Jeżeli wszyscy jesteśmy częścią przyrody – w skali najbliższej okolicy, regionu, świata – to Marcin Kostrzyński z Górzna zajmuje w niej miejsce wyjątkowe. Wyrasta ponad przeciętność. Jest jak Himalaje, chociaż twardo stąpa po ziemi, często na bosaka.
Kilkanaście lat temu spotkałem go po raz pierwszy a motywacją był taki mniej więcej sygnał: jedź do Górzna, w te górznieńskie lasy, tam mieszka Marcin, młody człowiek, który najczęściej chodzi na bosaka. Taka wskazówka. I druga, równie ważna, po której wyobraźnia już pracuje na najwyższych obrotach: wśród kumpli Marcina są wilki, jelenie, sarny, dziki, kuny, borsuki, dzięcioły, wiewiórki, orły bieliki. W tym towarzystwie się obraca. Oczywiście, do tego dochodzi drzewostan, leśne dukty i wiadome tylko jemu szlaki.
Jest tam u siebie – w Brzezinach, w gęstwinach Górznieńsko-Lidzbarskiego Parku Krajobrazowego, w Jarze Brynicy, w Szumnym Zdroju, w Brodnickim Parku Krajobrazowym. Rozpoznaje świat po kierunku wiatru, po złamanej gałązce, po rozbagnionym bagnie, wschodzącym słońcu, śpiewie ptaków, szumie wartkiego potoku. Jest człowiekiem lasu, z lasem związany od urodzenia, las jest jego życiem.
Uważam, że nie Marcin Kostrzyński nie jest ani zawodowcem, ani pasjonatem w tym co robi – jest autentycznym naturszczykiem, przyjacielem dzika, kolegą borsuka, kumplem bobra. Pokazuje swój zachwyt nad przyrodą dzieciom i dorosłym, nadto ma dar wyjątkowy – jest wspaniałym gawędziarzem.
Gdy oglądamy jego filmy o przyrodzie, gdy ich autor snuje gawędę zamiast komentarza, wydaje się że jesteśmy tuż obok tych wspaniałych zwierząt, które podchodzą do Marcinowej kamery w subtelny sposób zakleszczonej w pniu, schowanej pod mchem. Co robią małe wilczki, lisy, dzięcioł, albo ryś?
O tym a także o wielu przygodach w lesie opowiadał Marcin Kostrzyński podczas wspaniałego spektaklu w Brodnickim Domu Kultury. I nie był to teatr jednego aktora, jego monolog miał różne fazy, w zależności od sytuacji i postaci, które pojawiały się na ekranie.
Setki, tysiące epizodów, zdarzeń. Więc może tylko kilka z nich, wybór całkowicie przypadkowy.
Leśny staw, raczej bagno. Kotłują się w nim sarny, przewalają w tym błocie. Można tak? Ależ oczywiście, zaraz przyjdą panowie, o już ich widać – istotnie, w oku kamery pojawiają się jelenie, z najważniejszym, gotowym do dzieła. No proszę, jakie my ładne jesteśmy!!! Wykąpane! Błotem posmarowane!!!
Ryś – wytępiony w połowie lat 80. minionego wieku. Jest ponownie, w tym właśnie lesie. Podchodzi do kamery i sika. Jestem! Obecny!
Lisek – zauważył przy kamerze odrobinkę masła. Nie oblizał, nie zachwycił się smakiem. Wytarł się jak kremem pachnącym, do opalania. No co? Nie można? Jestem taki pachnący!!!
Trzeba posłuchać tych Marcinowych opowieści, zobaczyć jego świat zwierząt, zakupić i poczytać najnowszą jego książkę „Gawędy o wilkach i innych zwierzętach”. Choćby po to, żeby dowiedzieć się, że można żyć w świecie, gdzie nie ma języka nienawiści, gdzie dowie się, że tylko człowiek jest największym drapieżnikiem.
x x x
Marcin Kostrzyński ma 48 lat. W pewnej telewizji powiedziano mu, że jest za stary i za brzydki, żeby opowiadać dzieciakom, komukolwiek o przyrodzie. Wystąpi zatem w innej stacji, w cyklu „Dzień dobry TVN”
Tekst i fot. Bogumił Drogorób
Napisz komentarz
Komentarze