Przyznać muszą szczerze i uczciwie, że osiągnąłem pewien stan umysłu, który grono ekspertów nazwało bardzo łagodnie: zidioceniem. Określono jednoczenie, że jest to dość wysoki stopień zidiocenia, a byli w tym gronie m.in. jeden jasnowidz, dwóch zielarzy, przy czym jeden na haju, dwóch medyków leczących powietrzem i słońcem, jeden nastawiacz kręgów, masażysta oraz masarz z prywatnej ubojni bydła.
Kręgarz, kierujący tą grupą znakomitych ekspertów uznał, że ten stan można określić na 97 proc. Ponoć w kraju stuprocentowe zidiocenie osiągnął; tylko jeden gość. Na razie.
W czym problem? Otóż przypadkowo, podczas dyskusji, gdzie byli owi zacni eksperci, wyraziłem opinię, że 12 listopada br. nie powinien być dniem wolnym od pracy, tylko 13 listopada br. Przyjąłem założenie, że skoro 11 listopada jest niedziela, na dodatek święto, to kolejny dzień, logicznie rzecz biorąc może być dniem wolnym, ale tylko pod warunkiem, że następny będzie wolny, czyli 13 listopada. Moja argumentacja była taka: skoro 13 listopada będzie wolny, to 12 listopada z rozpędu będzie wolny – tak jak sobota przed niedzielą. Wtedy zielarz, ten na haju, poprosił grzecznie, żebym powtórzył argumentację. Powtórzyłem, ale nie dotarło.
Wobec tego wziąłem na tapetę żarówki. Powiedziałem, że będąc w Berlinie przeszukałem całe miasto, sklepy mniejsze i większe, od „Aldiego” poczynając (bo na A), w poszukiwaniu zwykłej żarówki, takiej jak mój dziadek świętej pamięci miał w piwnicach (miał dwie piwnice). Sądziłem, że źle szukałem, ponieważ zacząłem od zachodniej części miasta - Moabit, Wilmersdorf, Charlottenburg, Zehlendorf. Okazało się, że we wschodniej, dawnej stolicy NRD, też nic nie można było znaleźć. Osram, czy nie osram, nie chodzi przecież o markę. Nawet w tej sprawie szykowałem pismo do prezydenta Niemiec - Franka-Waltera Steinmeiera. Odradził mi jednak znajomy sierżant z Bundeswehry, mówiąc, że prezydent by się zapewne zdziwił. W najgorszym wypadku mógłbym dostać w lampę.
Ten przypadek opowiedziany w gronie ekspertów – wyżej wspomnianych – spowodował, że ich nastawienie do mnie pogłębiło i tak już pesymistyczne stanowisko, choć zielarz, ten na haju, dał pewną nadzieję, mówiąc, że niczego nie będzie w ciemno podpisywał, a już nic nie dostrzega. Mimo tego zapewnienia certyfikat na temat zidiocenia został wystawiony i zacząłem się nim posługiwać.
Bogumił Drogorób
Napisz komentarz
Komentarze