Jarmark Anny Wazówny jest sztandarową, brodnicką imprezą sezonu letniego. Tak było i tym razem – dopisali goście, właściciele kramów, straganów, autorzy rękodzieła i rozmaitych potraw, produktów spożywczych, a także artyści. Nawet pogoda – przez większość czasu – sprzyjała.
Przy cygańskiej muzyce wszystko smakuje – i ser podpuszczkowy i miód pitny, i pierogi, i nalewka, i ciemne piwo i kluski ziemniaczane. Nade wszystko zupa zagraj, kultowa potrawa Pojezierza Brodnickiego, oferowana ze smakiem przez panie z Koła Gospodyń Wiejskich w Nieżywięciu. Kto miał tę przyjemność i posmakował ich domowych wyrobów, już się zaszył na długo w okolicy straganów KGW, jak to uczynił choćby Roman Pytlasiński, przewodniczący Rady Powiatu Brodnickiego, będąc oczywiście prywatnie, jako turysta ze Zbiczna. Przyznaję, mnie też smakowało!
Chłopskie jadło, swojskie jadło, babskie jadło – mnie przypadła do gustu ta ostatnia kategoria menu.
Ale przecież jarmark nie tylko koncentrował się na tym co dla ciała. Były też inne, interesujące atrakcje – jak choćby nauka wiązania wianków, nauka strzelania z łuku, jazda konna dla najmłodszych, książki z biblioteki w rewelacyjnych cenach, konkursy estradowe, branżowe (Jedno z pytań brzmiało: co to jest siara? Ktoś odpowiedział, że to jeden z bohaterów filmu „Killer”), medyczne punkty konsultacyjne, starocie sprzed wieków i lat kilkudziesięciu, zabawki drewniane itd.
Miłośnicy jarmarku, w szczególności przyjezdni, żałują, że trwał tylko jeden dzień. Uważają, że taka impreza powinna odbywać się przez weekend, choćby tylko w sobotę i niedzielę. Żeby można było wybrać sobie jakiś dzień na przyjazd i spędzenie całego dnia przy jarmarcznych stołach, straganach, kramach zabawkarskich, w alejkach parkowych z cukrową watą.
Tekst i fot. Bogumił Drogorób
Napisz komentarz
Komentarze