Przyszli do mnie dwaj złomiarze, ludzie z inicjatywą, pełni temperamentu. Znam ich, bo pchają czasami wózek, tzn. jeden pcha, drugi idzie obok niego. Przyszli z prośbą, żebym im przygotował ofertę.
Oferta ma opiewać na trzy okręty kończące żywot w marynarce wojennej Australii. Chodzi o fregatę, korwetę i okręt podwodny. Powiedziałem, że są już na to klienci. To nic, powiedział ten od pchania wózka, my sobie damy radę. Pisz pan szybciej, bo mamy samolot, dodał ten od chodzenia. Byli nie do zatrzymania, ani słowa sprzeciwu.
Gdy już mieli papier w ręku zapytałem jak to sobie wyobrażają. Ten od pchania rzekł, że to ich sprawa. Teraz lecą. I tylko to się liczy. We dwójkę? No tak, a po co wchodzić w koszty? – odpowiedział ten od chodzenia. Ja poprowadzę korwetę a on – tu wskazał na partnera w interesach – zajmie się fregatą. A okręt podwodny? Nie ma problemu, usłyszałem, jak już go dostaniemy to sprzedamy na miejscu. Niech go nawet zatopią. Będzie atrakcją turystyczną dla turystów nurkujących. A z fregatą i korwetą? – byłem ciekaw. Dopłyniemy do Bałtyku sami, dalej do Wisły, Wisłą do Drwęcy, Drwęcą do góry, do Brodnicy i tam je sprzedamy w skupie złomu. Widzisz kolego – dodał ten chodzący – trzeba pogłówkować!
Zanotowałem to z całą powagą.
Bogumił Drogorób
Napisz komentarz
Komentarze