Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
wtorek, 26 listopada 2024 08:29
Reklama dotacje rpo

Startuje Rzeszotara 

Startuje Rzeszotara 

Rycha Rzeszotarę, człowieka znikąd,  poznałem kiedyś na uroczystym spotkaniu jubileuszowym 150-lecia OSP w remizie. Znamy się lat kilkanaście, a spotkania z nim zawsze wnoszą coś nowego do moich notatek, reporterskich zapisków.

Wielokrotnie zaskakiwał mnie swymi pomysłami na życie, pracę, spędzanie wolnego czasu, kierunek myślenia, projektowanie przyszłości, tak teraz nie było dla mnie niespodzianką to, co wyjawił podczas ostatniego spotkania.

Był koniec lata, właściwie ostatni dzień lata, słoneczny i dość ciepły. Byliśmy nad jeziorem, zanurzyliśmy się ze trzy razy, wzięliśmy łódź wędkarską i wiosłami na zmianę, żeby się spocić, zmęczyć. Żeby to zmęczenie na zdrowie wyszło.                                                                  Rychu stwierdził, że pocił się konkretnie od połowy kwietnia.

- Słońce było nieustannie, nawet chyba nie zachodziło – powiedział to z pewną obawą, czy przypadkiem zacznę machać rękami, głośno przeczyć, na astronomię się powoływać, przytaczać cytaty z naukowych książek, mówić co to dzień a co noc, o spaniu nie wspominając, z kalendarza  ze zdartej kartki odczytywać wschody i zachody. Ale nic z tych rzeczy z mojej strony. Wchodzenie w słowo Rychowi byłoby próbą zniszczenia obrazu jaki wyłaniał się z jego myśli, epizodu, który zaczynał się rozrastać z każdym jego słowem w opowieść, fabułę wielowątkową. Wolałem słuchać, w głowie notować, spamiętać możliwie najwięcej.


- Tak więc jutro – pociągnął wiosłami, niemal kładąc się na dziobie łodzi – zanim zajdzie słońce i lato pójdzie hen, za wody, zanim skończą mi się wspomnienia z ognisk nad jeziorami tu i tam, zgłoszę swoją kandydaturę na burmistrza miasteczka.

- Tam gdzie mieszkasz? – wyrwało mi się pytanie najgłupsze z możliwych, ale Rychu Rzeszotara taktownie łyknął ten mój błąd.

- A myślisz, że gdzie? Przecież nie wystartuję na prezydenta Warszawy. Czy  na durnia wyglądam? – podał mi wiosła. Przejąłem zmianę i pociągnąłem pod lekki wiatr.

Spodziewałem się po Rychu takiego kroku, ale żeby nie wypadać na zarozumiałego gwizdnąłem fantazyjnie, co mogło być odebrane jako coś w rodzaju podziwu. 

- A teraz posłuchaj co powiem, 

bo to ciebie dotyczy – zamoczył ręce w wodzie i obtarł o koszulkę na brzuchu. – Będziesz moim rzecznikiem, rozumiesz? Sprzeciwu nie widzę! – roześmiał się i ochlapał mnie wodą, co mogło oznaczać poświęcenie.

- Czy ty dobrze to wszystko przemyślałeś – powiedziałem bardzo spokojnie i wolno, cedząc słowa, jak gdyby dając mu czas do namysłu na odpowiedź -  jeśli chodzi o mnie, o mój w tym udział. Może ja nie pasuję do tej układanki. Zastanawiałeś się na tym?

- A kogo wezmę? – nie przestał mówić ani przez moment. -  Starą Strachową? Może Włada ze żwirowni, albo Maksa Ruchałka ze zrębu? Oni mają jedynie na mnie zagłosować. Takie zadanie postawiłem przed nimi. Tylko tyle. Trzeba ich będzie doprowadzić do lokalu wyborczego i wyprowadzić. Ty natomiast, splunął sprawdzając czy płyniemy, masz się zająć sprawami kompleksowo.

Zaciągnęliśmy do  przystani. Na pomście leżały dwie, o zaczepnym spojrzeniu, wędkarstwem zajmował się lokalny weteran kłusownictwa, w marynarce podniszczonej na łokciach, którego karta wędkarska straciła dawno legalizację, nadto utopiła się gdzieś w jeziorze, a każdą interwencję służb ochrony przyrody kwitował słowami: a dalibyśta spokój staremu człowiekowi, rybów żałujeta? Rzuciliśmy w jego stronę kilka ciepłych słów

Zwinęliśmy żagle, udając się rowerami przez las, każdy w swoją stronę. Do siebie miałem dalej, bo na pociąg z tym rowerem, z przesiadką, tak więc pod wieczór wylądowałem w fotelu przed telewizorem, właściwie po to, żeby zasnąć. Śnił mi się Rychu Rzeszotara, kandydat na burmistrza miasteczka w województwie znanym z większej ilości jezior. Gdy zadzwonił telefon szybko okazało się, że ten sen, choć sen, to wcale nie sen. Rzeczywistość się do mnie dobierała.

- Strategia

- powiedział Rychu, bo to on dzwonił. – Strategia, pamiętaj, pomyśl, wykonaj, dobranoc.                                                                                Niestety, nie mogłem zasnąć. Za dużo wrażeń. Z rana szybka kąpiel, krótkie golenie, do krwi. Dwa jajka na miękko, czyli z zupką. Dobry, czerstwy chleb orkiszowy. Kawa raz, kawa drugi raz. I do roboty. Do południa miałem już przygotowane cztery wersje ulotek. Strategię w punktach. 

O godz. 15.00, punktualnie stawił się Rychu Rzeszotara, siedliśmy w skupieniu, on się oddał lekturze. Postawił na herbatę i sok pomidorowy, ja po raz trzeci na kawę. Odrzucił trzy propozycje hasła wyborczego. Uśmiechnął się przy tekście: „Kto jak nie ja!”. Do tego zdjęcie, w charakterystycznym kapeluszu.

- Bardzo mnie się to podobuje. Od razu mnie charakteryzuje, a konkurencję ustawia pod ścianą. I tak ma być! – rozpoczęliśmy rozmowę w tym właśnie duchu. Następnie strategii punktów czytanie. Na głos. Dla lepszego spamiętania. Dużo skreśleń, poprawek od metra, sporo niezgody z jego strony. I tak minął dzień pierwszy.

Konkurencja

składała się z dwóch kandydatów. Helena Kazimiera Tarura, reprezentowała ruchy miejskie, a punktem zaczepienia było radcostwo prawne w miejscowym urzędzie miejsko-gminnym. Administracja samorządowa. Niezła figura, zachęcający biust, po menopauzie. Drugi zawodnik to nauczyciel muzyki z zawodu, dwojga nazwisk, Joachim Stein – Kamiński, były dyrektor zespołu szkół, zwolniony dyscyplinarnie przez burmistrza, weselny grajek, przywrócony do łask i pchnięty na dyrektora rolniczej instytucji, gdy przyszła fala i obrzydzono całą przeszłość, wszystko co dotychczas. Lekko po pięćdziesiątce.

- Chcesz coś wiedzieć o nich bliżej? – już sięgałem po stosowny skoroszyt z papierami gdy Rychu powstrzymał mnie gestem ręki.

- Łyknę ich obojętnym kalafiorem – powiedział pewnie – wcale nie będę się wdawał w dyskusję. Niech się oni biją między sobą – sięgnął po kruche ciasteczko, popił herbatą. – Wczoraj, zaraz po przyjeździe, siedziałem długo w noc i zastanawiałem się co i jak. I postanowiłem, nie obraź się, przyjąć moją strategię

strategię Ryszarda Rzeszotary,

tak to nazwę. I to nie będzie zabawa grzecznościowa, wymiana zdań i uprzejmości. Pojadę po nich – tu nabrał powietrza jak gdyby chciał powiedzieć zdanie dłuższe, złożone współrzędnie – równo! Powtarzam: równo. Moja strategia, słuchaj uważnie, to kłamstwo. Strategia oparta na kłamstwie. Rozumiesz? Co słowo to kłamstwo. Mogę wszystko obiecać, cokolwiek. Nawet podając termin! „Rolling Stonsów” mogę sprowadzić, bo niby dlaczego nie. Ulica to nie chodnik, chodnik to nie ulica. Zrobię chodnik po parzystej stronie i kto mi skoczy? Przykłady rzucam, rozumiesz? I tunel pod rzeką, na dodatek, żeby tłoku nie było.

- Wywiozą cię na taczce…

- Oj, przyjacielu, widzę, że wątpisz we mnie…

Pracowaliśmy ostro, nie zawracając sobie głowy prasą, telewizją, wiadomościami. Budowaliśmy piętrowe absurdy, złożone z kłamstw, półprawd, fantazji i marzeń też. Efekt był taki, że na kilka dni przed wyborami do samorządu Ryszard Rzeszotara, reprezentujący – jak powtarzał – społeczeństwo, pozostał sam na placu boju.

- Pan kłamie! – krzyknął ktoś na spotkaniu przed remizą.

- To pan kłamie – Rychu opędził się

- Nie, to pan kłamie, że ja kłamię…

Takie rozmowy prowadził kandydat na burmistrza miasteczka i gminy.  

Pierwsza wycofała się Helena Kazimiera Tarura, która opuściła rywalizację sponiewierana, na dodatek z nową ksywą HaKaTa. Już tylko ta ksywa stawiała ją w kącie. Dwa dni po niej ogon podwinął gość dwojga nazwisk: Joachim Stein – Kamiński. Jemu z kolei wyszukano taką drabinkę: PZPR, SLD, Samoobrona, PiS. 

- I kto może zostać burmistrzem? No powiedz sam. Chyba nikt nie ma złudzeń – Rychu poprawił kapelusz i udał się na ostatnie, przed ciszą wyborczą, spotkanie z mieszkańcami uwielbiającymi ciekawe rozwiązania personalne.

Tekst i fot. Bogumił Drogorób


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Ostatnie komentarze
Autor komentarza: LupusTreść komentarza: Narazie zabawa. Oglądaliśmy rzuty. Grzmi tylko oszczepniczka małolatka U-14. Za rok prawda o potędze wyjdzie albo nie. Kto wejdzie na bieżnię, ten jest lekkoatletą, a ten kto z nimi jest na bieżni jest trener z nazwy. Data dodania komentarza: 16.05.2023, 20:44Źródło komentarza: Lekkoatletyka. Sukcesy brodnickich biegaczyAutor komentarza: KuracjuszkaTreść komentarza: Ale NUMER opisał super Redaktor Bogumił! A tak naprawdę - to z czekaniem do sanatorium - to też numer i to w kolejce długiej! A tyle dajemy na NFZ, by zdrowym być i marzyć, by mieć wciąż te dzieścia lat.. kuracjuszka, ale jeszcze bez numeru.....Data dodania komentarza: 11.05.2023, 20:13Źródło komentarza: Sanatoryjny numer 4457Autor komentarza: joko Treść komentarza: Niech się wasz trener nie chwali . Słyszałem ze dawniej jemu wszystkie plany przysyłał i był na obozach jakiś trener z Iławy. Dlatego w mukli miał nawet mistrzów Polski na 400m i w sztafetach. Teraz leci na jego planach, ale wyników medalowych to oni od 6 lat nie mają, bo z tego trenera zrezygnował. Mukla ma nawet dobry do LA stadion a lepiej żeby miała dobrego trenera do medali. Chyba że wpadnie mu jakiś zawodnik co był już mistrzem Polski, to może zrobi z niego mistrza województwa. Data dodania komentarza: 9.04.2023, 09:00Źródło komentarza: Lekkoatletyka. Pot i ciężka pracaAutor komentarza: lolek Treść komentarza: Mierne ta wyniki latem mieliścieData dodania komentarza: 8.04.2023, 20:30Źródło komentarza: Lekkoatletyka. Pot i ciężka pracaAutor komentarza: WiKTreść komentarza: Życzę powodzenia i zachwyconych gości. Oczywiście ciekawa jestem jak kaczka się udała?Data dodania komentarza: 7.04.2023, 23:17Źródło komentarza: Kaczka faszerowana kasząAutor komentarza: CzesiaTreść komentarza: Super Wiesiu! Takie danie po nowemu zrobię na te Święta, bo do tej pory głównym dodatkiem był ogrom jabłek... Dzięki za przepis.. Dam znać, jak smakowała gościom... pozdrawiam już z apetytem! CzesiaData dodania komentarza: 7.04.2023, 17:17Źródło komentarza: Kaczka faszerowana kaszą
Reklamadotacje rpo
Reklama