Przed igrzyskami, a tuż po zawodach Pucharu Świata w skokach narciarskich w Willingen, austriacki trener Niemców, Stefan Horngacher został nazwany świnią, ponieważ zgłosił szefowi komisji, temu od mierzenia gaci, że jest coś nie tak z butami Żyły i Huli. Gaciowy sprawdził i Polaków zdyskwalifikowano.
Sprawa buciorów do skakania zaczęła się bujać, a na Stefana Horngachera, niegdyś trenera naszych skoczków, posypały się joby. Dziennikarze, na ogół wstrzemięźliwi i zdystansowani, dołożyli swoje, ale jakby z lekkim dystansem i niedowierzaniem. Ale gdy do Horngachera dołączył inny austriacki trener Alexander Stoeckl, trenujący Norwegów kiedy powiedział, że jak nie Stefan, to on by podjął temat trzewików – no tego już było za dużo. Myślę, że niesprawiedliwie.
Gdyby obaj panowie chcieli istotnie dołożyć naszym skoczkom do pieca, siedzieliby w Willingen cicho i dopiero w Pekinie, gdyby skakali w kaloszach albo innych buciorach, złożyliby wniosek nie tylko do gaciowego ale też do FIS-u, ONZ-tu, a także do Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii Chin. Byłoby nam głupio, mieliby rację, jako że buciory po polsku zmodernizowane nie zostały zgłoszone w stosownym czasie do odpowiedniej komórki FIS-u.
Jest jednak nieoczekiwany finał. Obaj austriaccy trenerzy zostali srodze ukarani w czasie rywalizacji sportowej. Po prostu obaj ponieśli porażkę. Skoczkowie norwescy pokazali, że są mocni w mowie i rozmowie, a mistrzów lotów z Niemiec po prostu należało szukać w drugiej i trzeciej dziesiątce. A nawet w pięćdziesiątce.
Patrząc na sprawę z innej strony powinni się cieszyć – ich rodak, Manuel Fettner – został wicemistrzem olimpijskim. Ale akurat tym wspomnianym trenerom rodem z Austrii za to nie płacą.
Czy po igrzyskach w Pekinie obaj polecą? Nie moja sprawa. Natomiast dziś, w tym konkretnym czasie, trudno sobie wyobrazić, że skoczkowie z Niemiec i Norwegii nic nie ugrają na pekińskich skoczniach. Skąd myśl taka? Po prostu przeczucie. Galareta w nogach na belce, galareta na progu, niepewność przy lądowaniu...Do końca powinni rządzić już tylko Słoweńcy, Austriacy, po części Polacy i Japończycy. Tym nacjom, jako sympatyk szewców, Cechu Rzemiosł Różnych, indywidualnych producentów butów o rzadkim przeznaczeniu, w których trudno się chodzi, wróżę medale.
Oprócz tej części imprezy na skoczni w Pekinie, którą oglądałem na Eurosport 1, prześledziłem jeszcze wieści zamieszczone na portalu Interia. A tam przywołano takie zdarzenie: Przemysław Babiarz komentował zmagania skoczków podczas zawodów na skoczni normalnej podczas igrzysk olimpijskich w Pekinie. Na koniec transmisji, gdy wiadomo było, że Dawid Kubacki zdobył brązowy medal, dziennikarz "wypalił" z tekstem, który rozgrzał internautów i wywołał niezłą burzę. Babiarz pół żartem pół serio zasugerował, że sukces Polaka to niejako... zasługa powrotu skoków na antenę TVP. Sprawę skomentowali m.in. Joanna Lichocka i Marek Belka.
*
Nie mogłem odmówić sobie satysfakcji oglądając finał tzw. mixt-team, a więc skoczkinie i skoczkowie tworzący zespół. Tu istotna uwaga – zawodami rządził nie wiatr, nie śnieg ani deszcz, ale tzw. gaciowa krawcowa, kobieta, która sprawdzała jakość dzieła krawców i szewców. I dopatrzyła się tak wiele nieprawidłowości, że w grupie bezmedalowej z tego powodu znalazły się takie nacje jak Niemcy, Norwegia, nawet Austria, a po medale sięgnęli, począwszy od złotego: Słowenia, Rosyjska Ekipa Olimpijska i Kanada. Polska w pierwszej szóstce, przed Norwegią, gdyby pytał o szczegóły niejaki Alexander Stoeckl.
Na koniec jeszcze jedna uwaga, jakże istotna, a dotycząca wynikowej sytuacji w konkursie mixt-team. Znów wróciła sprawa butów. Jako ostatni skakał Słoweniec, znany jako Peter ze sławnej rodziny Prevców. Ponieważ był to skok o tzw. pietruszkę (przewaga Słowenii miażdżąca), relacjonujący pozwolił sobie na uwagę, iż mógłby skakać w gumofilcach i kożuchu. No tak, ale nie wszyscy mają poczucie humoru i znów ktoś by doniósł...
Bogumił Drogorób
Napisz komentarz
Komentarze