Podróż jest jak małżeństwo. Podstawowym błędem jest myślenie, że możesz ją kontrolować – napisał John Steinback
Ten cytat doskonale pasuje do naszego stylu podróżowania i nie chodzi tu o podróżowanie ze swoimi drugimi połówkami, ale o podejście do wyjazdów. Tak się pięknie składa, że dla naszej czwórki, samo docieranie do, często tylko z grubsza wyznaczonego miejsca, to już są wakacje. Bazując na wieloletnich doświadczeniach, gdy np. nie dojedziemy do kolejnego celu podróży (gdzieś trzeba spać i zjeść), poddajemy się chwili i niejako z marszu zmieniamy plan. Nie inaczej było w czasie drogi do Ligurii, włoski region, położony nad Morzem Liguryjskim.
Z Lichtensteinu do Szwajcarii
wjechaliśmy w okolicach Chur, najstarszego miasta w Szwajcarii i stolicy największego kantonu, Gryzonii. Początkowo nie planowaliśmy tu dłuższego postoju. Miało być jakieś małe co nieco na przekąskę i w drogę. Ale to miasto przywitało nas piękną jesienną pogodą i tak nas zauroczyło, że postanowiliśmy trochę się tu rozejrzeć. Urzekło nas samo położenie pośród górskiego krajobrazu, nad przepływającą rzeką Plessur przy jej ujściu do Renu i historyczne budowle starego miasta, wolnego od ruchu motoryzacyjnego. Ale przede wszystkim klimat tego miejsca, jakby z innej epoki, charakterystyczny raczej dla średniowiecznych miasteczek włoskich. Nic dziwnego, bo średniowieczny rodowód ma ratusz miejski, stojący w samym sercu starówki między Poststrasse i Reichgasse. Obie te ulice łączy znajdujący się na parterze ratusza ogromne gotyckie przejście arkadowe. Spacerując, co krok napotykamy na ulokowane obok ratusza zabytki. W jego sąsiedztwie znajdują się siedziby zamożnych rodów mieszczańskich i rycerskich.
Dawną rezydencją było też obecne Muzeum Retyckie, jedno z trzech, obok Sztuki i Przyrodniczego, wartych zobaczenia. W samym centrum jest wiele ciekawych obiektów, ogrodów, pomników. Właściwie w każdej uliczce, zaułku czy placyku jest coś ciekawego do zobaczenia. Szczególnie urokliwe są ogrody i parki. W parku Benedykta Fontany, ulubionego miejsca okolicznych mieszkańców, a szczególnie studentów zaintrygowała mnie przymocowana do jednej z ławek, pokaźnych rozmiarów skrzynia. Skrzynia, skrzynią, ale podchodzący do niej ludzie i wyjmujący lub wkładający do niej książki, to dopiero ciekawostka. Okazało się, że jest to jedna z kilku działających w mieście sezonowych bibliotek. Miejscowe biblioteki oferują od wiosny do jesieni, darmową lekturę. Widać, że to miejsce cieszy się dużym powodzeniem.
Zupełnie innego rodzaju, ale też ciekawym punktem wartym odwiedzenia jest Stary Browar, który mieści się w dawnych piwnicach win. Piwo z tego browaru sprzedawane jest tylko w Chur i jego okolicach oraz w Bazylei i Zurychu. Dobra wiadomość jest taka, że na miejscu można degustować piwo nalewane prosto z beczek, ale tylko jasne. Do tego niezłego w smaku trunku podają również smaczne przekąski. Jest wybór między gorącymi kiełbaskami, cieniutko krojoną szynką, serami i kilkoma gatunkami chleba. To urokliwe miasto pożegnaliśmy smakowitym kulinarnym akcentem. Warto jeszcze dodać, że Chur jest jedną z końcowych stacji słynnej linii kolejowej znanej jako Bernina Express, łączącej Chur z Tirano we Włoszech, via Sankt-Moritz i przełęcz Berninapass, uważanej za jedną z najbardziej malowniczych tras kolejowych w Europie. Wszystko co dobre szybko się kończy, więc ruszamy.
Kierunek Bellinzona
Szwajcaria to kraj, którego krajobraz przypomina jeden wielki bajkowy obrazek. Mijane po drodze wioski i miasteczka są urocze, a każdy zatrzymany w kadrze obraz mógłby być widokówką. Są jednak miejsca, które powodują szczególny zachwyt. Do takich zaliczam przejazd przez przełęcz San Bernardino. Jest to malowniczo położona, wysokogórska trasa w Alpach Lepontyńskich, piękna, ale bardzo kręta. Momentami poziom adrenaliny w naszym aucie osiągał maksimum. W najwyższym punkcie droga znajduje się na ponad 2060 m n. p.m. Pewnie ze względu na bardzo ostre zakręty i spore różnice nachylenia na krótkich odcinkach w zimie( listopad- kwiecień) jest ona zamknięta. Alternatywnie do drogi wysokogórskiej w miejscowości San Bernardino znajduje się wjazd do tunelu drogowego, który znacznie skraca i ułatwia przejazd na drugą stronę przełęczy. Ale każdą, rozsądną niewygodę przy pokonywaniu przełęczy górą warto pokonać dla zapierających dech widoków. Dopełnieniem estetycznych przeżyć na tej trasie jest malownicze jeziorko na szczycie przełęczy. Pośród przepięknych widoków czas szybko mijał, a drogi ubywało. Jedynym zmartwieniem była psująca się pogoda. Zaczął siąpić deszcz i spadła temperatura. Ale póki co jeszcze kawałek trasy przed nami, a ciężkie ołowiane chmury, wiszące nad górami dodawały tajemniczości i trochę grozy.
Przejechaliśmy przez tunel Świętego Gotarda o długości prawie 17 km. Po drugiej stronie czekała nas miła niespodzianka. Pogoda jak byśmy zjawili się w zupełnie innej strefie klimatycznej. Po tamtej stronie Alp niebo ponure i ośnieżone szczyty, a tutaj słońce i temperatura jak w środku lata. Pogoda nie była jedyna różnicą. Zabudowania też jakby z innej strefy, takie bardziej śródziemnomorskie. Dojeżdżamy do Bellinzona. Mimo, że wciąż jesteśmy w Szwajcarii, najczęściej słyszanym językiem jest tu włoski, takie same są napisy na budynkach. Bellinzona ulokowała się w miejscu, gdzie zbiegają się górskie doliny, otwierając drogę do alpejskich przełęczy: św. Gotarda, San Bernardino i Lucomagno. Miasto stanowi bramę do Włoch dla wszystkich, którzy przyjeżdżają z północnych rewirów Europy, czyli dla nas i bramą do Alp dla przyjeżdżających z Południa. Malownicze zakątki, place, dziedzińce i neoklasyczny teatr w stylu włoskim, stare kamienice i pałace opowiadają przybyszom swoją długą i ciekawą historię. W alejkach niepodzielnie panują bogato zdobione domy patrycjuszy, nad którymi dominują kościoły, m.in. kościół di S. Maria delle Grazie, otoczony wyjątkowej urody parkiem. Bellinzona, niewielkie kilkunasto tysięczne miasteczko znane jest głównie z trzech bardzo dobrze zachowanych średniowiecznych zamków warownych Castello di Montebello, Castello di Sasso Corbaro i Castelgrande. Ten ostatni największy i najstarszy z nich usytuowany jest na skalistym wzgórzu i majestatycznie góruje nad miastem. Miasto kryje w sobie wiele niespodzianek nie tylko historycznych. Za fasadą średniowiecznych murów chowa się dynamiczne i nowoczesne życie. Wydaje się, że Bellinzona, stolica kantonu Ticino, to najbardziej włoskie ze wszystkich szwajcarskich miast. Ale mimo, że miejsce klimatyczne, a ludzie przyjaźni i sympatyczni, żegnamy ją i ruszamy w dalszą drogę. Do Lugano.
Tekst i fot. Wiesława Kusztal
Napisz komentarz
Komentarze