Komuniści bali się Prymasa Polski, kardynała Stefana Wyszyńskiego. Bali się jego obecności, jego milczenia, o słowach nie wspominając. A naród słuchał, co powie człowiek, uosabiający wolność, spokój, dodający ducha wierzącym i niewierzącym, którzy jawnie i skrycie przeciwstawiali się władzy z sowieckiego nadania. Był w tym nieustępliwy, nieugięty. Takiego pamiętamy my – z pokolenia, które urodziło się tuż po wojnie, w kraju idącym po wolność przez poznański Czerwiec 1956, Marzec 1968, Grudzień 1970, Radom i Ursus 1976, Sierpień 1980, przez czas „Solidarności” aż do Okrągłego Stołu 1989, aż do odzyskania pełnej suwerenności.
Komuniści bali się kardynała Karola Wojtyły, którego próbowano nawet w jakimś stopniu skłócić z Prymasem Polski kardynałem Stefanem Wyszyńskim. Później bali się Jana Pawła II, jego słów i gestów.
Dziś, w wolnym jeszcze kraju, Prymasem Polski jest arcybiskup Wojciech Polak. Mówi do narodu i do władzy, która znajduje się w rękach PiS-u. Mówi, aby szanować porządek i ład społeczny, a nie bezmyślnie burzyć dla takich czy innych racji. Mówi o poszanowaniu Konstytucji, o potrzebie przemiany. Padają słowa mocne i jednoznaczne, i wszyscy wiedzą do kogo są adresowane. Gdy Prymas Polski mówi, że nikt nie ma prawa zawłaszczania wspólnego dobra, ładu i porządku społecznego wyłącznie dla siebie a wyłączając innych, wiemy dokładnie do kogo mówi.
Mówi z tego samego miejsca co jego wielcy poprzednicy – z Jasnej Góry. No tak, ale w odpowiedzi możemy usłyszeć, że to lewackie nawoływania. A poza tym, co to za Prymas? Przecież najważniejszy kapłan nie mieszka w Warszawie…
Bogumił Drogorób
Napisz komentarz
Komentarze