Mieszkała i pracowała w mieście – w handlu, w restauracji. Kilka lat temu mieszkanie w Brodnicy wraz z mężem zamienili na wieś. Mieszkają dziś w Kominach, nieco od miasta. Dom duży, przestronny. No i kawałek ziemi.
Angelika zastanawiała się co z tą ziemią, bo to jednak kawałek pola wokół domu. Może kury nioski? Choćby po to, żeby mieć własne jajeczka, dla rodziny. Ten pomysł zaczęła realizować krok po kroku. Zakupiła zielononóżki i tzw. towarówki, typowe rude kury, biegające po wsiach, w obejściu. Widziała co z nimi zrobić, czego od nich oczekiwać, jak je utrzymywać. Uczyła się, śledząc także ważne informacje, rady, instrukcje w internecie.
- Zdarzyło się, pięć lat temu, trafiłam w sieci na informację o wystawie drobiu w Powsinie pod Warszawą. Już byłam zdecydowana i miałam swój plan. Oznajmiłam najbliższym: jutro pojedziemy sobie na majówkę – wspomina Angelika Miraszewska.
- To był błąd – z uśmiechem komentuje owe zdarzenie Krzysztof, mąż Angeliki, a myśli o tym, że dziś trzeba załatwić paszę dla wielu gatunków i odmian, ras kur wyjątkowych, przepięknych, wymagających codziennej troski i wiele innych drobiazgów. - Zaczęło się coś innego.
W Powsinie zostały nawiązane pierwsze kontakty. W sieci Angelika zrobiła przegląd hodowców, wybrała odpowiednich, nakupowała jaj, do tego inkubator. No i poszło.
Krzysztof przysłuchuje się naszej rozmowie, a raczej opowieści o kurach, przepiórkach. Niby jest zdystansowany, ale przecież dumny z osiągnięć żony. A jest z czego.
Można zatem posłuchać opowieści o kurach jedwabistych, które przyjechały z Francji od zaprzyjaźnionej Polki, o udanym stworzeniu stada zarodowego, w którym maszerują brahmy gronostajowe, że czarne brahmy, to dość unikatowa odmiana, stosunkowo ich mało w Polsce. Na kurach temat się nie kończy. Są przecież kaczki staropolskie!
- Tak się złożyło przez lata, że kaczki staropolskie zostały wyparte przez tańsze w utrzymaniu francuzki i pekinki – opowiada Angelika. - Wśród hodowców powstała znakomita inicjatywa, utworzono Klub Kaczki Staropolskiej, w tym roku po przewodnictwem Przemysława Tesaka z Wrocławia. Pracujemy nad tym, żeby odbudować chów kaczki staropolskiej w czterech barwach: dzikiej, sarniej, srokatej i srebrzystej. U mnie jest sarnia. Są i przepióreczki, miniaturowe kaczki callduck, amerykańskie kayugi – całe czarne, nawet jajeczka mają w czarnych skorupkach.
Nagrody na wystawach, przeglądach to dla Angeliki już coś naturalnego, podobnie jak wyjazdy na wystawy, które stały się nieodłączną częścią pracy Angeliki i Krzysztofa Miraszewskich. Wyjazd do Unisławia, Włocławka czy Solca Kujawskiego jeszcze nie jest wyprawą, wydarzeniem staje się Wrocław, Powsin czy Kielce (z reguły w styczniu). Puchary są już tylko dowodem na to, że hodowlana pasja Angeliki to nie zachcianka, ale już poważniejsza sprawa. Przyjdzie przecież czas także na międzynarodowe pokazy. Na razie jednak skupia się na pracy nad czarną brahmą. I przytula jedwabiste, gronostajowe, przemawia do nich, bo potrzebują czułości.
Tekst i fot. Bogumił Drogorób
Napisz komentarz
Komentarze