Przejazd kolejowy. Graniczny. Tu się kończy kujawsko-pomorskie, zaczyna mazowieckie. Przed przejazdem znaki drogowe z ukośną, czerwoną malejącą. Krzyż św. Andrzeja i wyblakły STOP. Słońce, deszcz i wiatr wypaliły i wysmagały okrągłą blachę. Na różowo.
Na szosie
słaby ruch. Na szynach żaden. Na szosie zatrzymuje się ciężarowy DAF. Jak STOP to stop. W przeciwną stronę toyota na dolnośląskich numerach. Też na moment, w bezruchu.
Gdy nie słychać i nie widać aut wychodzę na szosę, między torowisko, które w tym miejscu przebiega kilka metrów od zielonej, nieco zardzewiałej tablicy z napisem SZCZUTOWO. Spoglądam w lewo, w stronę Sierpca, w prawo, w kierunku Brodnicy. Po prawej las załamuje horyzont, po lewej także kontury lasu, ale nieco jaśniej, więcej prześwitu.
Na szlaku torowiska trawa, samosiejki, nie ma śladu podkładów kolejowych. Czysta zieleń, między szynami i za torami. Jednakowa gęstość. Jeśli zrobisz krok, w poszukiwaniu podkładów i znajdziesz pod stopą nierówność, odszukasz w stosownej odległości następny podkład i następny, natkniesz się na pewno na dzikie stokrotki, pojedyncze chabry, niewysokie chwasty. Ciekawe, nie idą w górę.
Ale, zdarzyć się może, kiedy podrosną, przykryją szyny, owiną je zielonym dywanem. Ptaki naniosą nasion z drzew. Zacznie się tworzyć zupełnie inny krajobraz. I tylko ściany lasu przypominać będą, iż był tu kiedyś szlak. Ważny szlak kolejowy. Tak mówiono niegdyś, tak mówią dziś jeszcze związani kiedyś z koleją, stukotem kół.
Szyny jeszcze błyszczą, jeszcze nie zaszły rdzą. Może więc jakiś skład pociągu się nimi przetacza? Może drezyna z kolejowymi robotnikami? Może przejedzie raz na dzień, raz na tydzień, może raz na miesiąc? Za chwilę dowiem się jak jest.
Za żywopłotem
podwórko trawiaste. Kostką wyłożony ganek w stronę starego zabudowania. Z szarej, matowej cegły wapienno-piaskowej ten domek gospodarczy. Dwoje drzwi, dwa okna, dach spadzisty.
W części głównej podwórka dom mieszkalny, zgrabny, z dachem kopertowym. Te dwa zabudowania próbuję powiązać z torami kolejowymi, tuż za żywopłotem. Kto mi to potwierdzi?
Z gospodarczego budynku wychodzi kobieta. Przepraszam, że kręcę się po podwórku, a raczej stoję w oczekiwaniu na kogoś z domowników. Mam szczęście.
O tym skrawku Szczutowa Barbara Jażdżyk – Meller wie wszystko. Wprawdzie urodziła się w Łasinie, ale tu mieszka od 54 lat.
- Ojciec był toromistrzem. W domu, który dziś jest już naszym domem, była nastawnia. W tej nastawni były pokoje dla pracowników kolei. Ojciec dostał tam mieszkanie służbowe. Tam spędziłam dzieciństwo – wspomina. - Stacja z peronami jakieś siedemset metrów dalej, a tu posterunek techniczny nastawczy mieszczący urządzenia do sterowania ruchem kolejowym. To była ważna część stacji.
Ruch pociągów nie był zbyt duży, ale wyznaczał rytm dnia. Szły pociągi z Sierpca przez Rypin na Brodnicę. I w drugą stronę, na Sierpc. Więcej towarowych, tak się wydawało, bo one poza rozkładem. Nikomu to nie przeszkadzało. Ani za dnia, ani w nocy.
- Ojciec miał bardzo ważne stanowisko. Toromistrz to był szef odcinka. Miał do dyspozycji pracowników i był odpowiedzialny za to, aby nie było żadnej niesprawności. Byłam dumna, że to dzięki ojcu te pociągi tu jeżdżą. Bo i taka była prawda.
Za torami
Na podwórzu pojawił się mężczyzna w kraciastej koszuli z wiązką mięty pod pachą. Zapachniało! Pokazało się słońce. Usiedliśmy, chwytając ciepłotę kapryśnego lata.
- Już sporo lat jak odszedłem na emeryturę, pozostały wspomnienia – zdjął czapkę i przejechał palcami po siwych włosach. Dawny toromistrz, najważniejszy na tym skrawku ziemi – Był 1992 rok i jeszcze pociągi jeździły. A teraz? Może trzy, cztery razy w miesiącu? Tak chyba się zdarza. Przyjedzie towarowy, z węglem. Tam, gdzie była stacja, gdzie zostały już tylko perony i jakiś budynek magazynowy, jest teraz składnica węgla. No to podjeżdżają samochody po odbiór. Zdaje się, że są też składy pociągowe z cysternami, z paliwem. Do Rypina pojedzie, może dalej, do Brodnicy?
- Mieszkanie w nastawni… Cóż powiedzieć, mieszkaliśmy, ale nic nie można było robić, remontować. Dopiero teraz, jakieś kilka lat temu, staliśmy się właścicielami tego domu. No to i zabraliśmy się za remont, żeby jakiś wygląd miał, żeby wstyd nie było. No i wstydu nie ma.
- A tam, po skosie – wstał pokazując róg podwórka, gdzie za żywopłotem wysokie drzewa – tam było drewniane schronisko, nasze miejsce, dla pracujących na torach. Jak na śniadanie trzeba było zejść, jak deszcz, dajmy na to, padał. Na palach było to schronisko. A tu, gdzie domek gospodarczy, tam były magazyny żywnościowe, na narzędzia i różne inne, niezbędne, podręczne rzeczy.
Chodzimy, drepczemy, spoglądamy na tory za żywopłotem, na niebo, nasłuchujemy. Spokój, żadnej zapowiedzi stukotu, nie wstanie semafor, nie zazgrzytają hamulce.
Jeden pociąg
był najważniejszy. Jechał nocą i na tym szlaku, o który na piętnastu kilometrach dbał toromistrz Czesław Lewandowski, był składem wyjątkowym, żeby nie powiedzieć kultowym. Przede wszystkim podkreślał ważność szlaku, a skoro tak, to ważne było wszystko – tory, stacje i stacyjki, perony, semafory, nastawnie, szlabany, budki dróżnika. Ważny był peron, choć – bywało – nikt nie wsiadał, nikt nie wysiadał. Pociąg wiózł ludzi sennych i gadatliwych, otępiałych, smutnych, przygnębionych i wesołków. Ważny był peron, bo wsiadł – tak czasami wypadło - jeden podróżny.
- Był taki jeden pociąg – ożywia się emerytowany toromistrz. - Szedł z Łodzi Kaliskiej do Gdyni. Nie pośpieszny, a dalekobieżny. Był tutaj coś koło drugiej z minutami w nocy. Zatrzymywał się w Szczutowie, a jakże. O tej porze jechał też z Gdyni do Łodzi Kaliskiej. Jechał przez Iławę, Radomno, Bratian, Nowe Miasto Lubawskie, Brodnicę, Kretki, Rypin, Puszczę Rządową. Mijankę mieli chyba w Rypinie, o ile dobrze pamiętam. Niestety, zniknęły te pociągi i już pewnie nie wrócą. Znikają stacyjki.
Zniknęły szlaki, odchodzą ludzie. Kolejarskie garnitury, zatłuszczone czapki, służbowe obuwie, konduktorskie torby, przybrudzone chorągiewki, latarki na baterie z plastykową przesłoną – zielone/czerwone – wszystko poszło gdzieś w kąt, w zapomnienie.
Tekst i fot. Bogumił Drogorób
Napisz komentarz
Komentarze