Aby uciec od przygnębiających newsów, przepełnionych przemocą i gwałtem, zaczęłam słuchać piosenek z dawnych lat. Jedną z melodii, która na dłużej u mnie zagościła była ta z tekstem Ryszarda Riedla. „Ale jedno wiem po latach, Prawdę musisz znać i ty: Zawsze warto być człowiekiem, Choć tak łatwo zejść na psy.”
Łatwo zejść na psy zwłaszcza gdy jest się pupilkiem władzy zarówno tej świeckiej jak i kościelnej. Tym łatwiej odczłowieczyć się, gdy chuligańskie zachowania i burdy znajdują poklask i zrozumienie u wpływowych polityków, a nawet podziękowania i błogosławieństwo od duchownych. Myślę o tym co w ubiegłą sobotę miało miejsce w Białymstoku. Niestety nie był to drobny incydent, ale poważny, nacechowany przemocą finał dłuższego procesu, tworzonego na zimno z premedytacją i z góry określonym celem. Islamiści i uchodźcy przestali działać, to trzeba było stworzyć nowego wroga systemu. Tym razem jest to LGBT. Nasz numer jeden w kraju, najprawdopodobniej do istnienia i sprawowania władzy potrzebuje wroga, choćby wymyślonego, ale wroga, którego da się utożsamić z opozycją.
W marszu, z pokojowymi hasłami, nikogo nie zaczepiając, szli ludzie, około półtora tysiąca, którzy myślą o dobru i szczęściu drugiego człowieka. Bo czyż osoby o innej orientacji seksualnej nie mają prawa do szczęścia, do miłości, do spokojnego życia? Uczestnicy marszu, z hasłem "Białystok domem dla wszystkich" i „Wolność, równość, tolerancja” stanęli naprzeciw kibiców, rzekomych obrońców chrześcijańskich wartości, którzy przygotowali hasła o innym ciężarze gatunkowym m.in. "Białystok wolny od zboczeńców", "Polska nie Bruksela, tu się zboczeń nie popiera".
- Ten Marsz Równości w Białymstoku był bardzo inny. Pieśń umierała na ustach, taniec zastygał w pół kroku. To był popis brunatnego terroru w centrum Europy. Podpalono tęczową flagę na ludzkich plecach, z nieba leciały plwociny, worki z wodą, płonące race, kamienie, jajka, donice i gaz. Hordy łysych przez megafony wrzeszczały swoją religijno-patriotyczną mantrę: Ten marsz w Białymstoku pachniał krwią i nie było w nim zwykłej tęczowej radości. Lecz szedł, szedł na przekór, niezłomnie. Szedł w brunatnym cieniu polskiego faszyzmu i oniemiałym zdziwieniu splugawionych ofiar tamtej wojny. Ich życie i walka i śmierć straciły dziś sens. Na ołtarzu faszyzmu paliły się race, a modlitwę wrzeszczał tłum podniecony żądzą krwi - wspominał w internetowej relacji świadek wydarzeń. Wspomnienia były dłuższe, ale przytoczone w nich hasła wykrzykiwane przez brunatnych obrońców moralności, nie nadają się do publikowania.
Po tych ostatnich wydarzeniach często padają pytania, dlaczego, to ogolone łby i wytatuowane karczycha, bez empatii, bez chęci poszanowania drugiego człowieka, mają stanowić o sposobie życia innych. Czy to teraz już będzie norma, że z jednej strony pod płaszczykiem nocy, bez przemyśleń i w sprzeczności z konstytucją, a z drugiej strony na ulicy z racą, czy bejsbolem w ręku, będzie stanowione prawo?
W ubiegłą sobotę cała Polska i zagranica zobaczyła przestępców, którzy atakowali uczestników Marszu Równości i w biały dzień, w Białymstoku urządzili sobie krwawe polowania na ludzi, np. bijąc w kilkunastu samotną nastolatkę. Ta przemoc i bezprawie na naszych ulicach nie urodziły się dzisiaj. Teraz one urosły w siłę i nabrały pewności siebie. Już wcześniej po burdach m.in. w Radomiu, Wrocławiu, w Częstochowie, czy w Warszawie, oni dostali przyzwolenie na takie zachowanie.
Ale my nie zgadzamy się na nienawiść na tle pochodzenia, koloru skóry, czy orientacji seksualnej. Tak, jak nie ma naszej zgody na usprawiedliwianie faszyzmu obroną wartości chrześcijańskich i rodziny. Bo chrześcijaństwo to miłość bliźniego i wybaczanie, a rodzina to mama, tata i dzieci, geje i lesbijki także.
Wiesława Kusztal
Napisz komentarz
Komentarze