Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
wtorek, 29 kwietnia 2025 15:35
Reklama dotacje unijne dla firm

Przyszedł koń do sklepu

Przyszedł koń do sklepu

Czas: dwa lata po II wojnie światowej

Miejsce: miasto z tramwajami

A jeszcze bliżej: blisko dworca kolejowego

Osoby: Pol, w zasadzie Apolinary Jach – właściciel sklepu, Antoś Tobolski – klient, właściciel konia, Jan Bławatny, inni klienci: Janka, Longin, Małgosia, Leon krawiec, Weronika z Wejherowa, czerwonoarmista Misza Dolarow, lokalna kurwa – Picolo. sprzątający Głupi Jasio, chłop z wsi pod miastem bez syna i z synem.


 

Sklep był obskurny, 

z wierzchu. Nie raził w oczy. Całe miasto było odrapane. Zajmował parter. Na pierwszym i drugim mieszkania komunalne. Tuż obok hotel, oczywiście „Dworcowy”. Po drugiej stronie ulicy knajpa, budynek wąski jak barak, ale tylko częściowo zajęty na gastronomię. Stoły łączone, jeden w drugi, do tego ławy. Na stołach cerata, na ławach drzazgi. Siadano po dwóch stronach. W środku, między nimi – długi korytarzyk tworzony przez plecy siedzących aktywnych i siedzących śpiących. Sunęły tamtędy kelnerki z piwem. Nosiła knajpa nazwę „Pod szkieletem” jako że za dworcem, za torami kolejowymi, było kilka cmentarzy katolickich, dwa ewangelickie, a na nich kwartały dla wojskowych, dla Romów i niewierzących. Z kolei kolejna przecznica, dom narożny, znana była z baru o przejmującej nazwie „Wisielec”. Między tymi gastronomiami kursowała, jak po Trójkącie Bermudzkim, znana miejscowa kurwa o ksywie Picolo, niskiego wzrostu zawzięta i chytra na pieniądze. Te walory były przydatne, gdy obsługiwała swoich wybrańców, kursując pod stołem. Najpierw zbierała forsę, wypijała kielicha i nurkowała pod stoły. Zwisająca cerata skrywała odpinanie rozporków i inne czynności...W drugim przypadku jej cechy fizyczne nabierały wartości, gdy kryła się przed milicją. Żaden funkcjonariusz nie zerkał do skrzyń na śmieci, a jej to pasowało, tam się mościła.


 

Zostawiamy knajpy 

i wracamy do sklepu „W razie czego”. Skomplikowana nazwa, dla wielu za długa, informowała, że tu kupisz wszystko co zobaczysz, a nawet więcej, o czym się dowiesz na zapleczu. Nadto, gdy komuś brakowało do pełni szczęścia, mógł skorzystać z propozycji wymiany: ja tobie zegarek, ty mi flaszkę. Tak prowadzono rozmowy z właścicielem sklepu Polem Jachem. Owocem tych rozmów były m.in. obrazy wielu nieznanych artystów. Potem się okazało, że tylko częściowo nieznanych. Dla owego punktu sprzedaży wszystkiego była to wartość dodana. Przykładowo: gdy Pol Jach szedł z małżonką do znajomych na uroczystość, dajmy na to urodziny, brał z galerii, czyli zaplecza, obraz marynistyczny z żaglowcami. Inni dostawali kutry rybackie, okręty wojenne, morskie fale, bogobojna rodzina „Świętą Rodzinę”, a więc Józefa, pracującego heblem przed stolarnią (od lewej), kilkumiesięczne niemowlę – Jezusek owinięty w pieluszki na kolanach mamy, Maryi (po prawej), karmiący owieczkę jakąś rośliną. 

Przyszedł kiedyś z interesującą propozycją Misza Dolarow, 


 

czerwonoarmista, 

który zbierał się do wyjazdu w drugą stronę, na wschód. Krylia Sovietow – nazwał tego klienta Longin wypatrując dnia, kiedy odleci. Misza Dolarow, zanim odleciał do Kraju Rad i wiecznej szczęśliwości, wykupił za kradzione dolary pół sklepu koszul nocnych dla kobiet.

- Na co ci tyle ? – zapytał Longin.

- Będą chodzić kobiety nasze jak damy w Paryżu, na spotkania, akademie na wszystkie święta. A nawet i do pracy. A co? - Krylia Sovietow ani na moment się nie zająknął, a płacił dolarami.

- Kiedy znikasz?

- Zawtra.

- Jutro? - wtrącił się Pol Jach. - Zawtra to ty przyjdź do nas, coś ci sprzedamy dla twoich kobiet. Famlia u ciebie duża?

- Mama, babuszka, ciocia Dasza, ciocia Niunia, sąsiadki, uczytielka tanca Dusia. Kto wie... może później wyjedziemy... - z nutą optymizmu, że coś wypadnie, eszelon nie do końca złożony, zabraknie parowozu...

- Tylko nie przyłaź z giwerą, ludzi wystraszysz – Pol miał wstręt do jakiejkolwiek broni.

Przez sklep przewinęło się sporo klientów. Wiadomo, dworzec, blisko knajpa i sklep z wszystkim, z wódą przede wszystkim. Najładniejsze klientki wziął do siebie, za ladę Jankę, Małgosię, Weronikę. Po jakimś czasie Janka wyszła za Apolinarego, Małgosia za Longina, a Weronika (Wera) z Leona krawca i wyjechali do Wejherowa.

Następnego dnia na czerwonoarmistę, bez giwery, czekał serwis do kawy, dzbanki do kawy, herbaty i mleka, cukiernica, dwanaście filiżanek z pozłacanymi uszkami, z talerzykami i dwanaście talerzyków do ciasta. I wielki, pusty karton. Misza zrobił wielkie oczy. Przyjrzał się uważnie, każdą filiżankę wziął do ręki i się zaczęło. Złoto, krzyknął, prawdziwe złoto! Utrącił jedno ucho. Rozbiło się na kilka części. Pol spojrzał zdziwiony, ale się nie wtrącał. Dla niego ważna była forsa, a Misza ją miał! Pracował systematycznie. Poutrącał wszystkie złote ucha od filiżanek i dzbanków. 

- Eto wsio?

- Mam jeszcze trzy takie serwisy, góra złota - widząc zapał czerwonoarmisty poszedł na zaplecze. 

Misza już się więcej nie pokazał. Odleciał Krylia Sovietow do wsi swojej, za Uralem. Apolinary Jach uznał utrącone uszy za złoty interes. I przestał się dziwić czemukolwiek.

Także wtedy, gdy raz kiedyś, późnym wieczorem, pojawił się inny klient, niejaki Antoś Tobolski. Przy sklepie 


 

zaparkował konia z wozem drewnianym 

Drewniane koła, metalowe obręcze, precyzyjna robota stelmacha i kowala. Koń wyglądał na zmęczonego, podobnie jak jego właściciel, który złożył zapotrzebowanie na dwie butelki litrowe wódki, coś na zagrychę i jakąś torbę.

- Konia daje w zastaw, jutro odbiore...

- Tylko mi go wprowadź pan na podwórko, bo będzie zawadzał, a tramwaje jeżdżą, ludzie chodzą, podróżują – tylko pod tym warunkiem Pol zgodził się na zastaw.

Następnego dnia koń był głodny. Właściciel nie pokazał się. Może jutro?

Przywołał Pol Głupiego Jasia, który był od sprzątania i wszystkiego co szef wymyślił, a teraz kazał mu załatwić siano i coś dla konia. Głupi Jasio wcale nie był głupi, wglądał jedynie na głupiego. Nie minęła godzina, gdy przed sklepem zacumował drugi wóz, we dwa konie, pełen siana i owsa a obok woźnicy siedział Głupi Jasio. Woźnica był z wsi pod miastem i miał interes do zrobienia na targowisku. Wóz był na kołach gumowych co świadczyło o pozycji chłopa w branży transportu kołowego, z wsi pod miastem. Aprowizacja zeszła z planu. Niestety, zniknął także właściciel konia, za którego dostał dwie litrowe butelki wódki. Tydzień minął, dwa. Ale, ale... Zadziałał system naczyń połączonych.


 

W branży meblowej

pracował Longin z Małgosią. Takimi i siakimi, najczęściej starymi. Kuchennymi i do stołowego, do sypialni i do korytarza. Wiekowe i sprzed wojny. Chcąc szerzej zareklamować swoją działalność przykleił kilka kartek w miejscach różnych o jednej treści: sprzedam lub kupię meble. Adres. Dwie umieścił na targowisku, trzecią w sklepie Apolinarego Jacha. Pol pomyślał chwilę i też przykleił swoje ogłoszenie: sprzedam konia z wozem, blisko dworca.

Następnego dnia pojawił się dobrze znany Polowi człowiek z wsi pod miastem, z batem, który niedawno dla konia przywiózł żarcie. Do pomocy wziął syna. Cenę uzgodniono bez problemów, Pol zarobił wielokrotność dwóch litrowych butelek. Wcale się nie targował. Zanim jednak koń odjechał z ekipą z wsi pod miastem woźnica zdradził, że jedzie teraz zrobić jeszcze lepszy interes, że czytał ogłoszenie, że są meble do nabycia, prawdopodobnie tanio. 

- Żem jechali pekaesem, a nazad pojadziem wozem w konia i z meblami!!!


 

Z batem, jak trzeba

Longin był przygotowany na każdego klienta, a ten z wsi pod miastem szczególnie mu zaimponował. Do szaf, serwantki, krzeseł, kuchennego stołu i leżanki dołożył lwa z laki, w pozycji leżącej oraz sztuczne kwiaty. Piękne, rozwinięte maki. Zabrakło jedynie zdolnego artysty, żeby to utrwalił i sprzedał w sklepie „W razie czego”. Został tylko opis, wrażenie Longina: koń, wiadomo, na przedzie, na wozie deska twarda, owinięta kocem, chłop z wsi pod miastem z batem pionowo, na pace towar przymocowany do wszystkiego, gdzie się dało, na leżance młody człowiek w czapce pilotce, ale nie na leżąco, na jego kolanach spoczywał lew, w prawej dłoni maki, dobrze rozwinięte, prawdziwy bukiet kwiatów – taki obrazek z życia. Stukot kół drewnianych z metalowymi obręczami po kocich łbach ulicy bocznej już poza sztuką, dziełem nieznanego artysty, albo znanego artysty, a może pacykarza, który w życiu jeszcze nic ciekawego nie namalował, a może muzyka, który po latach stał się wielkim kompozytorem? W każdym razie jest temat kolejny, ponieważ – jak powiedział kiedyś literacki noblista z Niemiec, Tomasz Mann – tylko to co epizodyczne budzi emocje. 


 

Bogumił Drogorób

Fot. Pixabay 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Ostatnie komentarze
Autor komentarza: LupusTreść komentarza: Narazie zabawa. Oglądaliśmy rzuty. Grzmi tylko oszczepniczka małolatka U-14. Za rok prawda o potędze wyjdzie albo nie. Kto wejdzie na bieżnię, ten jest lekkoatletą, a ten kto z nimi jest na bieżni jest trener z nazwy. Data dodania komentarza: 16.05.2023, 20:44Źródło komentarza: Lekkoatletyka. Sukcesy brodnickich biegaczyAutor komentarza: KuracjuszkaTreść komentarza: Ale NUMER opisał super Redaktor Bogumił! A tak naprawdę - to z czekaniem do sanatorium - to też numer i to w kolejce długiej! A tyle dajemy na NFZ, by zdrowym być i marzyć, by mieć wciąż te dzieścia lat.. kuracjuszka, ale jeszcze bez numeru.....Data dodania komentarza: 11.05.2023, 20:13Źródło komentarza: Sanatoryjny numer 4457Autor komentarza: joko Treść komentarza: Niech się wasz trener nie chwali . Słyszałem ze dawniej jemu wszystkie plany przysyłał i był na obozach jakiś trener z Iławy. Dlatego w mukli miał nawet mistrzów Polski na 400m i w sztafetach. Teraz leci na jego planach, ale wyników medalowych to oni od 6 lat nie mają, bo z tego trenera zrezygnował. Mukla ma nawet dobry do LA stadion a lepiej żeby miała dobrego trenera do medali. Chyba że wpadnie mu jakiś zawodnik co był już mistrzem Polski, to może zrobi z niego mistrza województwa. Data dodania komentarza: 9.04.2023, 09:00Źródło komentarza: Lekkoatletyka. Pot i ciężka pracaAutor komentarza: lolek Treść komentarza: Mierne ta wyniki latem mieliścieData dodania komentarza: 8.04.2023, 20:30Źródło komentarza: Lekkoatletyka. Pot i ciężka pracaAutor komentarza: WiKTreść komentarza: Życzę powodzenia i zachwyconych gości. Oczywiście ciekawa jestem jak kaczka się udała?Data dodania komentarza: 7.04.2023, 23:17Źródło komentarza: Kaczka faszerowana kasząAutor komentarza: CzesiaTreść komentarza: Super Wiesiu! Takie danie po nowemu zrobię na te Święta, bo do tej pory głównym dodatkiem był ogrom jabłek... Dzięki za przepis.. Dam znać, jak smakowała gościom... pozdrawiam już z apetytem! CzesiaData dodania komentarza: 7.04.2023, 17:17Źródło komentarza: Kaczka faszerowana kaszą
Reklama
Reklama