Do tradycji jesteśmy przywiązani, liczymy miesiące, tygodnie, dni, godziny. Marzymy o dniu, gdy do naszych drzwi zapuka św. Mikołaj.
Grudniowe uroczystości to – w kolejności – 6 grudnia św. Mikołaja, kiedy to w czyściutkich, wypastowanych bucikach znajdujemy najczęściej słodkie łakocie. A potem, po kilku tygodniach mamy Boże Narodzenie, prezenty pod choinką, a rok spina się Sylwestrem. Miesiąc wielu wyjątkowych niespodzianek już tuż!!!
O swoich przygodach ze św. Mikołajem wspomina dziś znany – nie tylko w regionie - futbolista.
Grzegorz Bała, grający kiedyś w Sparcie Brodnica, a także w zespołach z wyższych lig w kraju, otrzymał propozycję wyjazdu do klubu zagranicznego. Gdy dowiedział się, że będzie to Rovaniemi tylko uśmiechnął się pod nosem i krótko skomentował: pojadę do św. Mikołaja.
Św. Mikołaj rozdający prezenty kojarzył mu się przede wszystkim z Kołem Podbiegunowym i miastem położonym blisko, pięć kilometrów na południe.
- Tam właśnie jest Rovaniemi! Dziś już prawie 70-tysięczne miasto. Oczywiście interesowały mnie przede wszystkim sprawy sportowe, kontrakt z klubem, treningi i gra, ale był tuż,choć nie po sąsiedzku św. Mikołaj – zaczyna swoją opowieść były piłkarz Sparty Brodnica, a także Zawiszy Bydgoszcz, Aluminium Konin, KSZO Ostrowiec Swiętokrzyski, Drwęcy Nowe Miasto Lubawskie, obecnie trener drugoligowych futbolistek Nowy Świt Górzno.
- Kawał drogi. Bardzo często, jako zespół fińskiej ekstraklasy (Velkkaus Lugä), korzystaliśmy z krajowych linii lotniczych Finnair. Przemieszczaliśmy się z północy na południe błyskawicznie. Specyfika tych rozgrywek polegała na tym, że tam gra się systemem wiosna – jesień, a nie jak w innych krajach europejskich. Zaczynaliśmy wiosną, w październiku znany już był mistrz kraju.
Przez piłkę nożną
Zostawiamy na razie futbol na boku, chociaż właśnie przez piłkę nożną Grzegorz Bała trafił do św. Mikołaja, co więcej stał się jego częstym gościem. Jego gospodarstwo mieści się w Napapiiri, jest to kilka kilometrów od centrum Rovaniemi. Właściwie mała wioska, do której dostać się można także ścieżką rowerową, prawdopodobnie dziś już włączona w odległe granice miasta.
- Ciekawość to pierwszy powód. Druga przyczyna – dzieci, uwaga! - żeby stwierdzić, że św. Mikołaj naprawdę jest! Nie ma lipy, nikt niczego nie zmyśla. Gdy już te dwa powody, rozpoznawcze, miałem za sobą zaczęliśmy ze św. Mikołajem rozmawiać. On mi opowiadał o tym ile to listów codziennie dostaje, nawet wiosną i latem, przez okrągły rok i o czym do niego dzieci piszą. Oczywiście sam wszystkich nie miał szans przeczytać, pracowało na niego całe biuro, czyli Joulupukin Kammari w Napapiiri. Natomiast mnie interesowały renifery, które ciągną sanie. Św. Mikołaj zastanowił się, zamyślił, zapytał elfów, krążących nieustannie po jego siedzibie i po chwili zaproponował, żebym przychodził do niego codziennie, żeby karmić te renifery od sani. Nie miałem aż tyle czasu, bo przecież treningi, mecze, ale kilka razy w tygodniu szedłem do Napapiiri i byłem
u reniferów na wybiegu
One najchętniej jedzą trawy, zioła, porosty, lubią korę drzew i grzyby. Co ciekawe, zauważyłem, że racice reniferów są duże i szerokie, dzięki temu nie zapadają się w śnieg i miękką ściółkę tundry. Było to dla mnie bardzo ciekawe doświadczenie. Zdarzyło się, że biurze pocztowym pomagałem w sortowaniu listów szczególnie tych z Polski. Stawiałem też specjalne pieczątki, okolicznościowe. Stample poszły więc w ruch. Miałem też okazję powozić saniami, przyznam, że niezwykle ciekawe to było przeżycie dla mnie. Nie muszę mówić, że Santa Claus – jak go w świecie także nazywają – jest postacią kultową w Finlandii. Kiedyś namówiłem kolegów z drużyny, żeby zorganizować coś na rzecz dzieciaków w śródmieściu, wspólnie ze św. Mikołajem. Oczywiście on był w centrum uwagi, a my, w sportowych dresach, klubowych barwach Rovaniemen Palloseura, w Mikołajowych czapkach robiliśmy swoje. Były więc prezenty od św. Mikołaja i od klubu. Wszystkim towarzyszyły elfy.
Po trzech pierwszych miesiącach
pobytu w Rovaniemi do Grzegorza przyjechała druga część rodziny – żona Anna i dwójka dzieci, Agatka i Wojtek. Agatka była wówczas dwu i półrocznym dzieckiem, a Wojtek miał zaledwie osiem miesięcy. - Wojtek przez kilka dni oswajał się z moim widokiem. Wyjeżdżałem do Finlandii gdy miał trzy miesiące. Po prostu nie rozpoznawał faceta, który kręcił się gdzieś obok. Ale wszystko wrócił na swoje, właściwe tory. Z Anią i dzieciakami byliśmy częstymi gośćmi św. Mikołaja. Zdjęcie z nim zrobiono nam w lipcu 2000 roku! Oczywiście Napapiiri było często na trasie naszych wypadów, ponieważ tam, oprócz św. Mikołaja i jego reniferów była galeria sław! W wykutym w skale szlaku, niemalże podziemnym, spotkać można było wszystkie znane postaci z bajek z Calineczką, Dziewczynką z zapałkami czy Królową Śniegu włącznie. Oczywiście nie pominięto bohaterów bajek z innych stron świata. Był więc i Pies Pluto i Kaczor Donald, cała gromada innych postaci.
Futbolista
Grzegorz Bała zapisał się dobrze w historii najwyższej ligi fińskiej. W kraju znany był jako skuteczny napastnik, łowca bramek. W Rovaniemi trener ustawił go na boisku w roli pomocnika. Te wszystkie zalety miał udowodnić w Finlandii. Kilka razy był nagradzany za skuteczność, gdy udało mu się „ustrzelić” hat trick'a, czyli trzy gole w jednym meczu, najlepiej w jednej części rywalizacji. Hat trick honorowany był specjalnym kapeluszem, co ilustruje fotografia. Bardzo często pisała o nim prasa regionalna, w szczególności dziennik „Lapin Kansa”, jego dokonania komentowała także prasa ogólnofińska jak choćby „Iltalehti” (56 stron). Gościł też w programach sportowych radia i telewizji.
W Rovaniemi, w zespole sportowym, miał możliwość pogadać po polsku z obrońcą Zbigniewem Wachowiczem z Polonii Warszawa. W klubie, oprócz Finów, dwóch Polaków w kadrze byli także dwaj Rosjanie i czterech futbolistów z Zambii. W innych zespołach także Chorwaci i Serbowie.
Zorza i białe noce
- Pobyt w Finlandii to nie tylko emocje sportowe, mniejsze i większe sukcesy indywidualne. Życie biegło także poza sportem. Z Anią, moją żoną, byliśmy pod wrażeniem oglądając zorzę polarną. Opatuleni kocami siadaliśmy na tarasie i podziwialiśmy niezwykłe zjawisko. Białe noce z kolei kojarzyć się będę z szukaniem sposobu na zasłonięcie okien. Dzieciaki nie mogły spać więc z Anią zakrywaliśmy okna kocami, ale i tak trudno było się przyzwyczaić. Po dniu znów masz dzień... Tu przypomnę najbardziej dla mnie szokujące zjawisko: wracamy samolotem z meczu na południu Finlandii, z Tampere czy Helsinek i nagle, z mroku wyłania się jasny dzień, a na zegarku dziesięć minut przed północą.... Mimo wszystko, a może dlatego warto było przeżyć ten fiński epizod w mojej karierze. Choćby po to, żeby opowiedzieć o tym dzisiaj.
Bogumił Drogorób
Fot. Archiwum Grzegorza Bały.
Napisz komentarz
Komentarze