Na Djerbę, wyspę Morza Śródziemnego, położoną w obrębie afrykańskiego wybrzeża, bez większych planów, prawie z dnia na dzień, wyjechaliśmy na początku kwietnia. Pochmurna zima i wiosna zadecydowały o wyborze kierunku w stronę ciepła i słońca.
Marzenia się spełniły. Było gorąco, a przed nadmiarem promieni słonecznych trzeba było chować się w cieniu drzew, albo w klimatyzowanych pomieszczeniach. Nie bez przyczyny Djerba często nazywana jest afrykańskim Tahiti, 340 dni słonecznych w roku i ciepły klimat, także zimą. Oprócz tego wyspa kusi turystów z całego świata szerokimi i długimi plażami zaliczanymi do najpiękniejszych w całym basenie Morza Śródziemnego. Prawie puste plaże zachęcają do aktywności. Można swobodnie biegać, albo wsiąść na wielbłąda i zaliczyć przejażdżkę wzdłuż morskiego brzegu. Na miłośników adrenaliny czeka lot balonem, kilkanaście metrów nad wodą.
Djerba okazała się dla nas idealnym miejscem na urlop. Okolona ciepłymi morskimi wodami porośnięta gajami oliwnymi, figowymi i palmowymi, zaprasza też do malowniczych wiosek, w których do dziś stoją nietypowe, bielone wapnem i dające chłód domy z ciekawymi kwadratowymi wieżyczkami na każdym narożniku. Szczególnie z dalszej perspektywy przypominają one fortece, także ze względu na swoje okna, które nie wpuszczają do wnętrza słońca i rozgrzanego powietrza.
Wyspa w większości posiada ciekawą architekturę, łączącą wpływy arabskie i żydowskie, gdyż w przeszłości gęsto zamieszkiwana była przez Żydów, a i współcześnie diaspora żydowska jest tu dość liczna.
Po krótkim czasie na plaży, ciekawi świata, zaczęliśmy wyjeżdżać na wycieczki po okolicy. Jednego dnia wybraliśmy się do Ar-Rijad, miasta nazywanego kiedyś „Małe Getto”. Zamieszkiwali je Żydzi, którzy przybyli tu z Hiszpanii i z Jerozolimy po prześladowaniach cesarza Tytusa. Wybraliśmy się tu z jednego powodu, zobaczyć Synagogę El Ghriba. Jest to jedna z najsłynniejszych w świecie i najstarsza w Afryce Północnej sefardyjska synagoga. Można do niej wejść w odpowiednim ubraniu, bez butów, ale z nakryciem głowy. Otoczenie synagogi, nie robi wrażenia, ale na uwagę zasługuje bogato zdobione wnętrze, wyróżniające się niebieskimi kolumnami, ciemnymi okładzinami ścian oraz biało-błękitnymi płytkami i kolorowymi witrażami. Z El Ghriba wiąże się wiele ciekawych historii i legend. Jedna z nich głosi, że synagogęzałożyli kapłani, którzy uciekali z Jerozolimy po zniszczeniu Świątyni Salomona przez Nabuchodonozora w 586 roku p.n.e. Podobno kapłani zabrali ze sobą drzwi i kamień z ołtarza zniszczonej świątyni. Ten kamień wmurowany jest w sklepienie synagogi. Ale, czy to na pewno ten sam kamień, spytaliśmy pewnego Sefardyjczyka, który, gdy zorientował się, że jesteśmy Polakami opowiedział nam wiele ciekawostek, związanych z tym miejscem. On sam odwiedzał nasz kraj przy okazji obchodów rocznicowych Holokaustu. Mówił nam także o krwawym ataku terrorystycznym z 2002 roku do którego przyznała się Al.-Kaida. Od tej pory synagoga jest pilnie strzeżona przez wojsko. My również byliśmy obserwowani, ale nic poza tym.
Konstytucja i tradycja
Tak na wyspie, jak i na stałym lądzie pod tunezyjskim niebem od lat żyją wyznawcy różnych religii. Konstytucja tego kraju, przewiduje swobodę wyboru wiary. Wśród mieszkańców dominuje wzajemny szacunek i tolerancja. Taka jest ich tradycja. Poza miejscami kultu religijnego, na Djerbie liczne są także suki, tradycyjne arabskie targi. Można tam zjeść, wypić, ale przede wszystkim kupić niemal wszystko, od wyrobów miejscowego rękodzieła, przez egzotyczne przyprawy, po ludowe specyfiki medyczne. Jeśli nie chcemy robić zakupów, to też warto odwiedzić suk chociażby po to, by usłyszeć gwar arabskich bazarów i poczuć klimat, tej obcej dla nas, kultury. Najpopularniejsze pamiątki wywożone z Djerby to ceramika, z której słynie wyspa. Trochę droższe są ręcznie tkane, wspaniałe dywany, często powstające na ulicy. Ich wytwórcy z tkania robią prawdziwe pokazy, wywołując wśród widzów podziw dla benedyktyńskiej cierpliwości tkaczy.
Houmt Souk
to stolica wyspy. Któregoś dnia, zaraz po śniadaniu, aby zdążyć przed największymi upałami, pojechaliśmy tam lokalnym autobusem. Pomoc w zwiedzaniu zaoferował nam nieznajomy, mieszkaniec Houmt. Na koniec okazało się, że nie chciał od nas zapłaty ani nie prowadził do zaprzyjaźnionych z nim handlowców. Widać mamy szczęście do uprzejmych tubylców. Najbardziej charakterystycznym i popularnym miejscem w stolicy jest zadaszony suk, na którym handluje się praktycznie wszystkim: biżuterią, wyrobami ze skóry, przedmiotami z korali, odzieżą, przyprawami i suszonymi owocami. Wśród malowniczych, wąskich uliczek, odbywa się też targ rybny. Trafiliśmy na bardzo ciekawie prowadzoną licytację i sprzedaż ryb i owoców morza. Dla nas to egzotyka w czystej postaci. Spędziliśmy tam trochę czasu, przyglądając się nie zmienionej od wielu lat tradycji handlu rybami.
Dzięki naszemu przewodnikowi mogliśmy wejść do jednego z meczetów. Są one zamknięte dla turystów. A nam udało się zobaczyć od środka Zawiję Sidi Brahima z piękną kopułą z zielonych płytek, w którym mieści się mauzoleum XVII wiecznego świętego. Houmt Souk to typowe, arabskie miasto średnio czyste i na swój sposób specyficzne. Na ulicach sporo kobiet w tradycyjnych strojach, często o zakwefionych (osłoniętych kwefem) twarzach, podążających, dwa, trzy kroki za mężczyznami. Wśród tego miejskiego zgiełku właśnie dominują mężczyźni. To oni często w sposób dość nachalny i obcy w europejskiej kulturze, ciągną za rękaw, zachodzą drogę, oferując swoje wyroby. Nie daj boże zatrzymać się choć na sekundę. Już, czy chcesz, czy nie, handlujesz. Zaczynają od bardzo wysokich cen, żeby w końcu, po długich targach zejść bardzo nisko. Są zadowoleni, gdy mogą potargować. Ale i potrafią być niemili, gdy sprzedaż się nie uda. Sadząc po głosie i gestach, oberwało mi się, gdy po długim targowaniu zrezygnowałam z zakupu. Zresztą i tak nie miałam zamiaru niczego kupować, ale niechcący popatrzyłam na podsuwany pod twarz towar. I już nie było odwrotu.
Lablabi
Tu w stolicy wyspy w licznych restauracjach można także, zaspokoić swój apetyt. W większości dominuje kuchnia tunezyjska, która jest mieszanką arabskiej, tureckiej, włoskiej i francuskiej. Jest w czym wybierać. Mimo pory obiadowej mogliśmy posmakować lablabi, bardzo gęstej zupy z ciecierzycy, którą serwuje się na śniadanie. Wcześniej jedliśmy ją w hotelowej restauracji, ale ta była smaczniejsza. Jedna z lokalnych firm oferowała nam udział w saharyjskim safari. Djerba stanowi świetny punkt wypadowy w głąb Afryki. Stąd na Saharę jest niedaleko. Na ląd można przedostać się po wybudowanej jeszcze przez Rzymian grobli, która jest jednym z najciekawszych zabytków kultury technicznej w tej części świata. Ale jakoś nie było chętnych. Tym bardziej, że nam kończył się już czas pobytu na Djerbie.
Tekst i fot. Wiesława Kusztal
Napisz komentarz
Komentarze