Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
środa, 30 kwietnia 2025 14:18
Reklama

Zapiski reporterskie. Obrazki z marginesu

Zapiski reporterskie. Obrazki z marginesu
Obrazek z marginesu wędrówki reporterskiej – tak wygląda dziś dworzec kolejowy w Aleksandrowie Kujawskim, gdzie w 1879 roku spotkali się dwaj cesarze – Wilhelm I cesarz Niemiec oraz Aleksander II, car Rosji.

Czy coś się stało? Właściwie nie. Męczące stają się informacje o tym, że Iga Świątek zarobiła...natomiast Lewandowski Robert miał okazję żeby...ale uznał, że … a jego żona Ania postanowiła..., a ten znów staje w ringu, jest tam do wzięcia niezła forsa...! Ta... bierze ślub po raz siódmy...


 

Nie idę tą drogą, jakoś nie chwyta mnie zaglądanie komuś do kieszeni, - aktorskiej, sportowej, muzycznej, budowlanej czy malarskiej (dolary, euro, złotówki)... Myślę, że nie jest to jakaś osobna postawa. Interesują mnie rzeczy pozornie banalne, odbiegające od codzienności, gdzieś z marginesu rozmaitych opowieści, sytuacyjnych epizodów...


 

Wujek Dilajla 


 

Było wesele na wsi, nad Drwęcą, była pogoda słoneczna, panna młoda i pan młody. Byli krewni miejscowi i okoliczni, a dojechać mieli jeszcze inni krewni, z miasta. Wraz z orkiestrą – tak mówili krewni miejscowi o muzykach. W skład tej orkiestry wchodzili: perkusista – dwa werble, czynele i tamburyn, wokalista i instrumentalista – gitara klasyczna i akordeon oraz basista z jednym instrumentem – kontrabasem, czyli dość dużymi skrzypcami. 


 

Wszystko grało. Wszyscy dopisali. Krewni z miasta dojechali, orkiestra się zameldowała. Ponieważ cywilny był rano, we wsi gminnej, procesyjnie udano się do kościoła, bo świątynia po drugiej stronie szosy, a skoro nie padało... Dalej wszystko odbyło się po Bożemu. Ksiądz sam obszedł ławki z tacą, dał wolne kościelnemu, więc dywan nie był rozłożony. Pięknie zagrał organista Ave Maryia.


 

Z kościoła także procesyjnie do strażackiej remizy, przed którą strażacy stali w hełmach lśniących, szlifowanych pastą do zębów - jak mi powiedział jeden z druhów - z toporkami w ręku. No bo pan młody był w miejscowej OSP, na wyciągnięcie ręki. Część strażackiej remizy była także lokalnym ośrodkiem kultury, ze sceną, na której rozlokowała się orkiestra. Było też na niej miejsce do tańczenia, gdy ktoś chciał pokazać się na solo. Na przykład w konkursie tanecznym, śpiewu czy konkursie podskoków.


 

Wesoło i zgodnie, palenie na dworze. Nałogowców coraz mniej, ale jeszcze się znajdą. Był nim m.in. wujek stolarz, krewny pana młodego. Rzutki gość, choć wiek emerytalny, z którym uciąłem sobie taką rozmowę:

- My się znamy? - on.

- Nie...

- Jestem wujkiem pana młodego, emerytowanym stolarzem...

- Miło mi...

- … ale jeszcze pracuję, bo żyć trzeba, nie?

- Jasne.

- Robię nowe, wedle starego...

- Na przykład?

- Szafa biedermeier, mniejsza szafka, albo stolik. Wszystko biedermeier. Krzesła też – zaciągnął się, zakaszlał i spetował.


 

Kieliszki, szklanki, toasty, żarcie, kelnerki. Gorzko-gorzko. Muzyka grać. Tempo nalewania dyktowała orkiestra. Trzy utwory i... teraz idziemy na jednego. Muzycy też musieli swoje zjeść i wypić. Po serii tańców akordeonista składając harmonię do kasty wziął gitarę i zameldował do mikrofonu: a teraz, kochani moi, najlepsze życzenie od orkiestry dla pary młodej i wszystkich zgromadzonych. Zagramy znany wam i na całym świecie utwór. Uwaga! No i zaczął

„Stoję spokojnie i patrzę swobodnie przez łyndoł...” 

Ale nie to było najważniejsze. Wszyscy czekali na refren. Więc poszło po sali: „łąj, łaj, łaj Dilajla, łaj łaj,łaj Dilajla”

Tom Jones (Delilah) miałby niezłą zabawę.

Bis!!! I jeszcze raz! I jeszcze raz! Dilajla podbiła serca weselników. Zapewne dlatego kontrabasista basowym głosem ogłosił konkurs na najlepszą piosenkę wesela! Pierwszy zgłosił się wujek stolarz, który zaznaczył, że zaśpiewa tylko refren. Udało się! Z tą oceną wujek zszedł ze sceny. Po nim weszła na sceną syrena, na którą wszyscy się oglądali, młodsza córka teściów panny młodej – Marzena. Zaśpiewała też Dilajlę, ale po angielsku. Spodobało się, ale jakby mniej. Po serii rozmaitych interpretacji „Morze nasze morze”, „Biały miś”, „Gdy mi ciebie zabraknie”, znów na scenę wszedł wujek stolarz. Witany brawami stanął w złym miejscu. Ktoś przechodząc za kulisami do toalety musiał się bujnąć – co zrozumiałe – ale opierając się o dźwignię uruchomił zapadnię. Wujek stolarz zniknął z pola widzenia.

Ktoś chciał dzwonić po pogotowie, ktoś po straż pożarną, ale w scenicznej dziurze – zapadnia do piwnicy była podsypana węglem, pełna płycizna – ukazała się nieco zmieniona kolorystycznie twarz wujka stolarza.

- Brawa dla wujka! - poszło z sali.

- Niech nam żyje wujek Dilajla! - zaproponował kontrabasista.

I tak już zostało. W opowieściach weselnych nie mówiono o pannie młodej, jej sukni, tylko o wujku Dilajla, który nie tylko ładnie śpiewał, ale też zaistniał jako wspaniały aktor w monodramie.


 

Miejsca kultowe, spacer sentymentalny


 

Toruń, Rynek Staromiejski. Idziemy z przyjaciółmi dawnym szlakiem, tropem studenckich wędrówek. Ile to lat temu było? Już wiem, że nie wstąpimy do Jasia Górki na piwo, tej knajpki już nie ma. 

Kultowy budynek przy Fosie Staromiejskiej – Colegium Maius, Wydział Humanistyczny. Nasza uczelnia. Ciekawe co się w środku zmieniło? Czy dziekanat jest nadal na I piętrze, w prawo korytarzem? Kto zajął miejsce w pokoju, w którym pracował prof. dr Artur Hutnikiewicz? Niestety, nie mamy szans na wejście dalej. Recepcjonistka wyjaśnia, mówi o ministerialnym zarządzeniu dla wszystkich uniwersytetów. Zakaz wędrowania po takich obiektach. Czy wszystkich uczelni? Nie wiadomo. We wrześniu trzeba będzie szerzej drzwi otworzyć, zacznie się sesja poprawkowa. Wiem coś o tym – nie ma co ukrywać - z własnego doświadczenia. Można natomiast zejść do piwnicy, do baru na śniadanie... Koniecznie.


 

Ale...! W tymże budynku m.in. przez językoznawstwo i literaturę, uczestniczyłem wraz z przyjaciółmi, w zajęciach z języka rosyjskiego, starocerkiewno słowiańskiego, a jeden z egzaminów – chyba na IV roku – związany był z literaturą niemiecką. A więc język rosyjski został wpisany w moje CV, o czym wiedzą służby i wszyscy zajmujący się wpływami rosyjskimi na świadomość moją i bezpieczeństwo Polski. 


 

Z korytarzowych okien naszej uczelni doskonale i niezmiennie prezentuje się „okrąglak”, czyli więzienie – to już obserwacja z ulicy. Do czasu, gdy zakratowane okna cel nie były sprytnie zasłonięte, odbywał się swoisty dialog między uczelnią a pierdlem. Na korytarzowe, najwyższe piętro Collegium Maius UMK sunęły żony, matki, kochanki. One na uczelni, zatroskane, oni z pokrzywionymi twarzami, za kratami, żądni tylko ich widoku, żeby wiedzieć, że są, że kochają, martwią się, albo że mają wszystko w dupie. - Radź sobie sama! Ty szujo! (wypowiedź z więziennej strony zanotowana kilkadziesiąt lat temu). Tak było. 

Wyobraźnia puszczona w ruch przywołuje z tamtych lat nestorów nauki polskiej i europejskiej, profesorów, humanistów wychowanych w Uniwersytecie Stefana Batorego w Wilnie, Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie – cienie postaci naukowców Wykłady monograficzne z udziałem Konrada Górskiego, jego brata Karola, wspomnianego już Artura Hutnikiewicza gdy aula pękała w szwach – wiedza, kultura wypowiedzi, szczypta humoru. Tak było.


 

Idziemy dalej. Z Fosy Staromiejskiej krótko w Piekary gdzie sąd i także krótko w Panny Marii, gdzie gotycki kościół pod Jej wezwaniem z historią sięgającą wieków, gdzie można zapisać tysiące kartek w reporterskim notesie. Z szacunkiem do wielkości świątyni – nie tylko w dosłownym sensie – przywołuję z pamięci, a w zasadzie rozmów z kolegami studiującymi konserwację zabytków - jeden detal złożony z kilku filarów. Oto wejście za mur osłaniający zewnętrzną część świątyni od strony Panny Marii, w lewo krużganek. Filary od największej objętości po najmniejszą. Dlaczego? Ponoć człowiek wchodząc ma w sobie tyle grzechów, że tylko największy filar jest w stanie dokładnie zobrazować stan duchowy takiego grzesznika. Ale, gdy jest już bliżej drzwi, ten ciężar już jest lżejszy, czemu odpowiada „szczupłość” filaru przy drzwiach świątyni. Im bliżej kościoła tym człowiek lepszy. Taka symbolika.


 

Chwila na Rynku Staromiejskim. Restauracja „Pod Trzema Koronami” i hotel o tej samej nazwie. Tam się chodziło na piwo. Całość odrestaurowana, doskonale wpasowana w architekturę tej części Rynki Staromiejskiego. Na fasadzie przed wejściem tablice akcentujące pobyt w murach tego budynku wyjątkowych gości. - Za naszych czasów tego nie było! - odzywa się dawna studentka lat młodszych, historyczka i archiwistka, doktor nauk humanistycznych, pracująca kiedyś na UMK. Faktycznie. Notuję zatem, że w 1697 r. przebywała tu z królewiczami królowa Maria, wdowa po królu Janie III Sobieskim, natomiast w 1709 r. był tu również car Rosji Piotr Wielki z synem Aleksym, których podejmował król August II Mocny, kiedy to zawarto tzw. traktat toruński, zapoczątkowujący zależność króla polskiego od cara rosyjskiego. 

I znów te rosyjskie wpływy.

Dalej niech już każdy sam zobaczy, warto się wybrać na spacer po starym Toruniu – sentymentalny, poznawczy, turystyczny, jakikolwiek. 


 

Bałagan tylko pozorny


 

Wszystko było poukładane. Segregatory w sześciopółkowej meblościance nadawały ton. Poza tym branżowa literatura – książki, czasopisma. Kalendarz kartkowy, do zrywania, a także kalendarz wiszący, trzyczęściowy, rozkładany. Na nim czerwonym flamastrem zaznaczone dni znaczące – wyjazdy w teren, urlop, wizyty z terenu, rozmowy służbowe i całkiem prywatne.

Na biurku stosy kartek, w koszulkach ważne informacje, decyzje, komunikaty, zarządzenia aż po ustawy z parlamentu. Biurko i jego właściciel obudowani - skoroszyty, zeszyty, papier, tektura. Do tego „Super Brodnica”. Oczywiście komputer. 

Wszystko w kształcie litery L z lewej i odwróconego L z prawej strony biurka patrząc od wejścia. Pierwsze wrażenie to bałagan, zważywszy iż na podłodze, za krzesłem służbowym aż po sam róg starannie ułożono skoroszyty. Z tyłu na ścianie skopiowane malarstwo Jana Vermeera, artysty holenderskiego. Oczywiście „Mleczarka”, „Dziewczyna czytająca list przy otwartym oknie”, „Kobiety piorące w strumieniu”, „Dziewczyna z kieliszkiem wina”. Nie bez kozery. Pan Ryszard jest bowiem inżynerem humanistą. Dużo by opowiadać o jego zainteresowaniach. Nie w tym rzecz...

Odwiedził go niedawno były kierownik, siedzący kiedyś na miejscu inżyniera humanisty, obecnie na zasłużonej emeryturze. Wszedł powoli, w milczeniu. Słowem nie odpowiedział na powitanie pana Ryszarda. Popatrzył chwilę pokazując swoją zmartwioną twarz.

- Proszę usiąść. Może kawa?

Pokręcił głową i była to cała jego wypowiedź. Było widać, że cierpiał i wcale nie zamierzał tego ujawniać inaczej, choćby jednym słowem. Wycofał się, stając przez chwilę w drzwiach. Chyba zastanawiał się jak rozpocząć rozmowę z Ryszardem, którego cenił jako wyjątkowego eksperta od spraw... Z kolei Ryszard zaczął domyślać się co dawnemu kierownikowi kłębi się pod czaszką, o co mu chodzi. Wreszcie dowiedział się, jednak trwało to kolejną chwilę

- Ale ma pan przynajmniej w głowie poukładane, panie Ryśku – powiedział w miarę krótko i wyszedł.

Dla inżyniera humanisty była to nieoczekiwana recenzja jego twórczej pracy, także charakteru, osoby. Do dziś jest niesamowicie dumny z takiej opinii. W końcu fachowca.

Tekst i fot. Bogumił Drogorób

 


 


 


 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Ostatnie komentarze
Autor komentarza: LupusTreść komentarza: Narazie zabawa. Oglądaliśmy rzuty. Grzmi tylko oszczepniczka małolatka U-14. Za rok prawda o potędze wyjdzie albo nie. Kto wejdzie na bieżnię, ten jest lekkoatletą, a ten kto z nimi jest na bieżni jest trener z nazwy. Data dodania komentarza: 16.05.2023, 20:44Źródło komentarza: Lekkoatletyka. Sukcesy brodnickich biegaczyAutor komentarza: KuracjuszkaTreść komentarza: Ale NUMER opisał super Redaktor Bogumił! A tak naprawdę - to z czekaniem do sanatorium - to też numer i to w kolejce długiej! A tyle dajemy na NFZ, by zdrowym być i marzyć, by mieć wciąż te dzieścia lat.. kuracjuszka, ale jeszcze bez numeru.....Data dodania komentarza: 11.05.2023, 20:13Źródło komentarza: Sanatoryjny numer 4457Autor komentarza: joko Treść komentarza: Niech się wasz trener nie chwali . Słyszałem ze dawniej jemu wszystkie plany przysyłał i był na obozach jakiś trener z Iławy. Dlatego w mukli miał nawet mistrzów Polski na 400m i w sztafetach. Teraz leci na jego planach, ale wyników medalowych to oni od 6 lat nie mają, bo z tego trenera zrezygnował. Mukla ma nawet dobry do LA stadion a lepiej żeby miała dobrego trenera do medali. Chyba że wpadnie mu jakiś zawodnik co był już mistrzem Polski, to może zrobi z niego mistrza województwa. Data dodania komentarza: 9.04.2023, 09:00Źródło komentarza: Lekkoatletyka. Pot i ciężka pracaAutor komentarza: lolek Treść komentarza: Mierne ta wyniki latem mieliścieData dodania komentarza: 8.04.2023, 20:30Źródło komentarza: Lekkoatletyka. Pot i ciężka pracaAutor komentarza: WiKTreść komentarza: Życzę powodzenia i zachwyconych gości. Oczywiście ciekawa jestem jak kaczka się udała?Data dodania komentarza: 7.04.2023, 23:17Źródło komentarza: Kaczka faszerowana kasząAutor komentarza: CzesiaTreść komentarza: Super Wiesiu! Takie danie po nowemu zrobię na te Święta, bo do tej pory głównym dodatkiem był ogrom jabłek... Dzięki za przepis.. Dam znać, jak smakowała gościom... pozdrawiam już z apetytem! CzesiaData dodania komentarza: 7.04.2023, 17:17Źródło komentarza: Kaczka faszerowana kaszą
Reklama
Reklama