Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
poniedziałek, 25 listopada 2024 07:47
Reklama

Opowieści z boiska. Piłkarz zamiejscowy

Opowieści z boiska. Piłkarz zamiejscowy

O Grzegorzu Domżalskim piszę dopiero po raz drugi. Gdy był u progu futbolowej kariery w nowomiejskim klubie Drwęca/Finishparkiet – dla potrzeb reporterskich – wystąpił jako bohater reportażu „Piłkarz miejscowy”, ulubieniec nowomiejskiej publiczności. Aktualnie gra także nad Drwęcą, ale w brodnickiej Sparcie. Stąd ten dzisiejszy tytuł.

Z podwórka

Grzegorz Domżalski trafił do ogólnopolskiego futbolu jak wielu innych grających w piłkę. Podwórko w Tylicach, tuż za Nowym Miastem Lubawskim, szkolne podwórko, szkolne boisko, kopanie do jednej bramki, granie dwóch na dwóch, trzech na trzech, wkrótce reguły gry się zmieniły.

- Jako drużyna szkolna, z Tylic, graliśmy z młodzikami trenującymi w Drwęcy. Oni trenowali pod okiem Andrzeja Leisa. No i po tym meczu trener podszedł do mnie i zapytał, czy nie chciałbym zacząć ćwiczyć u niego, w Nowym Mieście Lubawskim. Oczywiście, że chciałem. Tak się zaczęła moja przygoda z piłką.

Miał wówczas 12 lat i już w głowie zakodował sobie, że ktoś, nie byle kto, bo sam trener piłkarski, zwrócił na niego uwagę, na chłopca z Tylic. Uznał, że skoro tak, to trzeba poważnie do sprawy podejść. Piłka stała się zatem  ważną częścią jego życia. Oczywiście, szkoła nie zniknęła z pola widzenia, wszystko było poukładane. Stopnie w szkole i stopnie znajomości piłki, gry, zależności w zespole.

Czerwona kartka

Mając 15 lat znalazł się Grzegorz w szerokim składzie pierwszego zespołu Drwęcy Nowe Miasto Lubawskie, grającej w owym czasie w lidze okręgowej toruńskiej. Trener Janusz Małecki uważał, że w gronie juniorków jest najlepszy. Nie od razu wszedł do pierwszego składu.
- Po prostu, plecak na plecy i na trening albo na mecze do Grudziądza, Golubia-Dobrzynia, Jabłonowa Pomorskiego. Do Brodnicy nie, bo Sparta grała wtedy chyba już w III lidze, a więc oczko wyżej.

Na boisko w pierwszym składzie Drwęcy wszedł podczas meczu barażowego z Olimpią Olsztynek o wejście do IV ligi. Nowomieszczanie rozklepali Olimpię 6:1, a chłopak z Tylic zadebiutował mocnym akcentem, dostał czerwoną kartkę!

- Co miałem powiedzieć? Pewnie za często faulowałem. Trudno, łzy i do szatni.

Gra toczyła się dalej 
Mecze ważne i ważniejsze, jak choćby Puchar Wojewódzki w Toruniu. Błyszczał wówczas Dziadek Bielice i w tym finale to ten zespół był faworytem. Wygrała ekipa Grzegorza 1:0, co było regionalną sensacją. Przebudowywał się zespół Drwęcy Nowe Miasto Lubawskie i pokonywał kolejne szczeble piłkarskiej drabinki. Jako Drwęca/Lamparkiet, potem Drwęca/Finishparkiet, wreszcie Finishparkiet Nowe Miasto Lubawskie. Zapełniały się stadionowe trybuny, bo nowomiejscy piłkarze łoili skórę wszystkim rywalom, a jednym z bohaterów tych meczów był Grzegorz Domżalski, z racji wzrostu zwany Małym, jak kiedyś Zygfryd Szołtysik w Górniku Zabrze.

- Mały, gola! 
- dopingował go nieustannie  najbardziej rozpoznawalny kibic w Nowym Mieście Lubawskim Feliks Moczadło, mistrz stolarski. Najbardziej widoczny, ponieważ kibicował stojąc. - Mały gola! - do dziś słyszę ten doping i radość  starszego pana, który na własne oczy oglądał zwycięstwo swojej trzecioligowej wówczas drużyny w Pucharze Polski nad takim zespołami ekstraklasy jak Ruch Chorzów 4:1, czy Lech Poznań 2:0!!! Miał łzy w oczach i wielkie wzruszenie, które dali mu piłkarze znad Drwęcy, a wśród nich jego ulubieniec: Mały!  

Nowomieszczanie byli na fali i był to najciekawszy, najważniejszy moment w życiu piłkarskim Grzegorza Domżalskiego i klubu znad Drwęcy. Po tych efektownych zwycięstwach  pod trenerem Tomaszem Arteniukiem, zrobili furorę nie tylko w Pucharze Polski ale też awansując do II ligi. Był to wówczas drugi poziom ligowych rozgrywek w Polsce, a grać trzeba było z takimi zespołami jak Zagłębie Sosnowiec, Widzew Łódź, Piast Gliwice czy Lechia Gdańsk. W regionie natomiast nie było zespołu wyższej marki, ani w Bydgoszczy, ani w Toruniu, ani w Olsztynie. Zawisza, Elana, Stomil czy Jeziorak popadły w stan letargu, kłopoty natury organizacyjnej, ale nie o tym tutaj...                                                                  - W II lidze zespół przejął trener Andrzej Wiśniewski, zrezygnował z 12-13 zawodników, wprowadził jakąś armię zaciężną. Gdybyśmy grali w składzie w jakim wywalczyliśmy awans uważam, że byłoby znacznie lepiej. No cóż, przygoda z II ligą nad Drwęcą trwała jeden sezon, szkoda.

W ligową Polskę                                 

Grzegorz Domżalski, choć spadł z zespołem klasę niżej, otrzymał ciekawe propozycje. Grał bardzo dobrze, znakomicie czytał grę, realizował zadania postawione przez trenera, był zawodnikom zdyscyplinowanym. Nie brakowało mu samodzielności, improwizacji, a techniką imponował już podczas gier podwórkowych, doskonaląc na zajęciach z trenerem. Nie był łowcą bramek, jak koniecznie chciał wierny kibic Feliks Moczadło, wypracowywał natomiast sytuacje kolegom. Z reguły to ostatnie podanie w jego wykonaniu otwierało drogę do bramki. To był atut, na to zwracali uwagę trenerzy, za to chcieli go mieć u siebie.
- Biegałem w bocznych rejonach boiska, stamtąd szły moje dośrodkowania, wykonywałem rzuty rożne, rzuty wolne, a koledzy dokładali nogę albo głowę. Nie miało znaczenia czy grałem po lewej czy prawej stronie. Do tego byłem szybki!

Skończył 23 lata, był kawalerem  i zaczął nowy etap piłkarski, który nazwałem – dla potrzeb reporterskich – etapem zamiejscowym. Chodzili koło niego działacze KSZO Ostrowiec Świętokrzyski, wybrał Ruch Chorzów, klub legendarnego Gerarda Cieślika. Tam pracował pod okiem szkoleniowców: Marka Wleciałowskiego i  Słowaka Duszana Radolskiego. Wypożyczony na pół roku do GKS Katowice trafił pod skrzydła Jana Żurka. Pamiętny mecz to półfinał Pucharu Polski na Stadionie Śląskim Ruch Chorzów – Legia Warszawa, wygrany 1:0 przez ekipę Grzegorza Domżalskiego. W finale już niestety, porażka z Lechem Poznań 0:1.
Bliżej domu
Piłkarska kariera, to także wędrowanie. Wrócił bliżej domu, oferta była z Olimpii Grudziądz. Grał w tej ekipie w II lidze, awansował z nią do I ligi. I znów kilka lat, jako piłkarz zamiejscowy. Ponad trzy lata.
W okresie ostatnich kilku lat dał się poznać jako zawodnik Startu Warlubie, zespołu skutecznie sponsorowanego przez lokalną firmę JAGR, z rewelacyjnymi wynikami sportowymi, nasycony sukcesem powrócił w rodzinne strony, do Tylic. Ożenił się, zbudował dom, wraz żoną Martyną cieszą się 8-letnią Antoniną i 3-letnią Zuzanną.
- Życie rodzinne to podstawa, piłka już nie jest najważniejszą częścią mojego życia. Jest bardziej dodatkiem. Pracuję w jednej z firm nowomiejskich, Grałem trochę w Drwęcy Nowe Miasto Lubawskie, teraz gram nad Drwęcą, w koszulce Sparty Brodnica. Mam 36 lat, czuję się jeszcze potrzebny na boisku mojego nowego, zamiejscowego klubu.

Jako piłkarz dobrze wyszkolony i wychowany, postarał się nie marnować czasu i ukończył zajęcia pozwalające otrzymać licencję UEFA „B”, pozwalającą na pracę w futbolu. 
Codziennie przejeżdża obok szkoły w Tylicach, obok boiska piłkarskiego. Może kiedyś znajdzie chłopca, któremu powie: przyjdź do klubu, masz zadatki na dobrego piłkarza, też tak zaczynałem.

Tekst i fot. Bogumił Drogorób
- U siebie, w Tylicach. Stąd wszędzie blisko – nawet do Brodnicy.

 
  


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Ostatnie komentarze
Autor komentarza: LupusTreść komentarza: Narazie zabawa. Oglądaliśmy rzuty. Grzmi tylko oszczepniczka małolatka U-14. Za rok prawda o potędze wyjdzie albo nie. Kto wejdzie na bieżnię, ten jest lekkoatletą, a ten kto z nimi jest na bieżni jest trener z nazwy. Data dodania komentarza: 16.05.2023, 20:44Źródło komentarza: Lekkoatletyka. Sukcesy brodnickich biegaczyAutor komentarza: KuracjuszkaTreść komentarza: Ale NUMER opisał super Redaktor Bogumił! A tak naprawdę - to z czekaniem do sanatorium - to też numer i to w kolejce długiej! A tyle dajemy na NFZ, by zdrowym być i marzyć, by mieć wciąż te dzieścia lat.. kuracjuszka, ale jeszcze bez numeru.....Data dodania komentarza: 11.05.2023, 20:13Źródło komentarza: Sanatoryjny numer 4457Autor komentarza: joko Treść komentarza: Niech się wasz trener nie chwali . Słyszałem ze dawniej jemu wszystkie plany przysyłał i był na obozach jakiś trener z Iławy. Dlatego w mukli miał nawet mistrzów Polski na 400m i w sztafetach. Teraz leci na jego planach, ale wyników medalowych to oni od 6 lat nie mają, bo z tego trenera zrezygnował. Mukla ma nawet dobry do LA stadion a lepiej żeby miała dobrego trenera do medali. Chyba że wpadnie mu jakiś zawodnik co był już mistrzem Polski, to może zrobi z niego mistrza województwa. Data dodania komentarza: 9.04.2023, 09:00Źródło komentarza: Lekkoatletyka. Pot i ciężka pracaAutor komentarza: lolek Treść komentarza: Mierne ta wyniki latem mieliścieData dodania komentarza: 8.04.2023, 20:30Źródło komentarza: Lekkoatletyka. Pot i ciężka pracaAutor komentarza: WiKTreść komentarza: Życzę powodzenia i zachwyconych gości. Oczywiście ciekawa jestem jak kaczka się udała?Data dodania komentarza: 7.04.2023, 23:17Źródło komentarza: Kaczka faszerowana kasząAutor komentarza: CzesiaTreść komentarza: Super Wiesiu! Takie danie po nowemu zrobię na te Święta, bo do tej pory głównym dodatkiem był ogrom jabłek... Dzięki za przepis.. Dam znać, jak smakowała gościom... pozdrawiam już z apetytem! CzesiaData dodania komentarza: 7.04.2023, 17:17Źródło komentarza: Kaczka faszerowana kaszą
Reklama
Reklama