Ale się porobiło!
Wiadomo, że Mateusz Morawiecki, który sformował rząd tymczasowy, na dwa tygodnie, zwiera szyki. Codziennie rano, stając przed lustrem i odprawiając golenie, zastanawia się jak to możliwe, że PiS wygrał wybory, a nie może rządzić. Skąd się bierze ta matematyczna zagadka, że większość to mniejszość – według oceny jednych, a według oceny innych – większość to mniejszość złożona, dająca większość. Są więc dwie większości, jedna o ponad 50 oczek większa od drugiej.
- Gdzie jest nasza większość? - zawołał stojący samotnie przed Sejmem bez barier sympatyk PiS-u. Jego donośny głos, usłyszano w jednym z krajów Europy środkowej, przez który przepływa Dunaj, a miasto – stolica owego kraju – inaczej nazywa się po prawej stronie rzeki, inaczej na drugim jej brzegu.
Do akcji wkroczyli – powiadają, że za sprawą miejscowej stacji paliw Mol - sympatycy Fidesz, którzy oprócz języka węgierskiego znają także język pogański. Przyjechali nad Wisłę z bannerem o treści „Budapeszt w Warszawie”, który został wykonany w warsztacie twórczym ostatniej wsi pod Warszawą (nie jest to wieś o której myślisz – przyp. B.D.) Wydrukowane tam było także, że są poselstwem z bratniego kraju, a jako posłowie mogą zrobić większość wraz z rządem znanego im z telewizji premiera.
Obliczyli, że większość jest już murowana, a wszystkiego jest ich 75 chłopa, nie licząc kobiet, bo i tak wystarczy. 196 + 75 to jest niezły wynik. Przewyższający znacznie 248 posłów Koalicji Obywatelskiej, Trzeciej Drogi – PSL, Trzeciej Drogi Polska 2050 oraz Lewicy. Przyzwyczajeni do dyscypliny i absolutnej podległości władcy absolutnego, zażądali wydania metalowych barierek przed Sejmem, bo wtedy czują się bezpiecznie, siedząc na składanych krzesełkach wędkarskich i głosując za pomocą poczty polowej, zapijając gulasz palinką własnego wyrobu.
Ten obrazek poszedł w świat, jako przykład braterstwa, przyjaźni, nawet za cenę kaca.
Niestety, wszystko wzięło w łeb, ponieważ premier poszedł na L-4 i nie wiadomo kiedy wróci, a pracodawca milczał. Tak im to pasowało, przecież chorego nie można zwolnić... Kombinowano, że może wrócić za miesiąc, może nawet dwa. A jak wróci, to pojedzie do sanatorium, a po sanatorium, już w miejscu zamieszkania, na rehabilitację. Kanałami podziemnymi – nie dziwota – ustalono, że premier choruje na rzeczywistość. Żaden ze znanych lekarzy, konsultantów, ekspertów od nieruchomości, a także marynarzy łodzi podwodnej nie mógł tego potwierdzić.
I znów snują się domysły, kiedy to wszystko rozleci się w…..
Bogumił Drogorób
Napisz komentarz
Komentarze