Trzymam się nieustannie Rycha Rzeszotary, bowiem jest skarbnicą wiedzy – co wielokrotnie już udowodnił – a także źródłem ciekawych informacji. I tak sobie współpracujemy.
Zadzwonił. A kiedy on dzwoni to nie na darmo, żeby o zdrowie pytać, czy zwyczajowo o pogodę: no i jak tam u ciebie, napadało? Przyzwyczaiłem się, że nic specjalnego nie mówi, bynajmniej przez telefon, jedynie krótkie: przyjedź.
Pokonuję więc śnieżne odcinki autobusem z dwiema przesiadkami i trochę pieszo. Lubię tę trasę, śnieżną zadymkę pokonywać, zimę prawdziwą zobaczyć, zmęczyć się prawdziwie, żeby na końcu zasiąść w chacie miłej, u miłego gospodarza, posłuchać jego opowieści. W sąsiedztwie gąsiora, gdzie w środku już wiele się dzieje, ale to jeszcze nie ten czas. Więc tylko drobną szklaneczkę popieścimy, samogonu z lasu, dzieło sztuki bimbrowniczej.
- Odwiedził mnie – zaczyna Rychu Rzeszotara, przełykając pierwsze podejście – sołtys, człowiek mi znany, poczciwina, mieszkaniec wsi Zapachy, aktywnie działający w radzie sołeckiej, Janek Suhoty. Zapachy to gdzieś na końcu świata, w każdym razie ja już tracę horyzont, ale wiem gdzie to jest. W tamtą stronę – wskazał na przeciwległą ścianę z drugim kuchennym oknem, wychodzącym chyba na północ. - Usiedliśmy w kuchni, tak jak ja dziś z tobą i on zaczyna od tego, że mu
dobrze idzie,
że po raz trzeci został sołtysem, że z wyborami nie ma kłopotów, wszystko lekkim pychem – tak powiedział – się mu układa. I w związku z tym pyta mnie co ja sądzę o tym, że on wystartuje w wyborach do parlamentu europejskiego. Powiedział, że wie w czym rzecz, że się orientuje i jest przygotowany. Psychicznie przygotowany. Gotowy zawalczyć. No i co ja o tym sądzę, pyta mnie. Ja mówię do niego: Janie, odważnie i rozważnie. I zapytałem o program. On mi na to, że program jest prosty, jasny i czytelny, żeby każdy mógł w moment złapać o co chodzi a zaczyna się od hasła:
„Kłamać! Kłamać! I jeszcze raz kłamać!
I pokazuje mi ulotkę, a w zasadzie projekt ulotki. I tam jest potwierdzenie tego co on mówi. I zaczął dalej objaśniać. Zaraz za kłamstwem umieścił oszustwo, bo jedno z drugim się wiąże.
- Posłuchaj, Janie – wtrąciłem – ale kłamstwo ma krótkie nogi o czym wszyscy wiedzą i powtarzają, dla przykładu.
- To tylko przysłowie, na dodatek stare i nie ma co do tego wracać – sołtys Jan, kandydat w wyborach europejskich, zamknął sprawę.
Z ulotki wynikało też, żeby przypadkiem nie dać się nikomu przekrzyczeć, że prawda jest taka jaką on uzna za prawdę, a faktów nie zawsze trzeba brać pod uwagę. I dalej – żadnych rozmów z dziennikarską hołotą, żadnych odpowiedzi, żadnych gestów. Wywiady, owszem, tylko do własnej kamery i dalej rozsyłamy do tej dziennikarskiej dziczy.
Przerwałem mu na chwilę, dość stanowczo, żeby wyprowadzić go z błędu, bo mówił raczej o zachowaniu, sposobie bycia, poruszania się na przykład w środowisku europosłów - cięgnie Rzeszotara. - Wreszcie powiedziałem wprost: nie masz programu. Obruszył się, nie powiem. I zaraz wyciągnął kolejną kartkę, która nosi tytuł: plan działania. I tam stało jak byk, że wszystkie polskie miasta, które prawa miejskie, lokacje, uzyskały w oparciu o prawa magdeburskie, zwane też niemieckimi, nie dostaną żadnych dotacji czy to na edukację, czy na zdrowie, czy na inwestycje itd., że trzeba będzie zmienić historię – natychmiast i zasadniczo, a przede wszystkim ministra oświaty no i wprowadzić zakaz nauki języka niemieckiego, bo już Konopnicka o tym wspominała. I on to wszystko w Strasburgu pozbiera, poukłada, załatwi. Generalnie Unia powinna wziąć te miasta na utrzymanie, a konkretnie Niemicy, a jest ich ponad 230, które prawa magdeburskie uzyskały w XIII wieku. Żeby wymienić tylko Gdańsk, Wrocław, Opole, Racibórz, Cieszyn, Płock, Inowrocław, Gniezno, Dobrzyń nad Wisłą, Radziejów, Poznań, Kraków, Tczew, Żnin, Łęczyca…. Tak, człowieku dobry i sympatyczny, tak to jest! Gdy go zapytałem czy wystartuje jako indywidualny zawodnik, powiedział, że to jest najmniejsze zmartwienie, bo jest taka jedna partia, która go przygarnie. A jeżeli nie dostanie mandatu europosła? To nic, ma w planie zaatakować w jesiennych wyborach mandat do Sejmu,
bo nic go nie powstrzyma
Rychu Rzeszotara skończył opowieść o sołtysie wsi Zapachy i zapytał, czy mnie gość interesuje. Jako gość któremu wszystko się dziwnie poukładało, pomieszało, Bóg raczy wiedzieć.
- Jak najbardziej – potwierdziłem Rycha przypuszczenia. – Tacy ludzie są także w kręgu moich zainteresowań. Warto zbadać, dowiedzieć się co w nich siedzi. I skąd tyle polotu…
- No to bierz swój kołonotatnik i pisz…
- Jestem gotów.
- Jan Nienachalny, wieś Zapachy, gmina…
- Zaraz, zaraz – przerwałem – jaki Nienachalny, to jakiś inny sołtys?
- O widzisz, dobrze, że pytasz. Otóż Jan Nienachalny to Jan Suhoty, rozumiesz?
- Nie rozumiem.
- Już tłumaczę. Jan Suhoty, tak na niego wszyscy mówią, a było tak: pojechaliśmy, tak regionalnie, do Warszawy, zwiedzać stolicę. Wybrały się kobitki z Kół Gospodyń Wiejskich, strażacy OSP z dwóch jednostek – Zapachów i Mętowni, sołtysi z dwóch gmin. Szły dwa autobusy. Dwa dni w Warszawie, zwiedzanie, mecz na Narodowym i trzeciego dnia powrót. W powrotnej drodze Jan Nienachalny zapunktował, szczególnie u kobiet, bo namówił kierowcę, żeby się zatrzymał na jakimś cepeenie, najlepiej u McDonalds’a. I dwa autobusy zatrzymują się, idą wszyscy szczać, a potem każdy co woli. I Jan pyta cycatą za barem:
su hoty?
Ona zgłupiała. Wiec on jeszcze raz: pytam grzecznie czy su hoty? Głupiejąca jeszcze bardziej zawołała chłopaka w zgrabnej czapeczce firmowej, ale ja już byłem przy Janku, widząc że się nie może dogadać. I on mi mówi, że pytał czy su hoty? Przetłumaczyłem, że kolega pyta czy są hot dogi? Napięcie zostało rozładowane. Ale wieść o Jana Nienachalnego problemach w McDonads’ie poszła w świat. Od tego czasu nikt we wsi Zapachy nie nazwie sołtysa inaczej niż Jan Suhoty. I to się przyjęło.
Trafiłem do Jana Suhoty tydzień później. Potwierdził wszystko co usłyszałem od Rycha Rzeszotary – idzie na parlament!
Tekst i fot. Bogumił Drogorób
Napisz komentarz
Komentarze