Miniona niedziela pod wieloma względami była niezwykłym dniem. Odbywały się wybory do Parlamentu Europejskiego, ale także obchodziliśmy Dzień Matki. Szczególnie w tym dniu wielu z nas pamiętało, że najpiękniejszym podarunkiem dla naszych mam jest czas jaki im poświęcamy. Nie tylko od święta, ale i na co dzień pamiętajmy o okazywaniu wdzięczności i miłości mamie, za jej codzienną troskę i bezwarunkową miłość jaką obdarzała nas od chwili, gdy nasze serce zaczęło bić pod jej sercem.
Na szpitalnym korytarzu z kwiatami, lub czekoladkami, albo z jednym i z drugim w ręku, szły do swoich mam dzieci. To nie jest codzienny obrazek ze szpitala, ale ten dzień jest szczególny. Na całym świecie obchodzimy go jako dzień wyrazu szacunku dla wszystkich matek. Data obchodów zależy od kraju, w którym jest świętowany. W Polsce obchodzony jest 26 maja.
Początki tego niezwykłego święta sięgają czasów starożytnych Greków i Rzymian. Już wtedy oddawano cześć matkom- boginiom. Na przestrzeni wieków święto przeżywało różne koleje losu, aby po wielu zawirowaniach zwyczaj ten powrócił w siedemnastowiecznej Anglii jako niedziela u matki. Do tradycji należało składanie mamom kwiatów i słodyczy, w zamian za błogosławieństwo. W wielu polskich rodzinach do dzisiaj jest podobnie. Odwiedzamy mamy, aby okazać naszą miłość i szacunek. Z tej okazji z kwiatami i zniczami odwiedzamy również cmentarze i groby naszych mam.
Nie wszystkie mamy świętowały
Na korytarzu, miedzy salami zabiegowymi, a salami chorych mijałam kobietę, która w pewnym momencie odwróciła się do mnie i poprosiła o telefon, bo musi pilnie zatelefonować do syna. Po kilku sygnałach zaczyna rozmawiać. Spokojnie tłumaczy synowi, że z wypisem w ręku czeka na niego od wczoraj. Po jego słowach posmutniała. Oddając mi telefon, mówiła, że syn zaraz po nią przyjedzie. Podobno miał awarię samochodu.
Gdy po około dwóch godzinach wychodziłam, ta sama kobieta wciąż na szpitalnym korytarzu czekała na syna. Jeszcze raz prosiła o telefon. Sytuacja się powtarza, ale tym razem syn mówił, że miał stłuczkę i czeka na policję. Mimo to zapewnia, że zaraz przyjedzie. Wierzę, że tak będzie.
Kolejny raz w tym dniu szpital odwiedziłam pod wieczór. Korytarz opustoszał. Tylko gdzieniegdzie w salach, przy łóżkach chorych kobiet, widać osoby, w różnym wieku, często już z siwizną na skroniach. One także przyszły, z pełnymi miłości sercami, do swoich mam-staruszek.
Niestety moja bohaterka, tak samo, jak wiele godzin wcześniej, tyle, że z większym niepokojem i łzami w oczach wciąż spacerowała po korytarzu. Cały czas mając nadzieję, że wreszcie syn po nią przyjedzie. Po raz kolejny do niego zadzwoniła. Nie odbierał. I jeszcze raz. Nic z tego. Tym razem też nie odbierał. Kobieta płacze jak małe dziecko. Rozżalona i załamana. Jest jej bardzo przykro. Ona wie, że dziś inne mamy świętują razem ze swoimi dziećmi. A jej nikt nie chce.
Zaproponowałam, że jeśli uzyskam zgodę od lekarza, to odwiozę ją do domu. Niestety, lekarz z różnych względów odradził mi tę eskapadę.
Anioły dobroczynności
Ta pani mieszka z synem, któremu w mieście, pod Warszawą, jakiś czas temu zapisała swój dom. Ale ona przy sobie nie ma ani klucza do tego domu, ani pieniędzy na taksówkę. Wiele osób próbowało dzwonić do syna. Bez rezultatu. Wyłączył telefon i ma święty spokój. A jego matka, którą porzucił, wciąż mówi, że jej syn jest dobrym dzieckiem. Dziwne? Owszem. Ale w życiu tak bywa, bo miłość matki ma się bez zdobywania i bez zasług.
Syn tej pani okazał się zwykłym draniem. Ale na szczęście są wśród nas ludzie - anioły. Jedyne co można było w tej sytuacji zrobić, to okazać biednej kobiecie odrobinę serca, udostępniając jej łóżko. Koniecznie z dużą poduszką, w którą będzie mogła wypłakać się nad swoim losem. Tak też zrobiono.
Wiesława Kusztal
Napisz komentarz
Komentarze