Tego typu uwagi słyszało się na podwórku, w szkole, na przerwie – tam właśnie znajduję ślady takich zachowań w swojej pamięci, we wspomnieniach. Przyznaję, reakcje bywały różne – z reguły napięcie spadało, krzykacz podejmował rozmowę o kilka tonów niżej. Ale też padała deklaracja typu: a właśnie, że będę się darł!!!
Obserwuję nie tyle z niepokojem, co raczej z uśmiechem, nie z zakłopotaniem, co z politowaniem, wystąpienia prezydenta Dudy Andrzeja. Początkowo sądziłem, że nie wie on do czego służy mikrofon, że wzmacnia głos, że można się łatwiej koncentrować na przekazie. Jeżeli ktoś do mnie mówi, to chcę, żeby mówił a nie krzyczał. A prezydent Duda Andrzej krzyczy! Wystąpienie podczas obchodów 100-lecia Niepodległości najlepszym tego dowodem. Nie jedyne.
Może się wydawać, że głośna mowa oznacza pewność siebie, i to jest właśnie to, co posiadacze tych głosów chcą, aby o nich myślano. Często jest to skryta niepewność i lęk bycia nieusłyszanym. W konsekwencji pozostaje wrażenie, że krzyczący to człowiek zły, niezadowolony. Do tego jeszcze ten wyraz twarzy.
Głośniej drze pyska tylko niby ksiądz, narodowiec Jacek Międlar. Prezydent Duda Andrzej zbliża się do tego poziomu.
Bogumił Drogorób
Napisz komentarz
Komentarze