Wracam od kobiety. Truda Bauer mieszka po przekątnej, na tej samej ulicy. Ja pod dziesiątką na parzystej, ona pod trójką. Wracam od kobiety nocą.
Jest trzecia albo trochę po. Włączam telewizor. Siedzę w fotelu i czekam. I nic. Pomyślałem, że w nocy późno się włącza. Owszem, włącza się i śnieży. Spoglądam przez okno – nie śnieży.
Lubię włączać nocą, bo są powtórki, a ja mam jobca na tym punkcie. Interesuje mnie kolarstwo. Co noc powtarzają na eurosporcie jeden etap z ubiegłorocznego Giro d'Italia. Ma być trzeci, a tu śnieży. Jeszcze raz sprawdzam za oknem – też nie śnieży. A przy okazji Giro d'Italia, małe pytanko: co mówi włoski kolarz wracając po etapie do domu, gdzie czeka żona z utęsknieniem? Po prostu, wracam do domu, zdziro... Takie coś mi się przypomniało, ale nie zawracajmy głowy.
Jest dobrze po trzeciej, telewizor śnieży. Dzwonię do znajomego dziennikarza z Katowic, zamieszkałego w Chorzowie, parającego się robotą w takim radiu, którego nie musi się wstydzić. Pioter podnosi telefon dopiero za trzecim podejściem. Wiem, że rozmowa z jego strony będzie agresywna, ale ryzykuję.
- Co jest k...a, nie masz co robić nocą? Weź się k... za coś. Wody się napij, wysraj się...Nie wiem, nażgałeś się?
- Spokojnie Pioter, jestem w stanie trzeźwym i pytam czy śnieży. Weź, zobacz?
Pioter odsłonił zasłony, firanki i stwierdził, że u nich jeszcze nie śnieży. I w ogóle, co to ma do rzeczy.
- Pioter, ty się nie patrz na ulicę, ty zobacz czy ci telewizor nie śnieży?
- Chopie, telewizor to ja wyrzuciłem przez okno osiem lat temu, bo nie dało się oglądać. I tak już zostało. Życzę dobrej nocy – był zły, wściekły, choć dobry kolega.
Nieoczekiwanie dzwonek. Po nocy? Skoro dzwonek, a potem pukanie, to znaczy, że ktoś stąd, a nie z domofonu. Otwieram drzwi, a tam trzej pastuszkowie, z ósmego piętra, szopka pięknie wyklejona, są wszyscy, Maryja, Jezusek, Józef święty, trzej królowie – jeden przyklęknął. Pastuch z owieczką na karku, baranki, krowy, osioł nawet. Przyglądam się, wspaniała robota, a oni już jadą z kolędą „Dzisiaj w Betlejem”.
- Chłopcy, przerywam im. To nie dzisiaj, to było dwa tysiące i więcej lat temu. Dajcie co innego a krótkiego. Podchwycili w lot. „Przybieżeli do Betlejem pasterze, grając skocznie dzieciąteczku na lirze”.
- Proszę, poczęstujcie się pierniczkami – wyszedłem do stołowego po tacę.
- Pierniczki to mamy w domu. Mama narobiła tyle, że starczy do Wielkanocy – najstarszy zdjął czapkę, w której był dorobek wieczora i nocy. Tylko papierowe.
- A dlaczego nocą chodzicie?
Spojrzeli po sobie zastanawiając się nad odpowiedzią. Wreszcie mali kiwnęli głową do starszego.
- Bo w nocy nikomu nie chce się szukać drobnych, dlatego kładą banknoty – była to wyraźna sugestia w moją stronę.
- Ale, ale... Poproście ojca, niech no zjedzie do mnie.
- Teraz?
- Teraz, zaraz...
Po chwili melduje się w piżamie ojciec trzech chłopów, hydraulik z zawodu. Prosto wali do łazienki i pyta co się stało?
- Nic, panie Henryku. Chciałem tylko zapytać czy u pana śnieży. Bo u mnie śnieży w telewizorze. Mam odwagę zapytać, bo kiedyś pan mnie zapewnił, że gdyby co, to walić śmiało, o każdej porze dnia i nocy...
Właściciel trzech pastuszków i żony, która napiekła pierników aż do Wielkanocy, zjeżdża wreszcie na pierwsze, rozpromieniony.
- Nie śnieży! Jakieś kolarstwo pokazują. A u pana, nich spojrzę, chyba jest coś z dekoderem, ale na tym się nie znam.
Bogumił Drogorób
Napisz komentarz
Komentarze