Co jakiś czas sięgam po lektury dość dawno zapoznane. Powody bywają rozmaite, różny jest też ich kontekst, bo też i różni są autorzy, można powiedzieć, że wielobiegunowi – od Fiodora Dostojewskiego przez Bohumila Hrabala, po Jerzego Pilcha czy Marka Nowakowskiego. Osadzony we współczesności sięgam także po reportaże – dając się ponieść narracji ze szlaków Ziemowita Szczerka. Wszystko to łykam zachłannie.
Natomiast jest dzieło wiekopomne, które taranuje mózg i człowiek poddaje się temu w pełni świadomie. Jest to „Proces” Franza Kafki, - przyklejam się do tej powieści, a raczej przypowieści, by znaleźć odpowiedź na pytania nieustannie aktualne: czy taka jest rzeczywistość, taki jest porządek świata? I to wcale nie w odniesieniu do jakiejś abstrakcyjnej społeczności, instytucji, abstrakcyjnego kraju, ale naszej, polskiej rzeczywistości.
W oparach absurdu znajduje się główny bohater „Procesu” Józef K. i to od pierwszego momentu pojawienia się – na kartach powieści, na scenie, w wyobraźni czytelnika. Budzi się, otwiera oczy i widzi w swoim domu dwóch ubranych w garnitury mężczyzn, którzy go informują, że jest aresztowany. Początkowo Józef K. myśli, że to jakieś jaja, że dowcip kolegów. Wkrótce okazuje się, że tak nie jest. A to dopiero początek…
Myślę, że to ważny punkt odniesienia. Literatura potrafi wybiegać daleko w przyszłość, przewidywać, choć to wcale nie science fiction.
Bogumił Drogorób
Napisz komentarz
Komentarze