Do poczekalni u lekarza specjalisty weszła starsza pani. Usiadła obok równie wiekowej jak ona kobiety. Między paniami szybko wywiązała się rozmowa. Głównie mówiła pani Bronisława. Poruszała naraz wiele wątków. A im więcej mówiła, tym bardziej się emocjonowała. Dłużej zatrzymała się przy zbliżających się świętach. Z wypiekami na twarzy opowiadała o Bożym Narodzeniu z jej dzieciństwa i z czasów późniejszych. Całe przygotowania zarówno te religijne jak i te domowe, od zawsze były dla niej bardzo ważne. Mieszkała na wsi, a tam tradycji bożonarodzeniowych ściśle przestrzegano.
Dawniej
jedzenie, ozdoby, a i ubrania trzeba było robić samemu - mówiła. I to nie tylko swetry i czapki. Matki szyły wszystko i to głównie w zimie, gdy nie było pracy w polu. Były też inne obowiązki. Cały adwent chodziło się na roraty, które zaczynały się o szóstej rano. Wtedy po wioskach nie jeździły autobusy, a o samochodach to się nikomu nawet nie śniło. Do odległego kościoła szło się w ciemnościach, przy trzaskającym mrozie i nikt nawet nie pomyślał, że mógłby nie pójść. Pamiętam czasy jak we wsi nie było elektryczności. A moje ulubione czytanie książek, odbywało się przy naftowej lampie – wspominała.
Taki los
Pani Bronisława w poszukiwaniu lepszego życia dość szybko opuściła rodzinne gniazdo. Dzięki zamiłowaniu do książek znalazła pracę w bibliotece. Tam też poznała swojego męża. Od początku lubili ze sobą rozmawiać. Najczęściej o literaturze. Po ślubie stworzyli wspaniałą rodzinę. Wychowali trójkę dzieci. Pani Bronisława uważała się za szczęściarę. Dobry mąż, udane dzieci i życie skromne, ale godne. Po skończonych szkołach dzieci pouciekały do miast. A najstarszy syn mieszka w Anglii. Pasmo szczęścia przerwała śmierć jej męża. Została sama. Latem to pół biedy, ale gdy nadeszły jesienno-zimowe szarugi i każdy grzał się przy swoim piecu, pani Bronisławie doskwierała samotność. Popsuty wzrok, uniemożliwiał czytanie ukochanych książek, a kłopoty ze stawami nie pozwalają na chodzenie.
Nie czekam na święta
Kiedyś, gdy wszyscy byliśmy razem, urządzałam prawdziwie radosne święta – wraca do wspomnień. Robiłam tradycyjne potrawy i pod choinkę drobne prezenty. Przed wieczerzą zawsze wyglądaliśmy pierwszej gwiazdki, a po kolacji śpiewaliśmy kolędy. Ale jak dzieci założyły swoje rodziny, to zaczęły przyjeżdżać na zmianę, bo ich połowy też chciały do swoich rodzin. Dopóki żył mąż jakoś to znosiłam. Ale ostatnich kilka lat nie czekałam już na pierwszą gwiazdkę. Czekałam na któreś ze swoich dzieci. Dawniej zawsze zostawialiśmy jedno puste miejsce przy wigilijnym stole. A teraz bywało, że wszystkie były puste. Nie miałam z kim przełamać się opłatkiem, ani komu złożyć życzenia. Nie było wesołych świąt. Były gorzkie łzy samotności. Potem okazywało się, że dzieci zapomniały ustalić kto ma jechać do matki. Ot, taki los. Czasami na wigilię zapraszali sąsiedzi, ale gdzież bym śmiała, to wielkie rodzinne święto komuś zakłócać. Kłamałam, że wyjeżdżam, a potem siedziałam po ciemku, żeby nikt mnie nie widział. Nie lubię już tych rodzinnych świąt. I nie czekam na nie.
Strach przed obcym
Rok temu, moja pani doktor pomogła mi złożyć podanie do Domu Seniora. Teraz dostałam wiadomość, że za kilka dni mogę się wprowadzać. Boję się tych przenosin. Dlaczego akurat teraz muszę sie przeprowadzać, gdy wigilia, Boże Narodzenie? Teraz myślę, że te moje samotne i przepłakane święta może nie były najgorsze? Myślałam nawet o zrezygnowaniu z przeprowadzki, ale lekarka, do której mam ogromne zaufanie mówi, że jak teraz się wycofam, to kiedyś od nowa będę czekała w kolejce. Na samotne życie, bez pomocy innych, nie mam szans. Ale boję się tam iść. Jak będą wyglądały te rodzinne świętach w obcych murach? Czy będzie opłatek? Często myślę o tym dlaczego moje dzieci tak ucieszyły się, że idę do domu starców? Dlaczego mnie zostawiły? Przecież całe swoje życie im oddałam. Coraz ciszej, przez łzy pytała samą siebie. W poczekalni panowała głucha cisza. Nikt z siedzących nie starał się jej pocieszyć. Bo cóż warte są słowa przy takim żalu i bólu? Na szczęście głos pielęgniarki, wywołującej panią Bronisławę do gabinetu wpół zadania przerwał jej myśli…
Radosnych, rodzinnych świąt.
Opr. i fot. Wiesława Kusztal
Napisz komentarz
Komentarze