Tak niedawno, w lipcowe wieczory, zupełnie spontanicznie stawaliśmy pod sądem z własnymi świecami i kierowani czysto obywatelskim obowiązkiem, a nie jak mówi Beata Szydło z inicjatywy i za kasę zachodniego finansisty. Staliśmy z nadzieją na coś więcej niż tylko te dwa weta prezydenta. Oczekiwaliśmy, że reforma sądownictwa wejdzie na właściwe tory, oparte na cywilizowanych metodach. Ale nadzieja nadzieją, a bój toczy się dalej.
- My nie chcemy pozorowanej reformy, my chcemy dogłębnych zmian w sądownictwie, bo tego potrzebują dzisiaj Polacy - mówiła Beata Szydło. I tu się zgadzamy. To prawda, że Polacy, zarówno zwolennicy, jak i przeciwnicy rządu PiS opowiadają się za reformą sądownictwa. Trzeba przyznać, że już dawno w naszym społeczeństwie nie było takiej zgody. Niestety nie jest tak dobrze, jakby się chciało. Wśród osób, w większości należących do opozycji, a kierujących się zdroworozsądkowym myśleniem, nikt nie ma wątpliwości, że usadowienie na sądowych stołkach nowych, ale swoich pro-pisowskich prezesów, to jeszcze nie jest reforma, a wręcz przeciwnie.
Owszem, społeczeństwo opowiada się za reformą, ale nie za kolejnym bublem. Chcemy naprawy, a nie całkowitego burzenia istniejącego ładu. PiS kolejny raz przygotowało ustawy naprędce i bez konsultacji. Tym razem pominięto autorytety i środowiska prawnicze. Przez Sejm przepchnięto ustawy pod osłoną nocy, nie dopuszczając do merytorycznej dyskusji. Gdyby nie weta prezydenta już byśmy mieli całkowicie pozorowaną reformę sądownictwa i absolutne zagrożenie dla niezawisłości sądów. Ta reforma, władzę nad polską Temidą, daje jednej partii, a właściwie jednemu człowiekowi, który ma już prokuraturę, teraz ma dostać sądy. Całkowite zwierzchnictwo w jednym z ważniejszych resortów w Państwie znajdzie się w rękach Zbigniewa Ziobry, który, jak mówią o nim koledzy prawnicy, do orłów w dziedzinie prawa nie należy. Ale pan ZZ jest tak pyszny i butny, że nie są mu potrzebne opinie jakichś tam ekspertów, czy profesorów z dziedziny prawa. On sam wie lepiej i już.
Po wzmożonych lipcowych demonstracjach w obronie sądów była nadzieja, że ucichnie wrzawa na ten temat, a do pracy przystąpią fachowcy ze wszystkich opcji politycznych, a przede wszystkim niezależni eksperci. Niestety PiS przygotowuje dla siebie grunt pod kolejny skok na sądy. Władza, która miała słuchać Polaków, ani myśli tego robić. Zamiast słuchania głosu obywateli będzie do nich mówić. I nie będą to mównice w parlamencie, ani media.
Teraz to bilbordy będą płaszczyzną do „rozmów”.
Rozpoczęła się kampania bilbordowa. To pierwszy projekt rządu, który powraca do tematu reformy sądownictwa. Tym razem rząd posłuży się już nie tylko ojcem dyrektorem i TVP, ale także Polską Fundacją Narodową. Dla ścisłości trzeba dodać, że jest to twór rządowy, utworzony z ogromnych publicznych pieniędzy. Niemałe kontrowersje budzi fakt, że fundacja miała promować Polskę za granicą. Tymczasem odbywa się rządowa ofensywa, która hasłami z tablic ma przekonywać społeczeństwo o felerach rodzimego wymiaru sprawiedliwości.
Beata Szydło czaruje społeczeństwo, że kampania nt. reformy sądownictwa ma kształcić obywateli, dlatego im więcej będzie informacji merytorycznych, w prosty sposób tłumaczących konieczność tej reformy, tym lepiej.
Wątpię, że hasła z bilbordów w stylu: „Tak było: sędziowie o sobie »nadzwyczajna kasta«. Tak będzie: sędziowie jak wszyscy obywatele – gdy łamią prawo ponoszą odpowiedzialność”, przysporzą jakiejkolwiek wiedzy w sprawie konieczności zreformowania sądownictwa w Polsce. Koszt bilbordów, którymi PiS nastawia Polaków przeciwko obecnym sądom i sędziom to prawie 20 milionów złotych.
Wśród osób zatroskanych o los współobywateli rodzą się pytania: czy w kraju w którym rząd ma szkoły i media publiczne potrzebne jest wydawanie tak olbrzymiej kasy na bilbordy? Czy w kraju, w którym rząd ciągle podnosi ceny na lekarstwa dla chorych na raka i po przeszczepach i czy w kraju gdzie Ministerstwo Zdrowia nie ma pieniędzy na leczenie umierających na nowotwory dzieci, a służba zdrowia leży na łopatkach, to bilbordy powinny być priorytetem w wydawaniu pieniędzy z państwowej kasy?
Po raz kolejny rodzi się też pytanie dlaczego ta władza, aby coś zmienić, oczywiście ma do tego prawo, burzy zamiast naprawiać. Ta władza rządzi przez konflikt i sprzeciw. Nie ma budowania i jednoczenia. Rząd odpowiedzialny za miliony Polaków zamiast scalać i jednoczyć, dzieli społeczeństwo.
Ponadto, czy ktoś z rządzących pomyślał o wpływie tej nagonki na sądy i sędziów na społeczeństwo. To jest odbieranie zaufania do instytucji państwowych. Polacy tracą, a wielu już straciło, poczucie bezpieczeństwa we własnym kraju. I nie są to ludzie oderwani od koryt i pozbawieni ciepłych posadek.
Politycy PiS mówią, a raczej straszą, że kampania bilbordowa na rzecz reformy sądownictwa ruszy także za granicą. Dziwna ta debata i sposób promowania Polski. Wygląda to raczej na oczernianie Polski i naszego wymiaru sprawiedliwości. Na pewno takim działaniem nie poprawi się wizerunku i nie wzmocni zaufania do polskich instytucji. I co najważniejsze w tej sprawie, rząd zamiast faktycznie walczyć z przewlekłością w sądach blokuje ponad 700 wolnych etatów sędziowskich. To o co z tą reformą chodzi?
Wiesława Kusztal
Napisz komentarz
Komentarze