Wracam na turystyczny szlak. Tyle jeszcze zostało do opisania – wrażeń, emocji, przygód.
Z Deiva Marina, jadąc wąską drogą prowadzącą w góry dotarliśmy do Manalge, gdzie przez kilka dni będziemy mieszkać. Wieczorem, zaraz po przyjeździe, urządziliśmy się w naszym wakacyjnym domu, pięknie wkomponowanym w liguryjskie wzgórza. Uroku okolicy dodawało zachodzące słońce, które szybko schowało się między łagodne szczyty. Noc była gwieździsta, rześka i długa. Po podróży pełnej emocji można było godnie się wyspać. Dlatego pierwszy wakacyjny ranek zaczął się skoro świt około godz. 9.00. Uderzyło nas rozgrzane słońcem powietrze, a na horyzoncie błyszcząca morska tafla. Dookoła cisza zmącona jedynie świergotem ptaków, licznie okupujących gęsto rosnące drzewa i krzewy. Pełni szczęścia na dzień dobry, dopełniło mocne, włoskie espresso. Gdyby do kawy zjeść jeszcze świeże, cieplutkie cornetto (czyli rogalik), albo brioche (bułeczka), to byłoby to obfite śniadanie (la colazione) po włosku. Włosi zazwyczaj nie tracą wiele czasu na poranny obfity posiłek, typowy dla naszej kuchni.
Strzał mocnej kawy
W Italii zwyczajny dzień zaczyna się od niewielkiej dawki skondensowanej energii, pobudzającej uśpiony po nocy umysł, ukrytej w strzale mocnej kawy espresso‚ a do tego słodziutkie ciasteczka i rogaliki. Jak na początek dnia, który budzi się po sutej kolacji poprzedniego wieczoru, takie śniadanko jest wprost idealne.
Do tego nieśmiertelnego duetu rodem z włoskiego buta, dołącza porcja świeżych wiadomości prasowych, przeczytanych w zaprzyjaźnionym barze, który oczywiście nie ma nic wspólnego ze znanym nam polskim barem. Taka dawka energii przeciętnemu Włochowi wystarcza do lunchu.
Po wybornym espresso
i wiadomościach z internetu, dla nas obfite śniadanie w iście polskim stylu. Zwłaszcza na wakacjach nie przewidujemy żadnych szokujących terapii, wprowadzając, choćby drobne ograniczenia w menu. Wręcz przeciwnie. Mamy zamiar rozkoszować się włoskimi smakowitościami. Ponadto, przed nami długi dzień pełen atrakcji i niespodzianek, więc solidna dawka kalorii jest jak najbardziej wskazana.
Z grubsza nakreślając kierunek trasy udaliśmy się w drogę. Do spektakularnych widoków już zdążyliśmy się przyzwyczaić. Góry, wzgórza i trochę niższe pagórki zajmują praktycznie całą Ligurię i bardzo często wpadają prosto do morza, tworząc pejzaż niezwykle atrakcyjny, szczególnie dla podróżników spoza Włoch. Wybrzeże Ligurii oprócz wspaniałych krajobrazów i zabytków, posiada wyjątkowo łagodny, śródziemnomorski klimat, który wpływa na bogactwo rosnącej tu bujnie roślinności.
Penetrujemy fragment riwiery liguryjskiej
położonej pomiędzy cyplem Mesco w okolicy Levanto, a przylądkiem Montenero przy Portovenere. Już nazwa Cinque Terre, czyli Pięć Ziem, wskazuje, że znajduje się tu pięć miejscowości: Monterosso, Vernazza, Corniglia, Manarola i Riomaggiore, które mamy w planach odwiedzić. Jest to pięć urokliwie położonych miasteczek, jak kukułcze gniazda zawieszonych na stromych skałach, twarzą do morza. Te miejscowości wraz z Portovenere i archipelagiem 3 wysp – Palmaria, Tino i Tinetto tworzą malowniczy park narodowy.
Cinque Terre, to według opinii wielu podróżników, zgadzam się z nimi w całości, to najpiękniejszy park narodowy we Włoszech. To magiczne miejsce, swoją atrakcyjnością przyciąga tysiące turystów z najodleglejszych zakątków ziemi.
Od pierwszego pobytu we Włoszech, uważałam, że jest to jeden z najbogatszych w cuda natury kraj Europy. Kiedyś swoją urodą urzekały mnie włoskie Dolomity, Sycylia, Sardynia, czy Toskania. Dziś moje serce skradła Liguria. Nie spotkałam nigdzie indziej, na tak niewielkiej powierzchni, tylu zapierających dech w piersiach widoków i tak urzekających miasteczek.
Patrząc od strony morza, widać kolorową jak tęcza zabudowę, jakby wrośniętą w strome góry i malowniczo skłaniającą się do turkusowej wody. A tuż nad brzegiem skalistych klifów intymne plaże, przedzielone cichymi, zielonymi zatoczkami. Trochę dalej w głąb lądu porośnięte lasami i winnicami góry, z, jak mówią chodziarze, przyjaznymi dla spacerowiczów ścieżkami. Tu jest niewiarygodnie pięknie. Nie na darmo Park Narodowy Cinque Terre został wpisany na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO.
Przeżyj to sam
Szwendając się po krainie Pięciu Ziem, myślę sobie, że jestem w najpiękniejszej części Ligurii. Panuje tu nieopisana atmosfera. Tu harmonijnie łączy się piękno i ludzka życzliwość. Jest to jedno z tych miejsc, którego uroku i klimatu nie oddadzą najlepsze fotografie, ani obrazy mistrzów, ani też najbardziej poetyckie opisy. To trzeba przeżyć samemu i zobaczyć na własne oczy. Jeżdżąc po okolicznych drogach podziwiamy nie tylko widoki, ale wręcz koronkową robotę rozwiązań komunikacyjnych. Do prowadzenia dróg, czy linii kolejowych konieczne było wykucie w skałach mnóstwa tuneli, dzięki którym możliwy jest dojazd do wielu nadmorskich miejscowości. Zresztą cały ten pobyt upływał na przejazdach długimi, czasami jednopasmowymi tunelami. Często, dość długo trzeba było czekać na zielone światło i na wjazd do tunelu.
Po pierwszych wypadach do okolicznych miejscowości uznaliśmy, że łatwiej docierać łodzią, lub pociągiem, niż pchać się wąskimi i krętymi drogami. Myśląc o wygodzie turystów wprowadzono tu Cinque Terre Card, która daje możliwość bezpłatnego korzystania z linii kolejowych i autobusowych, które rozwożą ludzi po głównych i najbardziej atrakcyjnych miejscach. Przewoźnicy mają co robić. Skoro teraz, po sezonie, jest tu dość tłoczno, to co dopiero w okresie wakacyjnym. Dlatego zdecydowanie warto tu przyjechać np. we wrześniu.
W sezonie, czy po, turyści szturmują Włoską Riwierę, to popularna nazwa wybrzeża Ligurii, a zarazem najstarszy region kąpieliskowo-uzdrowiskowy Włoch z głębokimi tradycjami i bogatą historią. Nic dziwnego, że z powodu starych i bardzo wąskich uliczek w trosce o bezpieczeństwo, a także o wygodę mieszkańców zmusza się przyjezdnych do zostawiania aut na parkingach usytuowanych na obrzeżach miasteczek. Stamtąd per pedes, czasami i 2 km. do centrum. Optymistyczna wiadomość jest taka, że przeważnie w stronę miasta idzie się z górki, ale po wielu godzinach snucia się po urokliwych uliczkach, powrót pod górę, bywa męczący.
Tęcza na skałach
Ten niewielki region charakteryzują, jakby wrośnięte w skały, stojące na wysokim, stromym klifie kolorowe kamienice. Każda w innym, wyraźnym kolorze, bo jak mówią starzy mieszkańcy tych kamienic, to znaki rozpoznawcze dla rybaków powracających z morza, aby łatwiej trafiali do swoich domostw. Kolejnym, ciekawym architektonicznym pomysłem, specyficznym dla tego regionu, jest trompe l'oeil, sposób malowania dwuwymiarowej powierzchni, dający złudzenie trójwymiarowości. Takie malarstwo to iluzja rzeczywistości. Z daleka wygląda jak zasłonki w oknach, balkony tonące w kwiatach, czy ozdobne framugi drzwiowe.
Skąd taki pomysł?
Podobno w dawnych czasach, za każde okno z widokiem na morze trzeba było do kasy miasta płacić dość duży podatek, dlatego, aby zaoszczędzić pieniądze okna budowano od strony podwórzy, a od morza, aby utrzymać styl budowli, po prostu je domalowywano.
Wiesława Kusztal
Napisz komentarz
Komentarze