygląda, a jest z jeden-dziewięć-dziewięć-zero! – wyciągnął dowód rejestracyjny na poparcie swojego zwycięstwa! To jest osinobus markowy! Żeby nie powiedzieć kultowy!
- Będziesz nim jeździł…
- O, nie tak od razu, nie ma takiej możliwości. Najpierw biorę się za remont, ale mam znajomych mechaników, pomogą. Osinobus będzie w warsztacie, a ja w urzędzie. Papiery będę załatwiał. Począwszy od rejestracji…
Dalej Rychu Rzeszotara roztoczył przede mną wizję nowej działalności gospodarczej, która zacznie się od zakupu kasy fiskalnej. Bez tego ani rusz. W dalszej kolejności waga.
- Ta waga, co z nią jestem na zdjęciu, do muzeum techniki – wyjaśnił. – Na jej miejsce przyjdzie nie jakaś wasserwaga, ale – uważaj co mówię – elektroniczna! Cyferki się zaświecą. Przyjdzie, dajmy na to, urząd skarbowy i zapyta co z wagą. A ja na to, proszę bardzo, co mam zważyć? Kwit z kasy fiskalnej? Proszę bardzo! Dobre słowo? Proszę bardzo, szkodować nie muszę. Do tego jeszcze głośniczek i melodyjka poleci: ta-ra-rira-rura-ra! Albo taka: ta-rita-ta-ta, ta-rita-ta-ta! Łapiesz?
- Ty chcesz mi powiedzieć, domyślam się, poczekaj, nich zgadnę, że zakładasz interes pod nazwą handel obwoźny?
- Tak, właśnie rejestruję firmę: Niezależny Społeczny Handel Obwoźny Rycha Rzeszotary w niedziele i swięta. Nie ma lipy. Codziennie od rana do wieczora. Jadę tu i tam, tam i tu, i jeszcze dalej. Wracam i robię następne kółko, innymi ulicami. W głośniczku gra muzyczka. Już wiedzą, że jedzie Rzeszotara, że ma ziemniaczki, mleko na trzy procent tłuszczu i rzadsze, do wyboru, serek topiony i dżemik, chleb z ziarnami, z mąki orkiszowej, wędliny, owoce, pomidor, rzodkiewka, kapusta kiszona, ogórki kiszone. Chłopie, mówi ci, wszystko! Jajka w lodówce…
- Napoje?
- A jakże! A po co mają po melinach kupować?
- Niedziele i święta?
- Ja żyję w zgodzie z Panem Bogiem. Na siódmą podjadę do kościoła w niedzielę, wcześniej wstaję. To samo w święta. A potem służę ludziom. Chyba że będą skoki narciarskie, to sobie zrobię przerwę. To samo będzie z piłą nożną w Rosji. Przerwa i koniec, nikt mnie nie zmusi. Procesja w Boże Ciało? Przerwa i nikt mnie nie zmusi. Wiem co mówię. Nie będą mi stacje benzynowe robić konkurencji! Nie będzie mi Orlen srał pod nosem!
Tak sobie to wszystko w głowie poukładał Rychu Rzeszotara, człowiek przedsiębiorczy, pomysłowy, elokwentny, wyciągający wnioski, szczery do bólu, doświadczony mocno przez życie.
W warsztacie u Stefana Drabiny na Białej Górce, zwanej przez miejscowych Mount Blanc, osinobus zmieniał wygląd. Już był ma chodzie. Teraz obróbka termalna i lakierowanie. Markowy pojazd.
- Pan napisze, redaktorze – stary Drabina podszedł do mnie – że to dzieło Stefana Drabiny i jego uczni!
- Tak właśnie napiszę, panie Drabina.
Tekst i fot. Bogumił Drogorób
Napisz komentarz
Komentarze