W połowie ubiegłego tygodnia w Centrum Kształcenia Zawodowego i Ustawicznego w Brodnicy w godzinach wieczornych odbyła się przedwyborcza, niestety tylko z nazwy, debata, w ramach prowadzonego na żywo programu pt. „Tu mówi Polska”, emitowanego przez TVP.
Debata publiczna to jest dyskusja mająca na celu omówienie ważnych problemów – zwykle politycznych, społecznych, często mających charakter sporny. W debacie powinny wziąć udział strony liczebnie zbliżone. W tym wypadku była ogromna dysproporcja. W przeważającej liczbie wystąpili zwolennicy i członkowie PiS. Nie mówiąc już o samym prowadzącym.
Wśród zaproszonych do debaty polityków znaleźli się startujący w tegorocznych wyborach do parlamentu Paweł Szramka z ramienia Koalicji Obywatelskiej, Zbigniew Sosnowski - Trzecia Droga, a także Mariusz Kałużny ze Zjednoczonej Prawicy i wspierający go europoseł Dominik Tarczyński - z PiS.
Widownię podzielono na dwa sektory. Po lewej stronie, patrząc w stronę logo programu, zasiadali członkowie i sympatycy Prawa i Sprawiedliwości, prawą stronę, poza 6 miejscami, również zajmowali zwolennicy PiS. Na pierwszy rzut oka mogło się wydawać, że jest jednakowa liczba uczestniczących stron. Także gospodarz programu swoimi wypowiedziami sugerował jakoby były dwie, o zbliżonej liczebności osób, grupy.
Debata - tylko z nazwy
Na początku prowadzący Adrian Klarenbach powiedział, że spotkaliśmy się, aby oddać głos Polakom i dać im możliwość wypowiedzenia się na temat najistotniejszych spraw, dotyczących nas wszystkich. Niestety rzeczywistość nie wyglądała już tak ciekawie.
Po pierwsze i najważniejsze podczas tego spotkania – nie mówiła Polska, to mówiło Prawo i Sprawiedliwość. Nie była to debata równych szans. Marszałek Zbigniew Sosnowski w ogóle nie wiedział, że może zaprosić swoich gości, a także nie miał pojęcia, że do publicznej debaty o sprawach ważnych dla Polski zaproszono w przeważającej większości zwolenników PiS. Poseł Szramka też, tylko przypadkowo i praktycznie na ostatnią chwilę dowiedział się, że może zaprosić kilka osób, które będą go wspierać. I to zrobił. Miał za sobą 6 osób, które także wspierały Zbigniewa Sosnowskiego. Ale o tym, że wśród zaproszonych brodniczan i gości z ościennych powiatów będą przeważać zwolennicy PiS poseł Szramka i my także, dowiedzieliśmy się tuż przed rozpoczęciem tej imprezy. Bo przecież nie debaty.
Referendum
Gdy prowadzący zadał jedno z pierwszych pytań - czy referendum jest potrzebne, oddał mikrofon osobom mentalnie związanym z prawą stroną sceny politycznej. Opozycji nie przewidziano do odpowiedzi na to pytanie. To był ten moment w którym goście pana Szramki zdali sobie sprawę, dlaczego miejsca były tak ściśle określone i nawet o jedno krzesło nie można było się przesiąść. Na oparciach naszych krzeseł znajdowały się kartki z imieniem i nazwiskiem danej osoby. Pewnie po to, aby siedzący w pierwszym rzędzie (znane w Brodnicy osoby) swoimi twarzami uwiarygodniły to, że cała ta strona należy do opozycji, no i aby prowadzący przez przypadek nie zadał im niewygodnego dla PiS pytania. Trzeba przyznać, że strategia przyjęta na tę debatę, a mianowicie - zrobić wszystko, nawet niezbyt uczciwie, aby kandydatowi prawicy pomóc wygrać wyścig do Sejmu, była nienaganna.
Z pytaniem dlaczego politycy opozycji obrzydzają udział w referendum prowadzący zwrócił się do posła Szramki, który udzielając odpowiedzi mówił on m.in. o tym, że referenda powinny być narzędziem w rękach obywateli, natomiast to które przygotowuje PiS ma być przeprowadzone jednocześnie z wyborami, jest narzędziem politycznym w rękach rządzących. Ponadto pytania i z góry narzucone odpowiedzi pochodzą od władzy, a nie od obywateli…
Po wypowiedzi Pawła Szramki, a właściwie jeszcze w jej trakcie, z ripostą ruszyli Mariusz Kałużny i Dominik Tarczyński. I w tym momencie na sali już ostatecznie skończył się „wersal”. Panowie, nie przebierając w słowach, atakowali swoich politycznych kontrkandydatów. Włączono język agresji. Dyskusję próbował wyciszyć Zbigniew Sosnowski, który do tej pory ani razu nie był dopuszczony do głosu. Gdy wreszcie mógł to zrobić, w pierwszej kolejności upomniał się o szacunek i nie obrażanie przez zwolenników PiS-u, przeciwników tego spotkania. Także jego głos, w którym usiłował merytorycznie odpowiadać na pytanie o relokacji i gdy m.in. przyznał, że Europa w przeszłości popełniła błędy w sprawie uchodźców w tym Francja - został zakrzyczany. Prowadzący oddał mikrofon człowiekowi z PiS, który jak królika z kapelusza wyciągnął Angelę Merkel, twierdząc m.in., że to Niemcy rządzą Polską. Mówił też, że jest Polakiem i nie życzy sobie żeby po brodnickich ulicach chodzili imigranci. Za tę wypowiedź dostał gromkie brawa. To z pewnością zdopingowało go do dłuższej wypowiedzi. Praktycznie mówił, a właściwie krzyczał, to co chciał i ile chciał, nikt go nie zagłuszał i nie zabierał mikrofonu, który po jakimś czasie powędrował do kobiety siedzącej obok. Pani także opowiadała długo i kwieciście o strachu i joggingu w Londynie. Mówiła również o powrotach z pracy do domu i o autobusach do których wchodzą ludzie z bronią w ręku. W czasie tych wypowiedzi na ekranie pojawiły się wizerunki europosłów z opozycji, którzy rzekomo działają przeciwko Polsce. Potwierdziły się nasze obawy, że jest to klasyczna „ustawka” w wykonaniu telewizji rządowej.
Jakimś cudem udało się zabrać głos jednemu z gości opozycji, który zwrócił uwagę posłom PiS, aby w stosunku do kontrkandydatów nie używali słów obraźliwych. Niewiele jednak pomogły prośby o zachowanie kultury podczas tego spotkania. Chociaż wydaje mi się, że pan Tarczyński, po jednej z uwag pod jego adresem, jakby nieco przycichł.
Jak ktoś myślał, że to będzie debata
oparta na faktach i utrzymana w pewnych ramach przyzwoitości, to się głęboko mylił. Zwolennicy PiS, także Ci, którzy na to spotkanie przyjechali z innych części województwa Kuj.-Pom. mieli wyraźne fory u prowadzącego. Mówili co chcieli i praktycznie mikrofonu nikt im nie wyrywał.
Ze względu na bardzo niski poziom tej imprezy: brak merytorycznej dyskusji, buczenie, przerywanie gdy wypowiadali się panowie Szramka i Sosnowski oraz ich goście, chcieliśmy opuścić to gremium. Ale z uwagi na naszych kandydatów pozostaliśmy do końca, aby przynajmniej próbować udzielać im wsparcia. Nie żałuję, że nie wyszłam. Zobaczyłam dokładnie, od kuchni, jak manipuluje się opinią społeczną. Wyraźnie było widać, że prawicowi myśliciele nie przyszli i nie przyjechali rozmawiać o problemach, ani o relokacji uchodźców. Oni chcieli ugrać swoje – przekonać brodniczan do głosowania na ich przedstawiciela. Całe to spotkanie było odzwierciedleniem nastrojów, jakie od kilku lat narzucane są Polakom, przez jedynie słuszną opcję polityczną.
Zastraszanie, krzyk, obrażanie,
niedopuszczanie do głosu, manipulacja danymi, granie na emocjach, takie sceny wyraźnie widać podczas obrad Sejmu i debat telewizyjnych. Pierwszy raz uczestniczyłam w takim przedstawieniu. Dotąd byłam przekonana, że jeśli jest podany temat - to dyskusja będzie toczyła się wokół spraw w nim zawartych. A tu niestety, było jak zwykle. Za wszystkie błędy tej władzy odpowiada Unia, Angela Merkel i Niemcy, no i przede wszystkim Tusk i Platforma. Nic do przodu. Żadnych wniosków. Zmarnowany czas i niepotrzebne emocje. Szóstka z opozycji zniesmaczona tym widowiskiem z bólem serca dotrwała do końca. Mimo to nie dowiedzieliśmy się jaki sens ma pytanie postawione Polakom w referendum: Czy popierasz przyjęcie tysięcy nielegalnych imigrantów z Bliskiego Wschodu i Afryki, zgodnie z przymusowym mechanizmem relokacji narzucanym przez biurokrację europejską?
- Przecież nie ma i nie będzie przymusu, by Polska przyjmowała uchodźców, i polski rząd wie to od czasu negocjacji nad nową polityką migracyjną –wyraźnie mówiła o tym Ylva Johansson, unijna komisarz spraw wewnętrznych. No i druga sprawa, może nawet ważniejsza: o co chodzi z tymi imigrantami, skoro jak podają krajowe i światowe media, PiS samo na prawo i lewo sprzedaje nielegalnie wizy dla imigrantów spoza Unii?
Może kiedyś Polacy dowiedzą się kto na tym wizowym procederze zarabiał. Przecież nie bez powodu zwolniono ze stanowisk kilku pracowników wyższego szczebla z Ministerstwa Spraw Zagranicznych i nie bez powodu Morawiecki wyrzucił z rządu wiceministra Piotra Wawrzyka. Ponadto od jakiegoś czasu Prokuratura i CBA badają sprawy dotyczące placówek dyplomatycznych Polski w Hongkongu, Tajwanie, Indiach, Arabii Saudyjskiej, Singapurze, Filipinach, Katarze oraz Zjednoczonych Emiratach Arabskich, gdzie podobno można było kupić Polską wizę.
Po tym spotkaniu żałowałam, że zdegustowany atmosferą wydarzenia, brodnicki przedsiębiorca Henryk Kowalski nie doprosił się o mikrofon i jego głos dotarł tylko do niektórych siedzących w pobliżu nas osób. Szkoda, że tego co powiedział nie usłyszeli przede wszystkim widzowie TVP, ani też zwolennicy PiS, siedzący na tej sali.
- „ Ludzie, brodniczanie, nie dajmy się dzielić. Szukajmy tego co nas łączy. Zwłaszcza my, tu w naszym mieście, gdzie żyjemy i pracujemy. Jesteśmy kolegami ze szkoły, sąsiadami. Żyjmy jak dawniej - w zgodzie. Zastanówcie się co robicie, tak nas rozbijając”.
Kończę opis niby debaty i proszę o refleksje nad tym czego byliśmy świadkami.
Wiesława Kusztal
Fot. Justyna Kartaszyńska-Szramka.
Napisz komentarz
Komentarze