Do rozmowy na tematy około muzyczne, o nagrodzie, o inspiracjach i marzeniach Wiesława Kusztal zaprosiła Krzysztofa Kisiela Majczuka.
- Kilka dni temu regionalne media podały informację, że zespół Dogs Head, którego jest pan współtwórcą zdobył nagrodę Nadzieja Roku. Za co ta nagroda?
- Zostaliśmy nominowani do nagrody „Toruńskie Gwiazdy” w kategorii „Nadzieja Roku” w plebiscycie Radio Gra, którym udało nam się wygrać. Jest to najważniejsza nagroda muzyczna w Toruniu. Fundatorem tej nagrody jest Prezydent Miasta Toruń. Nie będę ukrywał, że jest to dla nas niezmiernie ważne, iż podczas tak prestiżowego wydarzenia zostaliśmy docenieni oraz, że muzyka alternatywna, jaką gramy, przebija się do szerszej publiczności. W 2015 roku wydaliśmy debiutancką płytę, dużo pracowaliśmy i cieszymy się, że przyszedł czas na zbieranie plonów. W styczniu otrzymaliśmy przyznane pierwszy raz od kilku lat Grand Prix na festiwalu KATAR w toruńskim klubie OD NOWA.
- Jakie były początki pańskiej drogi artystycznej?
- Bardzo mocny wpływ na mnie miał Teatr Wiczy, w którym przez kilka lat miałem przyjemność grać w spektaklach, do teatru wciągnął mnie mój starszy brat Jakub. Poznałem tam wielu kreatywnych i rewelacyjnych ludzi, niektórzy z nich cały czas działają artystycznie. Z jedną z tych osób z Anetą Giemzą-Bartnicką współpracowałem jeszcze później w Brodnickim Domu Kultury, w którym zresztą Aneta pracuje do dziś i prowadzi zajęcia teatralne, osiągając w tej pracy wiele sukcesów. Jeżeli chodzi o przygodę z muzyką to największy wpływ na mnie miał kultowy klub Piano, kolebka wielu znakomitych zespołów. Ten klub wychował kilka pokoleń wartościowych ludzi, których na długie lata związał z muzyką. M.in. moi koledzy z liceum założyli zespół Jack the Ripper, w którym byłem wokalistą przez kilka lat. Zespół był dość znany lokalnie.
- Proszę opowiedzieć o muzyce, którą pan gra i tworzy.
- Zespół Dogs Head to trzy osoby, Adam Gowor, Szymon Szóstak i ja. Z Adamem poznaliśmy się w Toruniu gdzie stworzyliśmy materiał na pierwszą płytę. Adam zajmuje się muzyką elektroniczną. Udało nam się połączyć nasze zainteresowania i wyszło coś moim zdaniem ciekawego. Do składu dołączył znany mi jeszcze z ogólniaka brodniczanin Szymon Szóstak, który wzbogacił brzmienie elektroniczne, żywymi instrumentami. Gramy szeroko pojętą muzykę elektroniczną z pogranicza trip-hopu. Trip hop, to gatunek muzyczny znany też pod nazwami Bristol Sound lub Bristol Acid Rap. To nie jest muzyka łatwa i przyjemna, ma przekaz, jest buntem, kontestacją rzeczywistości.
- Do waszej muzyki, którą tworzycie wspólnie jako zespół piszecie także teksty. Co pana inspiruje?
- Ja osobiście staram się mówić o czymś ważnym, czymś co niepokoi, co uwiera. Nie potrafiłbym mówić o „niczym”. Wiele rzeczy w dzisiejszej rzeczywistości mi przeszkadza, jestem buntownikiem, to jest moja forma wyrażenia sprzeciwu wobec zła, niegodziwości, przemocy, ograniczaniu wolności, nie chodzi mi o jakieś konkretne sytuacje, staram się stawać w obronie wartości uniwersalnych. Akurat teraz dzieje się wiele niedobrego, ale niestety każdy czas ma swoje demony. Tworzenie jest też pewną formą oczyszczenia się, wyzbycia się lęków.
- Jakie emocje i jakie przesłanie przekazuje pan swoim odbiorcom.
- Staram się zasiać ziarno, które spowoduje lekki dyskomfort, wyzwoli myślenie, może kogoś pobudzi do działania. Jest we mnie dużo buntu. „Anger is a gift” - „gniew jest darem” cytując mój ulubiony zespół. Siedzeniem na kanapie niczego nie zmienimy.
- Tu się zgadzamy, liczą się tylko czyny. Jest pan brodniczaninem. Czy, a jeśli tak, to w jaki sposób to miasto, społeczeństwo wpłynęło na wybór drogi życiowej?
- Jestem patriotą lokalnym, zawsze podkreślam, że pochodzę z Brodnicy. Jeżeli chodzi o wpływ środowiska brodnickiego na mnie, to był on ogromny. To świetne miasto z potencjałem. W czasach kiedy byłem nastolatkiem działały kluby z muzyką na żywo, był Teatr Wiczy, kilkanaście zespołów przy BDK i Piano. Nie sposób było żyć bez kultury.
- O czym marzy muzyk, Krzysztof Kisiel Majczuk?
- Mam wspaniałą żonę Martynę, która jest artystką, świetnego syna Jasia, marzenia już się spełniają. Jeżeli chodzi o drogę muzyczną to dawno już porzuciłem marzenia o „życiu z muzyki”. Ciężko pracujemy, więc mam nadzieję, że nasza praca zostanie doceniona przez publiczność. Kolejna płyta w ogólnopolskim wydawnictwie i porządna trasa koncertowa, to jest takie małe marzenie, myślę, że do spełnienia.
- Dlaczego Kisiel?
- Ten pseudonim jest ze mną od zawsze. Nazywają mnie tak rodzice, nazywała babcia. Niestety nie udało mi się dowiedzieć skąd się wziął.
- Dziękuję za rozmowę i życzę dalszego spełnienia się marzeń, także muzycznych.
Rozmawiała Wiesława Kusztal
Fot. Marcin Wojtasik
Napisz komentarz
Komentarze