Aby zagospodarować czas na myślenie o prawdziwych utrapieniach Polaków, rzuca się w eter tzw. tematy zastępcze. Zaczynamy się nimi zajmować i rzeczywiste problemy i zagrożenia schodzą na dalszy plan.
Trzeba przyznać, że bardzo zgrabnie i skutecznie manipuluje, prawie czterdziestomilionowym narodem, facet, który podobno nie potrafi skorzystać z bankomatu, zadbać o zęby, czy rozróżnić węgiel od węglowodanów. Jedno ze świadectw ignorancji dla podstawowej wiedzy dał podczas wystąpienia w Ostrołęce, gdy zachwalał budowę elektrowni węglowej: „mamy do czynienia z okresem zdarzającym się w dziejach gospodarki, gdy ceny węglowodanów są niskie, więc niektórzy twierdzą, że nie opłaca się wydobywać węgla” –mówił guru wyborców z prawej strony.
Zajęci bzdetami nie zastanawiamy się jakie powinny być priorytety polityki finansowej, nie myślimy na co naprawdę powinny iść pieniądze z państwowej kasy, ani tym bardziej nie analizujemy na co budżetowe pieniądze leją się strumieniem. Zresztą coraz bardziej mętnym strumieniem.
Dzisiaj w newsach numerem 1 jest LGBT i marsze z zamieszkami. Czasami tylko, jakby wstydliwie, toczy się dyskusja na temat taniego państwa PiS, które w istocie okazało się być przysłowiową studnią bez dna, z której czerpie się z pełna i na bogato. Padają różne przykłady rozpasania finansowego wśród rządzących. Ale są i tacy, którzy co prawda używają słabych argumentów, albo wcale nie potrafią tego udokumentować, mówią, że za Tuska też żyli ponad stan i kradli. Pewnie tak, ale nikt wtedy nie wygrał wyborów obiecując ultra transparentne rządy, państwo prawa i przede wszystkim tanie państwo. Nikt tak, jak Kaczyński, przed wyborami, nie zapewniał, że do władzy nie idzie się dla pieniędzy. Teoretycznie i dla potrzeb kampanii przedwyborczej może do władzy nie idzie się dla pieniędzy.
Ale póki co życie pokazuje, że idzie się po pieniądze i to wielkie. Prezesi państwowych spółek łupią budżet ile się da. A daje się na miliony. Niechcący też światło dzienne ujrzała powtarzana do znudzenia sprawa wysokich nagród, które sobie i ministrom przyznała była premier Szydło. W konsekwencji tej wpadki Mateusz Morawiecki zapowiedział likwidację wszelkich nagród finansowych. I co? Jak były, tak są i to zgodnie z prawem, bo takie uchwalono. Adam Glapiński, prezes NBP, przyznał sobie bajońskie premie i nagrody. Około pół miliona na rok. Dla Rydzyka i TVP, też są miliony - te z budżetu. Nie mówiąc o pensjach urzędników, wysokiego szczebla, bez wykształcenia i kwalifikacji, ale za to z kręgu znajomych. Ostatnio do Misiewicza i Andruszkiewicza dołączyła wiceminister Gembicka, bez studiów i doświadczenia w resorcie inwestycji i rozwoju. Tak według PiS wygląda dobra zmiana i tanie państwo.
Podobne grzechy ciągną się za władzą od dawna, ale ostatnio przybrały na sile. Oprócz Glapińskiego i jego blondynek jest Kuchciński, który lata rządowym samolotem z rodziną i znajomymi. W jego obronie stanął dyrektor CIS mówiąc, że marszałek Sejmu, "druga osoba w państwie i realizująca szereg zadań w kraju i za granicą, ma prawo do korzystania z samolotów rządowych”. Nikt tego nie kwestionuje. Tu nie chodzi o ważne dla kraju loty.
Ale nie narzekajmy i nie zarzucajmy władzy i jej instytucjom nieuczciwość. Jak tylko, dzięki mediom, czy opozycji, na wierzch wypłynie jakaś finansowa afera to ma nastąpić zwrot niesłusznego wzbogacenia się. Pieniądze mają wrócić, ale nie do budżetu, skąd były zagarnięte, a do instytucji charytatywnych. Jednak trudno doprosić się okazania dowodu wpłaty. Pan Kuchciński, za wycieczki z rodziną rządowym samolotem, też obiecał zwrot pieniędzy. Wyliczył, że będzie to ok. 15 000 zł i zamierza wpłacić na konto "Caritas" i Fundacji Budzik Ewy Błaszczyk.
Normalnie jest tak: aby skutecznie naprawić szkodę, należy to zrobić na rzecz poszkodowanego.
Wiesława Kusztal
Napisz komentarz
Komentarze