Dnia pewnego za Gierka ktoś mi ukradł cukierka.….A to bzdura, bzdura jak mało która.
Słowa piosenki „Kradzież cukierka”, Czesława Mozila, w sam raz pasują do sprawy jaka niedawno zakończyła się przed Sądem Rejonowym w Toruniu.
Chory na cukrzycę
blisko siedemdziesięcioletni mężczyzna, gdy stał z zakupami w kolejce do kasy, ukradł cukierka. Klient-diabetyk, posilił się nim, gdy zorientował się, że słabnie. Znał się na tym, bo z cukrzycą i z objawami tej choroby żyje od wielu lat. Dyskont poniósł „ogromną” stratę - 20 groszy - tyle był wart cukierek, który być może uratował życie „złodziejowi”, podnosząc mu poziom cukru. Złapany na gorącym uczynku, udowadniał, że jest chory i ratował się przed tragicznymi skutkami choroby, jednak nikt nie chciał tego wziąć pod uwagę.
Ta historia, to nie ponury scenariusz filmowy. To działo się naprawdę i przy zaangażowaniu wielu osób i instytucji trwało ponad rok. Najpierw sklepowi ochroniarze zarzucili mężczyźnie kradzież cukierka, później, między „złodziejem”, a ochroną doszło do nieprzyjemnej utarczki. Wezwano policję. Spisani zostali świadkowie „przestępstwa”, przesłuchano podejrzanego i z zachowaniem wszelkich procedur skierowano sprawę do sądu z wnioskiem o ukaranie za kradzież o wartości 20 groszy i wszczęcie awantury z ochroniarzami.
Ten kuriozalny spektakl głupoty przerwał dopiero sąd, który uniewinnił cukrzyka od zarzucanych mu czynów, twierdząc, że działał on w stanie wyższej konieczności.
Zaangażowanie w tę sprawę wielu osób, to jedno, poniesione koszty to drugie, ale najgorsze w tym wszystkim jest to, że ważniejszy od ludzkiego życia, był ubytek - 20 groszy w kasie Biedronki.
Kradzież stulecia
Podobnie długo ciągnęła się sprawa kobiety, która ze sklepu wyniosła dwa cukierki o wartości 60 groszy. Niepełnosprawna umysłowo osoba, pewnie nie zdawała sobie sprawy z tego, co robi, ani z tego co dzieje się w związku z tą kradzieżą. Najpierw w policji, potem przed sądem precyzyjnie, z udziałem biegłych, toczyła się sprawa. Szkoda 60 groszy, jaką poczyniła chora kobieta, nijak się ma do zmarnowanego czasu, kosztów postępowania policji i sądów dwóch instancji.
Wafelek na miarę wolności
Jednak najgłośniejszą sprawą tego typu była historia pułkownika Krzysztofa Olkowicza, dyrektora okręgowego Służby Więziennej w Koszalinie. Do aresztu trafił mężczyzna bo nie zapłacił kilkadziesiąt groszy za wafelka. Grzywna wynosiła 100 zł. Sąd zamienił ją mężczyźnie na 5 dni aresztu.
Płk Olkowicz, już przy pierwszej rozmowie z aresztantem zorientował się, że ma do czynienia z osobą chorą psychicznie. Poprosił swoich współpracowników o uiszczenie wpłaty za grzywnę. Niestety, podwładni uprzejmie, jak na sygnalistów przystało, donieśli do ministerstwa sprawiedliwości i sprawa pułkownika trafiła na wokandę sądową. Odpowiadał za naruszenie przepisów, które zabraniają opłacenia grzywny za osobę, jeśli nie jest to osoba bliska.
Na mocy prawa
Prawomocny wyrok, podtrzymujący wyrok z pierwszej instancji, wydał Sąd Okręgowy w Koszalinie, uznając Olkowicza winnym. Po ogłoszonym wyroku płk. Olkowicz mówił dziennikarzom, że „Urzędnik nie może być bezduszny. Tam, gdzie widzi krzywdę człowieka, powinien być odważny”. Jednak opinii tej nie podzielił sąd i odwaga pułkownika została przykładnie ukarana.
Niestety, do podobnych absurdów dochodzi u nas dość często. Gdzie szukać przyczyn takiego stanu rzeczy? W nadgorliwości, w braku empatii, czy może w ludzkiej głupocie?
Są też i tacy, którzy mówią, że łamiąc prawo trzeba ponieść karę. Bez wyjątków. Ale czy kradzież za 20 gr, czy nawet 60, to jest aż takie przestępstwo, że trzeba wytaczać takie działa, jak cały wymiar sprawiedliwości? Czy naprawdę nie ma większych afer, którymi powinien zająć się ten wymiar? Otóż są i na dodatek są to przekręty za miliony.
Wiesława Kusztal
Napisz komentarz
Komentarze