Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
środa, 30 kwietnia 2025 13:51
Reklama

Z życia wzięte. Wygrać z losem

Z życia wzięte. Wygrać z losem

Po traumatycznych przeżyciach wielu ostatnich miesięcy: mieszkanie z teściową, która mnie nienawidziła, rozwód i podział majątku, rzuciłam swoje dotychczasowe życie i uciekłam do głuszy.

Urządziłam się poza wsią w bieszczadzkim, cudnym krajobrazie. Wieczorami, gdy z kubkiem herbaty siadałam na ganku, obrośniętym bluszczem, czułam, że to jest moje miejsce. I co ważne; tu spokojniej potrafiłam myśleć o przeszłości. Dzisiaj, jestem tego pewna, że za wszystkimi problemami między mną, a Krzyśkiem, moim mężem, który miał być na całe życie, stała jego matka. Ona cały czas szukała innej żony dla swojego jedynaka. W końcu, żeby się mnie pozbyć, ukartowała jego romans.

Gdy przyjechałam w te strony, aby odnaleźć spokój i wyleczyć złamane serce, nie sądziłam, że na tym odludziu spotka mnie jeszcze coś zaskakującego. Tymczasem życie znów miało wobec mnie swoje plany i zafundowało mi prawdziwy hardkor z jazdą bez trzymanki w pakiecie. W dodatku tym razem, to ja sama byłam autorką splotów zdarzeń następujących po sobie…

Utknęłam w lesie 

Mój samochód odmówił posłuszeństwa, a żeby było jeszcze straszniej komórka też mi padła. Tamtej nocy, w głuszy z dala od siedlisk byłam zdana tylko na siebie.

Siedząc w martwym aucie mówiłam sama do siebie - nic się nie stało. Musisz tylko ruszyć z miejsca - powtarzałam, żeby nie ulec panice. Przekręcałam kluczyk w stacyjce i cisza. Próbowałam wiele razy. Bez rezultatu. 

Nagle tuż przy szybie pojawił się facet. Zapukał i bezceremonialnie powiedział: tylko spokojnie, nie panikuj. To pewnie wyłącznik wstrząsowy. Jest w wielu autach i prawdopodobnie po tej głębokiej dziurze w jaką przed chwilą wpadłaś zablokował dopływ paliwa. Wiesz, gdzie masz ten przycisk. Nie wiem, nie miałam pojęcia o czymś takim. Nie szkodzi. Zaraz poszukam, gdzie on może być w tym terenowcu. Oczywiście znalazł magiczny punkt, wcisnął i samochód odpalił. - Może odwdzięczę się podwózką - zapytałam. Miał wielki i na pewno ciężki plecak. Wyglądał jak typowy turysta. Choć gdy wsiadł do auta, pomyślałam, że jeśli turysta, to niedoświadczony. W takim stroju to na spacer po mieście, a nie po górach. 

- Dokąd idziesz - zagadnęłam, bez ciekawości, bo w pobliżu było już tylko jedno schronisko do którego, zwłaszcza w ciemnościach, idzie się około 3 godziny, a z takim bagażem i w delikatnych bucikach, to znacznie więcej. Podał nazwę schroniska, i jak do tej pory wszystko się zgadzało.

- Dziś nie masz szans, tam dojść. Noc i nie znasz trasy - stwierdziłam, spoglądając na niego spod oka. - Mam wolny pokój – dorzuciłam. Przystał czym prędzej na moją ofertę.

Chyba żadnej myślącej kobiecie nie przyszłoby do głowy, aby po nocy zabierać do samochodu obcego faceta. Tak, ale tutaj panują inne, niepisane prawa. Zostawienie kogoś w tych warunkach to jest godzenie się na niebezpieczeństwo, a bywa, że i śmierć dla tego delikwenta. Oczywiście, wiedziałam, że przyjmowanie pod swój dach faceta, o którym nic nie wiedziałam to czyste szaleństwo. Niestety, ja tak działałam. Po części dlatego, że w ten sposób dorabiałam sobie, a po części dla zwykłego towarzystwa, aby nie zapomnieć języka w gębie. Wynajmowałam pokoje i latem miałam sporo gości. Zimą niekoniecznie. Odludzie, trudny dojazd po opadach deszczu lub śniegu zniechęcały turystów. 

Kiedy zdecydowałam się tu żyć

rodzina i przyjaciele byli przeciwni. Zalecali wizytę u psychiatry i terapię, po której wszystko miało się ułożyć. Zapomnisz, zaczniesz nowe życie - twierdzili. Jednak ja czułam, że potrzebuję czegoś innego. Odosobnienia, zamknięcia tamtego etapu, odcięcia się od życia, w którym spędziłam mnóstwo szczęśliwych chwil z Krzysztofem. Chwil, które już nigdy nie wrócą. Przyjaciółki i znajome dziwiły się, jak tu wytrzymam bez męskiego towarzystwa. W tej dziczy nigdy sobie partnera nie znajdziesz! Pouczały mnie, a ja mówiłam, że go wcale nie szukam. No bo przecież wciąż jeszcze myślałam o Krzyśku, a poza tym będzie, co ma być. A jeśli tak los zdecyduje, to i w tej głuszy kogoś znajdę. 

Dojechaliśmy do mojego domu

Tutaj w świetle lampy oceniłam, że nieznajomy jest tylko nieco starszy ode mnie i wciąż dosyć przystojny.

- Roman jestem - przedstawił się krótko. Dostał klucz, po czym wskazałam mu jego pokój. Na odchodne zapytał czy wyżywienie też oferuję. Oczywiście dodałam z uśmiechem. Został więc na dłużej. Najwyraźniej wszystko mu odpowiadało i to, że nie musi sam jeździć do sklepu po zakupy także. Właściwie, to on rzadko ruszał się stąd, nawet wtedy, gdy ja wyjeżdżałam. Całe dnie spędzał w moim leśnym domu. No i z pewnością nie przyjechał tu, aby chodzić po górach. Może tak jak ja chciał o czymś zapomnieć. Przyznam, że trochę zaczął mnie ciekawić. Coraz częściej łapałam się na tym, że o nim myślę i chociaż wcale tego nie chciałam, zaczęłam sobie nas wyobrażać jako parę. Cóż, minęło już sporo ponad rok, odkąd byłam bez faceta. Dzień po dniu sami w małym domku i to zrozumiałe, że nawiązała się między nami nić pewnej sympatii. Roman niewiele o sobie mówił, ale z czasem zaczął się włączać w wir prac domowych. A to coś naprawił, a to wykopał dół na kompost. Kiedy zapytałam, ile mam zapłacić, tylko spojrzał na mnie zdziwiony. Gdy dociekałam, czym się zawodowo zajmuje, zbył mnie, że zbiera materiały na książkę. 

W końcu poszliśmy do łóżka 

wyszło tak jakoś całkiem naturalnie. Nawet nie wiem, jak to się zaczęło. To był moment, impuls, który na szczęście nie zniknął rano. Byłam przekonana, że żadne z nas nie czuło, że zaczęło się coś ważnego, coś na zawsze, ale było nam z tym wspaniale. 

Kiedy teraz się nad tym zastanawiam, myślę, że oboje mieliśmy w sobie jakiś żal i chyba to nas do siebie zbliżyło. Ja mimo upływu czasu nadal jeszcze przeżywałam rozstanie z mężem. Z kolei u Romana, wyczuwałam, że coś go od środka zżera…Czasami godzinami siedział ze wzrokiem wbitym w jakiś odległy punkt. Byłam pewna, że ten punkt jest gdzieś w kosmosie. Nie tutaj. Mijały dni, jeden podobny do drugiego. Nocą Roman był czułym kochankiem, ale za dnia znów stawał się obcy i oschły. A ja wciąż nie poznałam żadnych szczegółów z jego życia. Nadal niewiele o sobie mówił.

To miała być jedna z tych nocy, podczas której oboje będziemy sobie bliscy i namiętni, a gdy mój kochanek zaśnie swoim czujnym snem ja podrepczę do siebie, zabierając zapach upojnej nocy.

Stało się inaczej

On jak zwykle zasnął, a ja po cichu chciałam wyjść. Gdy nagle drzwi otworzyły się z łoskotem, do pokoju wpadły zamaskowane postaci. Roman, w ułamku sekundy leżał twarzą do ziemi na podłodze, a faceci w kominiarkach zakleszczali mu na dłoniach kajdanki. Sparaliżował mnie strach. Byłam pewna, że to napad i za chwilę zabiją nas. Ale to nie byli bandyci. To policja! A ja z przerażenia nie zwróciłam uwagi, że stoję przed nimi jak mnie Pan Bóg stworzył. Dopiero rozkaz: proszę się ubrać, wyrwał mnie z osłupienia. Potem - pojedzie pani z nami!

Owinięta w prześcieradło poszłam do swojego pokoju, a ze mną jeden z policjantów, który cały czas bacznie mnie obserwował. Chyba chciał się upewnić, że nie wymyślę czegoś głupiego. Ubierałam się i wciąż było mi obojętne, że na moje nagie ciało patrzy obcy facet. 

Potem wraz z Romanem zapakowali mnie do samochodu. Choć nadal byłam jak sparaliżowana, powoli zaczęło do mnie docierać, że to on zafundował mi ten koszmar. Tylko co on musiał zrobić, że traktują nas jak bandziorów? Tego najbardziej na świecie chciałam się dowiedzieć. W komendzie wojewódzkiej długo czekałam aż wyciągną mnie z celi i będę mogła wyjaśnić, że ja nic nie zrobiłam. Oni też czekali, ale że ja zmięknę i wyśpiewam wszystko, co wiem. Podczas przesłuchania pytano skąd znam Romana, dlaczego go ukrywałam. Nikt mi nie wierzył, że poznałam go przypadkiem, w środku nocy, gdy potrzebowałam pomocy. Długo zmuszali mnie, bym przyznała się do czegoś o czym nie miałam pojęcia. Nie wiem ile upłynęło czasu, zanim w końcu mi odpuścili. Gdy dotarłam do celi padłam ze zmęczenia i mimo potwornego stresu zasnęłam. 

Wreszcie przyszedł jakiś facet i powiedział: jesteś wolna. W tym momencie odzyskałam witalność i domagałam się wyjaśnień, dlaczego zostałam tu przywieziona, ale bez odpowiedzi na to pytanie. 

- Już po wyjściu z komendy, weszłam do baru na kawę i przeczytałam nagłówki w gazetach o poszukiwaniu groźnego przestępcy. Na zdjęciach była twarz Romana. To co dotąd znałam z filmów, teraz dzieje się naprawdę z moim udziałem. W swoim domu gościłam brutalnego mordercę, który był członkiem mafii i za pieniądze mordował ludzi. Część jego kolesi już wcześniej zamknięto, a on postanowił się ukryć. Chciał to zrobić w schronisku, ale napatoczyłam się ja. I uznał, że głupia baba, spragniona chłopa, żyjąca w głuszy i bez telewizji lepiej się nim zajmie. Byłam przerażona, gdy dotarło do mnie, że wystarczyłaby myśl w głowie mojego kochanka, że mogę go zdradzić, nie zawahałby się, aby mnie też zabić.

Po tych wydarzeniach nie mogę już mieszkać na odludziu. Rodzina i przyjaciele ściągnęli mnie do miasta. Tym bardziej, że okolica już wie co mnie spotkało i oczywiście ludzie nie mogli sobie odmówić napiętnowania mnie jako osoby kojarzonej z morderstwami. 

A ja znów stanęłam do walki o normalność. I mam nadzieję, że los już więcej nie wystawi mnie na tak trudną próbę. 

Wiesława Kusztal



 



 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Ostatnie komentarze
Autor komentarza: LupusTreść komentarza: Narazie zabawa. Oglądaliśmy rzuty. Grzmi tylko oszczepniczka małolatka U-14. Za rok prawda o potędze wyjdzie albo nie. Kto wejdzie na bieżnię, ten jest lekkoatletą, a ten kto z nimi jest na bieżni jest trener z nazwy. Data dodania komentarza: 16.05.2023, 20:44Źródło komentarza: Lekkoatletyka. Sukcesy brodnickich biegaczyAutor komentarza: KuracjuszkaTreść komentarza: Ale NUMER opisał super Redaktor Bogumił! A tak naprawdę - to z czekaniem do sanatorium - to też numer i to w kolejce długiej! A tyle dajemy na NFZ, by zdrowym być i marzyć, by mieć wciąż te dzieścia lat.. kuracjuszka, ale jeszcze bez numeru.....Data dodania komentarza: 11.05.2023, 20:13Źródło komentarza: Sanatoryjny numer 4457Autor komentarza: joko Treść komentarza: Niech się wasz trener nie chwali . Słyszałem ze dawniej jemu wszystkie plany przysyłał i był na obozach jakiś trener z Iławy. Dlatego w mukli miał nawet mistrzów Polski na 400m i w sztafetach. Teraz leci na jego planach, ale wyników medalowych to oni od 6 lat nie mają, bo z tego trenera zrezygnował. Mukla ma nawet dobry do LA stadion a lepiej żeby miała dobrego trenera do medali. Chyba że wpadnie mu jakiś zawodnik co był już mistrzem Polski, to może zrobi z niego mistrza województwa. Data dodania komentarza: 9.04.2023, 09:00Źródło komentarza: Lekkoatletyka. Pot i ciężka pracaAutor komentarza: lolek Treść komentarza: Mierne ta wyniki latem mieliścieData dodania komentarza: 8.04.2023, 20:30Źródło komentarza: Lekkoatletyka. Pot i ciężka pracaAutor komentarza: WiKTreść komentarza: Życzę powodzenia i zachwyconych gości. Oczywiście ciekawa jestem jak kaczka się udała?Data dodania komentarza: 7.04.2023, 23:17Źródło komentarza: Kaczka faszerowana kasząAutor komentarza: CzesiaTreść komentarza: Super Wiesiu! Takie danie po nowemu zrobię na te Święta, bo do tej pory głównym dodatkiem był ogrom jabłek... Dzięki za przepis.. Dam znać, jak smakowała gościom... pozdrawiam już z apetytem! CzesiaData dodania komentarza: 7.04.2023, 17:17Źródło komentarza: Kaczka faszerowana kaszą
Reklama
Reklama